15. to jakiś wstrząs?

213 15 6
                                    

Jechaliśmy przez las. Było jeszcze jasno, ale słońce już chyliło się ku zachodowi. Axel jechał pierwszy, bo lepiej znał trasę. Była to gównie prosta droga z górkami i zjazdami od czasu do czasu.

W pewnym momencie przejeżdżaliśmy obok jakiegoś domku. Wyglądał na stary i opuszczony. Shane się zatrzymał i spojrzał na niego, a następnie na mnie.

- Gdy byłem mały, przychodziłem tu z Nate'm i Chloe. - westchnął i zszedł z rowera. Położył go na ziemii i zaczął iść w kierunku budynku. - Ale nigdy nie weszliśmy do środka.

- I nie wejdziemy. Chyba że sobie sam pójdziesz. - prychnęłam. Zaraz po tym okno zaskrzypiało, co dodało mi adrenaliny. - Ja idę pierwsza.

Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Były otwarte, więc weszłam do środka. Stałam w pomieszczeniu ze starą kanapą, stolikiem, zerdzewiałym piecem, szafkami i no ogólnie był to taki salon z aneksem kuchennym.

- Myślałem, że jest tu strasznej. - Powiedział Axel i wyminął mnie. Przeszedł przez otwarte drzwi do kolejnego pomieszczenia.

Była to sypialnia. Przy ścianie stało łóżko, a raczej stelaż łożka, obok komoda, a nad nią okno. Kolejne drzwi prowadziły do łazienki, która wywarła na mnie chyba największe wrażenie. Stara toaleta, umywalka i wanna były pokryte rdzą, ale na podłodze na płytach nie było ani ryski.

- Cóż, zwiedzone, więc... - zaczął Axel, ale umilkł. Spojrzałam na niego jak trzymał się za głowę, a następnie na sufit, w którym brakowało kawałka deski.

- Chodź, zanim się zawali. - pociągnęłam go do wyjścia. Wsiadłam na rower, a on zrobił to samo. Kontynuowaliśmy jazdę.

Po około godzinie słońce było już bardzo nisko. Od zachodu dzieliły nas minuty, więc postanowiliśmy pojechać na pobliski punkt widokowy, aby na niego popatrzeć. Gdy tam dotarliśmy, zeszłam z rowera i usiadłam na ziemii. Ax usiadł obok mnie.

Oparłam głowę o jego bark, a on objął mnie ramieniem. Pozwoliłam chwili trwać, dopóki jego ciało zaczęło się delikatnie trząść.

Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. W jego oczach było zagubienie, a tęczówki latały na wszystkie strony.

- Axel..? - położyłam dłonie na jego policzki. - Co się dzieje?

Nie odpowiedział. Za to opadł ciałem na ziemię, a jego drgawki gwałtownie się nasiliły. Nie wiedząc co mam zrobić wezwałam karetkę.

- Axel, kurwa nie zostawiaj mnie! - złapałam za jego ramiona. Z jego ust pociekła piana. Odskoczyłam, z przerażeniem na niego patrząc. - Japierdole, Shane!

Z moich oczu pociekły łzy, a moje dłonie zaczęły się trząść. Nie miałam pojęcia co się z nim dzieje, ale obawiałam się najgorszego.

Po jakimś czasie go zabrali. Zadzwoniłam do Maddy, która odrazu po mnie przyjechała. Płakałam przez całą drogę do szpitala, która trwała jakieś dwadzieścia minut. Odrazu gdy zaparkowała wysiadłam i pobiegłam do wejścia.

Wbiegłam na oddział na którym właśnie go przyjęli. Josie miała dzisiaj wolne, bo dopiero kilka godzin temu wrócili z domków, ale lekarz który aktualnie tam był, był przemiły i pozwolił mi przy nim być.

Usiadłam koło jego łóżka. Miał elektrody na klatce piersiowej, które biegły od jakiegoś aparatu oraz kroplówkę na wierzchu dłoni. Był nieprzytomny.

Złapałam jego dłoń w swoją, uważając aby nie uszkodzić welflonu. Delikatnie ją ścisnęłam i położyłam głowę na jego nadgarstku. Obserwowałam rurkę od kroplówki, do momentu, gdy w drzwiach nie stanęła Maddy.

- Co mu się stało? - zapytałam jej. - To jakiś wstrząs?

- On sam niech ci to wyjaśni. - powiedziała i wyszła.

Przypatrywałam się elektrodom, aż nagle moją uwagę przykuły wytatuowane pod piersią cyferki 13011722. Nie wiedziałam jakie miały znaczenie, ale to nie było dla mnie teraz istotne. Jednak musiałam go o to zapytać. Miał wiele tatuaży, ale ten musiał mieć jakieś znaczenie.

***

- Mary? - usłyszałam jego cichy głos i odrazu się obudziłam. Spojrzałam w jego zamglone oczy i odrazu mocno się do niego przytuliłam.

- Ty żyjesz. - westchnęłam i odsunęłam się od niego. - Tłumacz się, kurwa. - założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego spod byka.

- Miałem atak padaczki. - westchnął i spuścił wzrok.

- Masz padaczkę?

- Ta. Pourazową. - parsknął smutno. - Jak miałam trzynaście lat miałem wypadek na rowerze. Samochód mnie potrącił. Od tego czasu miałem ataki, ale brałem leki i były rzadsze. Teraz też je biorę.

- Więc czemu miałeś atak?

- Uderzyłem się w głowę. Wystarczy mocniejszy wstrząs głową i już się telepie. - uśmiechnął się blado.

Wiedziałam o czym mówił. Wtedy w tym domku coś spadło mu na głowę. Cholera. Znów się do niego przytuliłam.

- Chodź tu. - odsunął się trochę na łóżku, aby zrobić mi miejsce. Położyłam się więc obok niego i się do niego przytuliłam, a mój wzrok znów przykuł ten cholerny tatuaż.

- Axel? - odezwałam się po chwili, a on cicho mruknął. - Co oznaczają te literki?

- Które?

- 13011722.

Czułam jak lekko się spiął, ale nie odpuściłam. Chciałam wiedzieć.

- Czytaj to dwójkami. 13 01 17 22. - zaczął. - Każda z tych cyfr odpowiada jakiejś literze alfabetu. Policz sobie.

Przejrzałam w głowie cały alfabet.

- 13 to M - powiedziałam a on pokiwał głową. - 01 to A. - zastanowiłam się dłużej - 17 to R....

Gdy doszło do mnie co oznacza ten szyfr, mimowolnie się usmiechenęłam. Ale z drugiej strony czułam się dziwnie.

- Wytatuowałeś sobie moje imię..? - spojrzałam na niego.

- No tak. A co? - powiedział jakby mówił o pogodzie.

- Axel, to szaleństwo. - powiedziałam poważnie. - Tatuaż zostaje na całe życie.

- Nie przeszkadza mi to. - wzruszył ramionami. - Nawet w piekle mógłbym mieć twoje imię wytatuowane na środku czoła.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Przymknęłam oczy i cmoknęłam go w usta. Chciał pogłębić pocałunek, ale mu na to nie pozwoliłam.

- No weź.

- Jak dojdziesz do siebie.

***

ten rozdział w sumie fajny

LOST  || ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz