7. krew ci leci

263 16 6
                                    

Axel's pov

Wyrzuciłem filtr z papierosa po jego wypaleniu. Silny wiatr poniósł go gdzieś, jednakże nie zwracałem na to uwagi. Mimo, iż byłem w naszym miejscu, z którego widok był przepiękny, ja zajmowałem się czymś innym.

Patrzyłem na złotą obrączkę w moich dłoniach. Obraz mojego upadku i ubezwłasnowolnienia. A potem spojrzałem na godzinę w telefonie. Była trzecia w nocy, co oznaczało, że siedziałem tu już dobre sześć godzin. Na wyświetlaczu pojawiło się dziesięć wiadomości od Lisanne. Odczytałem, ale nie odpisałem.

Odłożyłem komórkę na kamień i upiłem kolejny łyk tequili. Moje gardło zapłonęło, a ja już chyba zacząłem powoli zapominać o całym tym syfie.

Mary mnie nienawidziła. Paczka jakoś mnie trawi, ale to nadal jest niewystarczające. Ja jestem niewystarczający. Szczególnie dla Claine, która nigdy nie wychodzi z mojej głowy. Znów przed oczami miałem ten moment, gdy pierwszy raz tu byliśmy. Kiedyś uważałem ją za nic nie wartą osobę, ale miała ona więcej wartości niż wszyscy inni razem wzięci.

- Ty wiesz, że siedzenie tutaj i picie ci nie pomoże, prawda? - usłyszałem znajomy głos za sobą. Nawet się nie zdziwiłem. Wiedziałem, że to kwestia czasu, nim on się tu pojawi.

- Może nie pomoże, ale umili mi chwilowo czas. - parsknąłem i spojrzałem na Rogera, który siadał obok mnie.

- Zjebałeś. - powiedział po długiej chwili ciszy.

- Może jakieś "Cześć, Axel. Cieszę się, że żyjesz". - prychnąłem i znów upiłem łyk.

- Wiesz, że się cieszę. - westchnął i oparł łokcie o kolana.

- Chociaż ty.

- Reszta też. - powiedział pogodniej.

- Nie obchodzi mnie reszta. - burknąłem. Znów spojrzałem na złoto w mojej dłoni. - I ty o tym wiesz.

- Ona też w końcu ci wybaczy. - poklepał mnie po ramieniu. - Jest po prostu... bardziej wrażliwa jeśli chodzi o ciebie.

- Powiedziała mi dziś. -zacząłem, ale spojrzałem na godzinę. - Właściwie to wczoraj... że mnie kocha.

- To chyba dobrze. - mruknął, a ja wzruszyłem ramionami.

Czy to dobrze? Chyba tak, ale nie cieszyło mnie to tak jak powinno. Raczej na samą myśl miałem ochotę napić się cyjanku, uprzednio skacząc pod ciężarówkę. Mary mnie kochała, a ja kochałem ją. Gdyby tak nie było, nie zgodziłbym się na wyjście za Lisanne Black. Byłbym w stanie zrobić wszystko, aby tylko ta zniszczona przez życie i przeze mnie dziewczyna była szczęśliwa.

Chciałbym być częścią jej życia. Aby wiedziała, że zawsze ma we mnie oparcie i może na mnie liczyć. Jednak ona chce, żebym trzymał się z daleka. Nie wiem co mam zrobić. Normalnie byłbym egoistą i zrobił to co chcę, ale gdy chodziło o Claine, zawsze stawiałem jej dobro i wolę na pierwszym miejscu.

- Nie wiem.

- Ale czego tu nie wiedzieć?

- Nie wiem, kurwa. - spojrzałem na niego. - Możesz choć przez chwilę się zamknąć?

- Kochasz ją?

- Kocham.

- To jej to powiedz i tyle.

Spojrzałem na niego jak na debila.

- Ona to wie. - prychnąłem. - Ale myślisz, że powiedzenie jej "kocham cię" wyleczy wszystkie rany, które jej zadałem?

- Myślę, że nie wiem. - wzruszył ramionami. - Ale to ty z nią byłeś, więc powinieneś wiedzieć.

- No i wiem, Ryan! - wstałem i stanąłem naprzeciw niego. - Ona mnie nienawidzi. Zresztą, dziwisz jej się? Wiedziałem w jakim jest stanie. Gdybym wtedy zginął, nie miałaby takiego załamania jak teraz. Bo nie było cię z nami od początku. Nie widziałeś jaka ona jest. Znalazła dziewczynę, która została zgwałcona przez Marcusa i nie znając jej totalnie, przesiedziała przy niej kilka dni w szpitalu. Traciła resztki sił na gotowanie, a i tak tego nie zjadała, bo na to już nie miała siły. Uważała, że nie zasługiwała na życie na tym świecie, ale prawdę mówiąc, to świat nie zasługiwał na takiego anioła jak ona. Bo była aniołem i dalej nim jest, tyle że połamałem jej skrzydełka.

Nie odezwał się, tylko pokiwał głową. Spojrzałem na niego i pokazałem mu obrączkę na moim palcu.

- W ten sposób zniszczyłem tą dziewczynę. Pozwalając się zaobrączkować.. To głupie.

- Ty cały jesteś głupi, Ash.

***

Mary's pov

Przeczołgałam się na łóżku, a następnie usiadłam na moim tymczasowym wózku i pokierowałam się do łazienki. Skorzystałam z toalety i korzystając z okazji, że mojej siostry nie było w domu, podjechałam do schodów. Wiedziałam, że Maddy zrobi mi za to jazdę, ale nie mogłam wiecznie siedzieć na górze.

Najpierw spuściłam ze schodów ten wózek, a potem usiadłam i z głośnym jękiem bólu odepchnęłam się, zjeżdżając na tyłku po schodach. Gdy zjechałam na sam dół, z podobnym jękiem wczołgałam się na wózek i pojechałam do salonu.

Zabrałam paczkę fajek i zapalniczkę, a w oczy rzuciła mi się też szczotką, więc ją również wzięłam, aby poczesać sobie włosy. Wyjechałam na taras i niezgrabnie odpaliłam papierosa, a nikotyna w końcu zaspokoiła głód w moich płucach.

Brzuch, a raczej rana po operacji zaczęła mi delikatnie krwawić, co musiało być zasługą zjeżdżania po schodach. Przyłożyłam do tego rękę, a krwotok po chwili ustał. W końcu zabrałam się za ogarnięcie włosów, a gdy jedną ręką związałam moje brązowe kosmyki, odłożyłam szczotkę obok na stolik.

Odpaliłam kolejną fajkę, wzdrygając się lekko na dźwięk otwierania drzwi. Już szykowałam się na ten opierdol od Maddy, za moje nieodpowiedzialne zachowanie, ale stety niestety obok mnie pojawił się ten bezmózgi idiota.

Lub jak kto woli, mąż mojej byłej przyjaciółki.

- Wyjdź. - mruknęłam, zaciągając się.

- A jeśli nie?

- To cię walne. - warknęłam i uniosłam rękę w gipsie. - A to boli, Max mi świadkiem.

- Krew ci leci. - spojrzał na moją koszulkę.

- Jakbym nie wiedziała. - prychnęłam.

- Daj, zobaczę ci to. - kucnął obok mnie ale natychmiast odjechałam wózkiem do tyłu. - Przecież nic ci nie zrobię.

- Nie dotykaj mnie, kurwa. - syknęłam i chwyciłam za rączkę szczotki.

- Ja ci to tylko opatrzę... - zaczął, ale w tej samej chwili szczotka odbiła się od jego czoła.

- Wypierzaj. - wskazałam na drzwi i chwyciłam popielniczkę. - albo rzucę tym.

Przewrócił oczami i wyszedł.

***

umieram wewnęntrznie :))

LOST  || ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz