16.

19 4 0
                                    

Nim wszyscy się obejrzeli już zaczęły im przyświecać płomienie świec, księżyc ciekawsko zaglądał przez okna swoim białym światłem, a patrząc na las już nie można było rozróżnić drzew, gdyż zlewały się w jedną ciemną całość. A wraz z nadejściem nocy nadszedł stres. Kumulował się w Allen'ie i sprawiał, że chłopak sztywniał za każdym razem jak ktoś się do niego odezwał. Prawie się popłakał gdy Sapnap zapytał go co się dzieje i drżącym głosem odpowiedział, że źle się czuje. Więc gdy odrętwiały szedł do pokoju i zaczepił go Wilbur. Wyglądał żałośnie. Ten sam chłopak, który dzień wcześniej pokonał połowę wojska L'Manburga, był tak żałośnie słaby że aż chciało się płakać.

- Allen - zaczął szatyn - nie musisz iść jak nie chcesz.

- Ale ja chcę - odpowiedział blondyn - po prostu boję się, że coś zepsujemy.

- Wiem. Ja też - westchnął Will i przytulił do siebie niższego. Wbrew pozorom zielonooki potrzebował mnóstwo kontaktu fizycznego. Najpierw wszystkich dziwiły te losowe dotknięcia palcem w ramię lub głaskanie po głowie, lecz zdążyli się przyzwyczaić do tego, że chłopak w ten sposób okazywał to jak lubił ludzi. Oczywiście buziaki i przytulasy były zarezerwowane dla Ranboo, ale nikt nie powiedział, że innych nie przytulał. Poza enderman'em najczęściej przytulany byli Sapnap oraz Foolish. Will puścił blondyna i popatrzył na jego zmęczoną twarz.

- Wiesz może idź spać. Obudzę cię jak będzie pora - powiedział spokojnie.

- Mhm - mruknął Allen i odszedł w stronę schodów na wyższe piętra. Nogi same poprowadziły go do pokoju Ranboo, ponieważ umysł ledwo funkcjonował. Wszedł przez drzwi i opadł na podłogę.

- Allie - szepnął Ran odkładając książkę. Zielonooki siedzący na podłodze zaczął płakać. Po prostu pozwolił by strumienie słonych łez płynęły z jego oczu.

- Co ja zrobiłem nie tak - wyszeptał łamiącym się głosem. Wyższy uklęknął przy nim i objął ramionami.

- Ty nic - odpowiedział na pytanie - to inni ludzie spierdolili robotę.

Trwali w uścisku póki blondyn się nie uspokoił. Później usiedli na łóżku wyższego i trwali w ciszy. Alquette dalej pociągął nosem.

- Chyba powinieneś iść spać - powiedział enderman. Zielonooki pokiwał głową i wtulił się w jego klatkę piersiową - ale na łóżku nie na mnie.

- A muszę? - wymruczał chłopak obejmując wyższego jeszcze mocniej.

- Tak musisz - odparł mu kolorowooki i przełożył go przez łóżko, tak aby leżał na pościeli - zdejmij z siebie ten sweter.

- Skoro tak ci zależy żebym go nie miał to sam to zrób - odparł Allen nawet nie bardzo wiedząc co mówi.

- Wiesz dla własnego dobra wolałbym żebyś ty to zrobił - odparł Ranboo odwracając czerwoną twarz.

- Ej no weź, nie chce mi się - zaczął marudzić blondyn. Na jego słowa enderman tylko podniósł brew i cicho się zaśmiał. Usadził chłopaka w normalnej pozycji i zaczął podbijać jego ubranie. W końcu całkowicie zdjął sweter jaki miał na sobie Alquette, który opadł na łóżko ziewając.

- To było dziwne - powiedział kolorowooki kładąc się obok. Niestety blondyn mu nie odpowiedział. Po prostu zasnął. I to samo po chwili uczynił enderman. Godziny mijały, aż w środku nocy zbudził ich krzyk. Krzyk cierpienia. Wstali czym prędzej i wybiegli na korytarz. To samo uczynili inni mieszkańcy piętra na którym się znajdowali. Zbiegali po schodach tworząc chaos. Na parterze nikogo nie było więc po kolei wybiegali na zewnątrz gotowi walczyć z wrogiem, którego nie znali. Lecz jedyne co tam zastali to Dream płaczący nad ciałem George'a. Brunet miał wbitą strzałę w serce.

- Dream? - szepnął Allen podchodząc do kuzyna.

- On miał żyć - wychlipiał wyższy - miał żyć, chciał za mnie wyjść i mieliśmy adoptować kota, i nazwać go Luca.

Alquette uklęknął obok blondyna. Najpierw położył mu rękę na ramieniu, a później przytulił go z całej siły.

- Może być tylko lepiej - wyszeptał łamiącym się głosem. I klęczeli we dwójkę nad ciałem chłopaka, który miał już nigdy się nie zaśmiać, już nigdy nie zapłakać i już nigdy nie powiedzieć Dream'owi, że go kocha.

- Allen dlaczego to zawsze my? - zapytała załamany Dream, wtulając twarz w ramię kuzyna.

- Co masz na myśli? - odpowiedział pytaniem na pytanie niższy.

- Dlaczego to zawsze my sprowadzamy niebezpieczeństwo na osoby, które kochamy?

- O co ci chodzi?

- Najpierw mama, tata i ciocia, później wujek i Drista. Teraz gdy przyjechaliśmy ty prawie straciłeś Ranboo, a ja George'a. Wyjaśnij mi to. Proszę.

- Też tego nie rozumiem. Ale widocznie tak miało być.

- Ale dlaczego tak, a nie inaczej - krzyknął Clay wybuchając nową falą płaczu nad ciałem kochanka.

- Ej, a co jeśli... to jest karma? Wrzechświat się na nas mści.

- Dlaczego tak głupie teorie mają tak dużo sensu?

- Ale to by znaczyło, że... ty stracisz jeszcze jedną osobę, a ja dwie - wyszeptał niższy. Nie chciał już nikogo tracić. Za dużo tego było.

- Miejmy nadzieję, że ta teoria się myli - wtrącił się Techno.

- Dream musimy go przenieść w inne miejsce - przy chłopakach pojawiła się Puffy z troską na twarzy. Położył rękę na ramieniu wyższego blondyna i uśmiechnęła się pocieszająco.

- Ej - powiedział Allen, odrywając się na chwilę od kuzyna - wiem, że stracenie kogoś kogo kochasz nie jest łatwe, ale musisz się ogarnąć. Czy George chciałby żebyś ryczał nad nim jak ślepy gdy zobaczy kolory?

- N-nie - chlipnął blondyn.

- To ogarnij dupę i przestań to robić - powiedział zdeterminowany chłopak. Jego kuzyn podniósł się z ziemi, otarł łzy i wziął ciało ukochanego na ręce. Ruszył w stronę fortecy, a ludzie w koło ustawili się niczym tunel by schylając głowy uhonorować zmarłego łucznika.

- Odnoszę wrażenie, że to dopiero początek naszych problemów - szepnął Foolish do ucha Allen'owi.

- Ja też Fool, ja też - odszepnął blondyn.

Manhunt // Ranboo x Male OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz