- My jesteśmy w szpitalu.
Kamila miała wrażenie że jej serce na chwilę zamarło.
- Jak to? Co się stało? - spytała drżącym głosem.
- Ach nic wielkiego... twój tata poślizgnął się i coś sobie zrobił w nogę - z tła dobiegł ją głos taty „Twojemu staruszkowi nic nie jest!". Odetchnęła z ulgą.
- Żyje, żyje, co zresztą słychać – kontynuowała mama – ale noga spuchła, wyszedł krwiak, nie wygląda to za ciekawie. Jeszcze trochę tu zostaniemy, muszą mu zrobić prześwietlenie. Robimy furorę, ja w sukni wieczorowej, a Robert w garniaku... A czy coś się dzieje w domu? Przerywało cię, nie zrozumiałam co mówisz.
Po krótkim wyjaśnieniu sytuacji Felicja zupełnie zmieniła ton głosu.
- Do naszego przyjazdu nie pozwól mu jeść ani pić. Spaceruj z nim ile możesz. Pod żadnym pozorem nie pozwól mu się kłaść! Ja będę w tym czasie dzwonić do innych weterynarzy. Ktoś w końcu musi odebrać. Będę z powrotem tak szybko jak to możliwe.
Rozłączyła się.
Kamila podniosła wzrok na Damiena stojącego w drzwiach. Miał nietęgą minę.
- I co? - zapytał.
- Muszę z nim pospacerować do powrotu rodziców albo do przyjazdu weterynarza. Jak go zostawię samemu sobie będzie tylko gorzej. Podasz mi derkę? Wisi na suszarce, przy wejściu.
Gdy wiedziała co ma robić to panika trochę z niej zeszła. Stwierdziła że nie ma sensu przebierać kurtki na stajenną skoro ta przesiąkła już zapachem. Wzięła kantar, uwiąz i ruszyła do boksu Lotnika.
- Świetna randka - usłyszała za plecami pełne wyrzutu mruknięcie. Odwróciła się na pięcie.
- Słucham?
- Nic, mówię tylko że świetna randka - powtórzył już bardziej obojętnie. Był wyraźnie niezadowolony. Schował ręce w kieszeniach i patrzył na nią z wyrzutem.
- O co ci chodzi?
- Jadę do ciebie specjalnie, siedzę dwie godziny z tymi śmierdzącymi zwierzakami i zamiast czasu razem dostaję więcej śmierdzących zwierzaków. Nie uważasz że to trochę nie fair?
Zdębiała.
- To sytuacja awaryjna, jeszcze rodzice utknęli po drodze-
- Wymówki. Wciąż są sprawy ważniejsze niż my. Wolisz konie od spędzania czasu ze mną, tak?
- Co?! Nie rzucę teraz wszystkiego i nie pójdę z tobą, jak ty to sobie wyobrażasz? Skoro nie chcesz tu być to możesz iść w każdym momencie, nie trzymam cię na siłę. Trzeba było od razu powiedzieć że nie chcesz, nie było by tematu!
- Skoro tak to baw się dobrze. Ja spadam - przerwał jej, odwrócił się na pięcie, nałożył kaptur na głowę i ruszył szybkim krokiem w kierunku przystanku autobusowego - Następnym razem umów się z koniem - rzucił na odchodne.
Nie wierzyła własnym uszom.
- Damien! DAMIEN!
Nawet się nie odwrócił.
Buzowała w niej złość, ręce się trzęsły. Tam dobrze im szło, nie mieli do tej pory żadnych kłótni, a teraz to? W takim momencie? Nie mogła w to uwierzyć.
Chodziła z Lotnikiem w kółko po placu treningowym, raz w jedną, raz w drugą stronę. Na wiosnę słońce zachodziło wcześnie i gdy tylko promienie znikły za horyzontem od razu zrobiło się zimno. Na szczęście koń nieco się uspokoił. Kamila okryła go derką, choć nie było to łatwe zadanie gdy tak duże, cierpiące zwierzę nie pozwala dotknąć się po brzuchu. Jego boki były tak wzdęte że derka, choć jeszcze rano pasowała, teraz wydawała się być za mała.
CZYTASZ
Próba Dzielności
Teen FictionPrzez niedopilnowanie Kamili dochodzi do fatalnej w skutkach sytuacji, w wyniku której jej ukochana klacz zostaje oddana do innej stajni. Dziewczyna bierze sobie za punkt honoru odzyskać ją tak szybko jak to możliwe. W krótkim czasie rzeczywistość p...