6. wypierdalaj stąd, Axel

299 20 3
                                    

- Jak dobrze, że żyjesz. - Max wszedł do mojej sali z bladym uśmiechem.

- Wszystko dobrze z tobą? - zapytałam cichym, zachrypniętym głosem, a on spojrzał na mnie jak na idiotkę.

- Milcz.

- Ale ja serio pytam, Max. - kaszlnęłam.

- Nic mi nie jest, jestem tylko trochę obity i mam złamane ręce. Gorzej z tobą. Jesteś cała w bandażach i w gipsie.

- Mam tylko złamaną nogę. - mruknęłam i uciekłam wzrokiem. - Noo, może dwie. I rękę. - dodałam, ale podnosiłam drugą rękę. - Ale patrz, ta jest tylko skręcona. Już jakiś pozytyw. - parsknęłam.

- Lecz się, wariatko. - pokręcił głową, jednak na jego wargach wykwitł uśmiech ulgi.

- Podaj mi wodę. - wskazałam głową na szafkę na której stała w połowie pełna butelka wody. Od jakiś trzech dni mogłam już pić i mówić, więc było lepiej. W dodatku chłopak Maxa dopiero dzisiaj wypuścił do z domu, ponieważ cholernie się o niego martwił.

Blondyn podał mi butelkę, którą odkręcił. Upiłam kilka łyków, trzymając ją w zdrowszej ręce. Kroplówka troszkę mi to utrudniała, ale kurde! Miałam rękę w ortezie i pozostałe kończyny w gipsie, a ja zajmowałam się tylko pieprzoną kroplówką?

Oddałam mu butelkę, którą zakręcił i postawił na stoliku. W tym samym momencie przyszła wieczorna wizyta, więc Max musiał na chwilę wyjść. Już jutro Maddy mogła mnie stąd zabrać, co niezmiernie mnie cieszyło, jednak i tak nie miałam możliwości zrobić czegokolwiek. Przynajmniej mogę ruszać palcami, więc będę mogła palić.

Josie sprawdziła też moją ranę po wycięciu śledziony i oznajmiła, że z rana zdejmą mi szwy. W sumie to urocze, że kobieta była dla mnie cholernie miła i zawsze poświęcała mi znacznie więcej czasu, niż pozostałym pacjentom. Chociaż może dlatego, że byłam w opłakanym stanie.

Chwilę po jej wyjściu drzwi do sami się otworzyły. Byłam pewna, że to Max, ale gdy znajoma woń dotarła do moich nozdrzy, uniosłam rękę i palcem wskazującym wskazałam na drzwi.

- Wypierdalaj stąd, Axel. - warknęłam, nie fatygując się nawet, by otworzyć zamknięte powieki.

- A jak ci powiem, że zabiorę cię na szluga, to ze mną pogadasz? - zapytał ze śmiechem, ale ja nie podzielałam jego humoru.

- Nie. - odburknęłam. - Wytrzymam do jutra. Żegnam.

- Jutro wychodzisz?

- Dla ciebie mogę nawet postarać trafić do izolatki na miesiąc lub dwa. - zakpiłam. - Axel, no nie żeby coś, ale zajebiście się na tobie zawiodłam i nie udawaj, kurwa, że nic się nie wydarzyło, bo te miesiące były dla mnie pieprzonym piekłem. - powiedziałam poważnie, spoglądając w jego oczy.

- Mary, zależy mi na tobie..

- Okej. - powiedziałam trochę zbyt głośno. - Mi też na tobie zależało. Ale, kurwa, daj mi żyć życiem, w którym cię nie było, bo powoli zaczęłam się do niego przyzwyczajać.

Chłopak stał jak wryty, obserwując moją twarz.

- Bo kocham cię i ty doskonale o tym wiesz. Może nawet ty też mnie kochasz, ale to nie zmienia faktu, że powstała między nami ogromna przepaść. - powiedziałam, nerwowo wyłamując palce skręconej ręki. - Masz teraz żonę i może masz mnie za głupią, ale ja doskonale wiem jak to wygląda w tym waszym popapranym świecie. Nie uznajecie rozwodów, a jedynie śmierć i zdrady. Ale zapewne nie możesz jej zdradzić.

Po jego braku odpowiedzi wiedziałam, że miałam rację. Co nieco wiem od Maddy, oraz z tego co on sam mi kiedyś opowiadał.

- No widzisz. - wzruszyłam ramionami. - Jeśli tak bardzo chcesz, to okej. Bądź przy mnie i niszcz mnie jeszcze bardziej. Jeszcze może sprowadź sobie tu Lisanne i przychodźcie za rączkę na nasze rodzinne obiadki. - prychnęłam.

- Dobrze wiesz, że nic do niej nie czuję. - odezwał się.

- Ale ona ma to w dupie. Myśli, że kochasz ją po uszy tak, jak ona kocha ciebie. - wyjaśniłam mu. - A i miło z twojej strony, że nie chciałeś zapraszać nieznajomej koleżanki Lisy na własny ślub. - zagryzł szczękę. - W sensie to oczywiste, że bym nie przyszła, ale przynajmniej wiedziałabym, że żyjesz.

- I co by ci to dało? - warknął trochę zbyt oschle, przez co przez moje ciało przeszedł dreszcz. - Magicznie postawiła byś sobie za cel znalezienie mnie? - prychnął i kpiąco uniósł kąciki ust. - Obydwoje wiemy, że pewnie byś się zabiła. Bo jesteś do tego zdolna, a ja nie chciałem cię testować, bo nie po to zgodziłem się na ten ślub, żebyś ty została martwa.

- Ależ ty miałeś dobre intencje. A teraz wyjdź.

Znów przez chwilę milczał, ale niestety na tym nie poprzestała ta konwersacja.

- Czy po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, nie możesz choć przez chwilę ze mną porozmawiać

- Ależ rozmawiamy! Rozmawiamy i to chyba najszczersza rozmowa, jaką kiedykolwiek z kimś przeprowadzałam, Axel. Ale jeśli mam być w pełni szczera, to wiedz jeszcze, że żałuję, że nie zginęłam w tym wypadku.

***

rozdzial krótki, ale go lubię. może nie jest jakiś wybitny, ale myślę że bez tego nie byłabym w stanie pchnąć tego dalej.

za to ja go n lubię, bez sensu jest. poprawiam to i wrzucam trzecią część bo przynajmniej co nieco sensu ma

LOST  || ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz