Metalowe buty grupy rycerzy uderzały o kamienną podłogę lochów. Za zakrętem czekał ich okropny widok. Jedna z cel wybuchła, a więźniowie zniknęli. Nagle jeden z żołnierzy upadł. Później kolejny. I jeszcze jeden. Upadali po kolei dopóki nie został sam dowódca. Przy uchu usłyszał cichy głos, a na karku poczuł ciepły oddech.
- Znów się widzimy Quackity - powiedział głos, a mężczyzna odwrócił się. Za nim nikogo nie było. A mógł przysiąc, że prawie na pewno będzie tam ciemnoblond włosy chłopak z czarną maską.
- Za tobą - rozległ się kolejny głos o wiele niższy od poprzedniego. Znów się obrócił. Znów nikogo tam nie było. Tym razem był pewny zobaczenia różowowłosego mężczyzny w masce przypominającej łeb świni.
- Nie w tym kierunku - obrócił się po raz kolejny. Mógł przysiąc, że przed oczami mignęła mu biała maska z uśmiechem jednak to były tylko zwidy. Znów nikt tam nie stał.
- Ukażcie się! - krzyknął jednak strach w głosie go zdradził. Rozległ się psychopatyczny śmiech pierwszego głosu.
- Ojejku! Dzidzia się boi? - zadrwił drugi głos.
- Technoblade pokaż się! - starał się zabrzmieć pewnie, jednak głos mu drżał. Przed nim zaczęły pojawiać się postacie. Wszystkie trzy dalej ubrane w pomarańczowe kombinezony więźniów, jednak nie nadawały im one żałosnego wyglądu. Wręcz przeciwnie, gdyż dwaj barczyści mężczyźni wyglądali w nich wręcz królewsko mimo, że było to ubranie najgorszych z najgorszych. Przeciwieństwem był natomiast chudy chłopak, niższy od towarzyszy, jednak całkiem dobrze zbudowany. Wdzianko na nim wisiało, bo podczas przebywania w więzieniu schudł tak bardzo, że kombinezon, dawniej lekko opinający się na jego mięśniach, teraz odstawał od wychudzonego ciała. Mimo to dzielnie dzierżył ciężki topór bojowy, a czarna maska zakrywająca dół twarzy nadawała mu mroczny wygląd.
- Witaj Alexis - stłumiony głos najwyższego chłopaka w białej masce aż ociekał politowaniem, a jego topór bojowy opierał się o podłogę w stanie spoczynku.
- J-jak? Skąd mieliście to wszystko? - jąkał się dowódca. Chłopiec w czarnej masce zaśmiał się.
- Zdrajca - jego oczy zabłysnęły - przekazał nam wszystko.
- Kim on był?
- W sumie możemy mu powiedzieć. I tak go zabijemy - wzruszył ramionami mężczyzna w masce świni, przyciągając Alex'a do siebie i przykładając mu do gardła miecz z błękitnego kruszcu.
- Nicholas Armstrong, mówi ci to coś? - zadał pytanie blondyn w białej masce.
- Sapnap? O-on? - przerażony Quackity ledwo przyjął do wiadomości, że jego najlepszy przyjaciel był zdrajcą.
- Dokładnie - syknął mu do ucha Technoblade po czym szyję Alexis'a przebił jego miecz i chłopak opadł na podłogę bez życia, z krwawiącą szyją.
- Chodźcie. Zaraz pojawi się tu więcej strażników - odezwał się cicho, patrząc na zwłoki niewzruszonym wzrokiem Dream. Cała trójka wybiegła z korytarza, przy okazji zabierając martwemu Alexis'owi klucze i sakwę z niektórymi jego rzeczami. O dziwo nikt nie zauważył jak przemykali przez kuchnię, która znajdowała się obok lochów i wychodzili przez tajne przejście w kominku. Obiegli większość miasta lasem i wbiegli w ciasną uliczkę.
- Dłużej się nie dało - zapytał sarkastycznie mężczyzna w czarnej pelerynie stojący obok czterech koni.
- Nie, Sapnap nie dało się - odpowiedział mu również sarkastycznie Dream wsiadając na konia. Wszyscy wbiegli w las przy okazji płosząc kilka krów pasących się niedaleko. Lecz nadzieja, jaka zaległa w ich sercach, stłumiła czujność, którą wyrabiali u siebie przez wiele lat. Za nim podążał już oddział zbrojnych zaopatrzonych w kompasy, które wskazywały stronę w którą się udali. Tętent kopyt skutecznie zagłuszał odgłosy wydawane przez ciężkie zbroje wojaków, a ich wytresowane konie potrafiły doskonale dostosować swój chód do tego jakim podążały wierzchowce zbiegów.
- Generale zatrzymali się - poinformował wysokiego mężczyznę, jeden z rycerzy.
- Tym lepiej dla nas - uśmiechnął się przebiegle dowódca. Lecz uśmiech zaległ na jego twarzy, gdy jego oczy stały się szklane, a strzała przebiła mu krtań. Piekielne wrzaski wydobyły się z gardeł rycerzy. Oto ich przywódca wisiał martwy na swoim koniu. Z drzewa zeskoczył ten sam szczupły chłopak, który wcześniej uciekł z więzienia.
- To co? - krzyknął do swoich przyjaciół wychodzących z krzaków niedaleko - kto pierwszy zniszczy swój kompas wygrywa?
- Dokładnie Al - powiedział wysoki mężczyzna w białej masce. Po chwili już biegł na wroga. Rycerze mimo swojej znacznej przewagi liczebnej, przegrywali z powodu wręcz perfekcyjnych umiejętności dwójki najwyższych przeciwników. Technoblade i Dream powalali po kolei tłumy wojaków. Pierwszy, czwarty, siódmy, wszyscy po kolei ginęli pod ostrzami tej dwójki. Allen tymczasem zajął się szukaniem kompasu, który był przypisany do jego osoby. Znalazł to małe urządzonko przy pasie jednego z już martwych rycerzy na tyle konwoju. Rzucił je na ziemię i zdeptał obcasem buta.
- Wygrałem - zakrzyknął gdy kompas wydał z siebie ostatni zgrzyt.
- Wspaniale, ale musimy iść - odpowiedział mu jego kuzyn, wskakując na swoją karą klacz. Ostrze jego topora lśniło od krwi, lecz wytarł je o ohydny pomarańczowy kombinezon - Techno zaprzestań szukania tego przeklętego kompasu. Twój ponoć miał być u twojego ojca.
- Dobra masz rację - zrezygnował z poszukiwań różowowłosy. Wsiadł na swojego konia i ruszył za oddalającymi się blondynami. Po drodze przyłączył się do nich, do tamtej pory stojący w niedalekiej odległości, Sapnap. Cała czwórka ruszyła na północny - zachód. Lecz nie przewidzieli, że kompas ojca Blade'a nie jest jedyną kopią, a ta którą posiadał ich wróg mogła im w przyszłości przysporzyć wielu kłopotów.
CZYTASZ
Manhunt // Ranboo x Male OC
FanfictionTwierdza Snowchester. Najbezpieczniejsze miejsce na świecie w którym schronienie znajdują ludzi o nadprzyrodzonych mocach. Nikt nigdy jej nie zdobył, a wielu próbowało. W murach tej fortecy zapisała się pewna historia. Historia o dwóch zakochanych c...