- Ścigamy się?
Ta propozycja zapoczątkowała gonitwę dwóch jeźdźców i ich koni wiosenną łąką. Prowadziła blondynka, na śnieżnobiałym wierzchowcu, druga, już prawie łeb w łeb z nią, szła brunetka na ciemnym kasztanku, który kilkoma długimi susami wyszedł na prowadzenie.
- Prr! Lotnik! Nie szalej! – dziewczyna zaczęła ze śmiechem uspokajać konia, nad którym przestawała powoli panować. Łąka kończyła się zarośniętym rowem z wodą i dziewczyny musiały zwolnić przed nim, aby móc objechać go ścieżką prowadzącą do lasu w prawo. Poklepała parskającego i wyrywającego jej wodze z rąk konia po szyi. Absolutnie ją zignorował.
- Dobra. Skoro tak się chcesz bawić - mruknęła gniewnie i nakierowała wierzchowca w kierunku wysokich chaszczy porastających rów, pewna, że koń nie będzie miał ochoty przedzierać się przez rosnące tam krzaki i zwolni.
Ku jej zdziwieniu wziął krótki rozpęd i skoczył.
Przelecieli przez zarośla, lądując jakiś metr niżej, w płytkiej, mulistej wodzie. Kamila z lekkim okrzykiem zaskoczenia utrzymała się w siodle w wyjątkowo niezgrabnej pozycji. Koń chyba nie spodziewał się takiego obrotu spraw i po lądowaniu w zimnej wodzie zatańczył a miejscu, chlapiąc dookoła i parskając z niezadowoleniem.
- Kamila! Kamila! Żyjesz? Gdzie jesteś? – dało się słyszeć głos, ale suche trawy wszystko zasłaniały.
- Tu jestem Sonia! – Kamila podniosła rękę do góry i chwilę później zobaczyła białą grzywę drugiego konia, Parysa i głowę Sonii nad wysokimi trawami. Przyjaciółka odetchnęła z ulgą.
- Myślałam że wpadliście do jakiegoś bagna. Wyglądało to z boku jakbyście zniknęli.
- Bagno to to nie jest, ale łatwo stąd nie wyjedziemy. Wszystko jest zarośnięte! Chyba spróbuję wyjechać z drugiej strony. Sonia, wy może spróbujcie jakoś naokoło do nas dojechać?
- Dobra – odparła, zawróciła konia i oboje zniknęli z pola widzenia. Kamila przycisnęła łydki do boków konia i skierowała go ku przeciwległemu, mniej zarośniętemu brzegowi bajorka. Koń niechętnie zaczął gramolić się do góry.
- Trzeba było się nie wyrywać – skarciła wierzchowca głosem – No, jeszcze trochę...
Czuła jak jego kopyta zapadają się głęboko w błocie, ale krótkimi, silnymi krokami parł do góry. Co jakiś czas parskał z niezadowolenia. Podzielała jego brak entuzjazmu. Cienkie gałązki smagały ją po twarzy, ale pokrzepiła się myślą że jest wiosna i przynajmniej nie ma parzących pokrzyw - i że nie wpadła do tego śmierdzącego bajorka. W końcu plątanina krzewów i żółtych traw rozstąpiła się i znaleźli się na zakręcie rekreacyjnej leśnej ścieżki.
- Dobry konik – poklepała go po szyi w kolorze ciemnej czekolady – ale nie rób mi tak już, dobra? - wzięła wdech i zawołała - SONIA! My jesteśmy już na ścieżce, da się bez problemu-
Wtem kątem oka zobaczyła wyłaniającego się zza rogu karego konia i równie zdziwionej co ona dosiadającej go dziewczyny. Tamta w momencie próbowała hamować, ale było już za późno. Kamila poczuła mocne szarpnięcie. Spróbowała złapać się grzywy, ale ta wyślizgnęła jej się z palców. Straciła punkty oparcia i poczuła jak spada na ziemię. Upadek był w miarę bezbolesny, ale na szczęście w nieszczęściu wpadła w miękkie, przesiąknięte błotem poszycie lasu, brudząc się od stóp do głów.
Gdy minął pierwszy szok zobaczyła przed sobą tańczącą parę kopyt. Po lesie poniósł się koński kwik gdy kary koń ugryzł Lotnika w zad, a ten w odpowiedzi kopnął w jego kierunku. Oba konie odskoczyły od siebie, a Kamila odczołgała się w panice na bezpieczną odległość żeby nie zostać zdeptaną.
CZYTASZ
Próba Dzielności
Fiksi RemajaPrzez niedopilnowanie Kamili dochodzi do fatalnej w skutkach sytuacji, w wyniku której jej ukochana klacz zostaje oddana do innej stajni. Dziewczyna bierze sobie za punkt honoru odzyskać ją tak szybko jak to możliwe. W krótkim czasie rzeczywistość p...