Już z samego rana każdy wyglądał na gotowego do boju. Zerwali się bladym świtem by każdy na swojej pozycji czekał na wojska L'Manburg. Atmosfera w powietrzu była tak gęsta, że aż namacalna. Każdy wyglądał inaczej mimo, że ich zbroje oraz oręż były podobne. Ilość netherytu jakiej użyto do wyprodukowania całego ekwipunku, mogłaby spokojnie uzbroić niezbyt wielkie wojsko. Tommy w ciemno szarej zbroi zakrywającej ciało dzierżył w dłoni łuk refleksyjny, a z pod obronnego metalu wystawały wygodne spodnie oraz koszulka. Techno natomiast nie miał na sobie żadnej zbroi ale kilka noży przy jego pasie, wielki błękitny miecz oraz przerażająca maska skutecznie odstraszała potencjalnych walczących, którzy do tamtej pory nie pokazywali się na polu bitwy. Allen poprawiał zapięcia swojego napierśnika. Czarne rzemienie były ciasno zaciśnięte, sprawiając że szare blaszki mieniące się fioletowym blaskiem mocno przylegały do ciała blondyna. Obok chłopaka przy murze stało opartych kilka kołczanów pełnych strzał, a jego topór leżał na podłodze z powodu zwanego, pewność że chłopak nie będzie musiał go użyć. Jego czarna peleryna powiewała na porannym wietrze, a oczy pociemniałe z gniewu omiatały las w poszukiwaniu wroga. Obok niego pojawił się Ranboo, który delikatnie położył mu rękę na ramieniu. Blondyn minimalnie rozluźnił swoją dłoń trzymającą łuk z taką siłą, że jeszcze trochę i złamałby go w połowie.
- Allie?
- Tak? - Alquette obrócił się przodem do przyjaciela.
- Uważaj na siebie - poprosił go cicho enderman.
- Spokojnie. Bywałem w gorszych sytuacjach - odparł zielonooki.
- Nawet nie chcę wiedzieć jakich - zaśmiał się delikatnie Ran, rozluźniając atmosferę. Szybko cmoknął blondyna w nos po czym odszedł.
- Ej! Tak się nie robi - krzyknął za nim Allen z twarzą pokrytą delikatnym różem. Schodzący po schodach enderman ledwo go usłyszał, a już po chwili pojawił się u boku Wilbur'a stojącego w bramie i spokojnie oglądał jeden ze swoich srebrnych noży.
- Gotowy? - zapytał szatyn chowając ostrze do pochwy przy pasie, obok której były przypięte trzy kolejne.
- Pytasz czy jestem gotowy na wojnę, więc jak myślisz - odpowiedział kolorowooki podchodząc do przyjaciela. Tamten tylko się zaśmiał i poszedł w kierunku ustawionych w linię wojowników do walki wręcz. Puffy ze swoją piracką szablą i srebrną zbroją poprawiała białe włosy związane w warkocz, a stojący obok Foolish w ciemnej zbroi bawił się swoimi egipskimi mieczami, których profesjonalna nazwa brzmiała chepesz. Ich zakrzywione ostrza wykonane z czystego złota odbijały ciepłe promienie słońca. Dalej stali po kolei: Dream kręcący toporem, Techno ze schowanym mieczem mieszający jakąś miksturę, Philza ze swoim mieczem opartym o ziemię oraz Wilbur mówiący coś do niego. Ci wszyscy ludzie. Ci wszyscy ludzie byli gotowi oddać życie by chronić chłopaka, którego tak szybko pokochał oraz jego kuzyna. Stanął obok Wilbura i spokojnie czekał, aż z lasu wyłoni się Schlatt. Po jego obu stronach szli uzbrojeni mężczyźni, a na jego twarzy widać było zadowolenie.
- Witajcie - powiedział znów tym samym oficjalnym tonem.
- Witaj Schlatt - odpowiedział Phil, wysuwając się przed szereg.
- Nie oddaliście więźniów w terminie. A za tym ciągną się konsekwencje - brama za plecami obrońców zaczęła się zamykać. - Możecie pożegnać się z tym swoim żałosnym domkiem.
Gdy dokończył w stronę bramy poleciał pocisk z wyrzutni rakiet, którą przytaszczyli żołnierze L'Manburgu. Gdy tylko pocisk wystrzelił Schlatt rzucił się do odwrotu zostawiając dwójkę swoich gwardzistów strzałom z łuków George'a i Tommy'ego. Allen natomiast powoli celował w nogi generała. Strzała, którą wypuścił ledwo drasnęła łydkę przeciwnika, lecz i tak sprawiła, że tamten potknął się i upadł. Od razu dwójka żołnierzy najbliżej niego zasłoniła go tarczami, chroniąc przed trzema strzałami posłanymi przez Sapnap'a, George'a i Allen'a. Ta wysłana z kuszy czarnowłosego przebiła się na drugą stronę drewnianej powłoki, lecz niestety każda chybiła ich głównego celu. Tymczasem wojskowi z Manberg walczyli z grupą ludzi walczącą wręcz. Foolish już zdążył pozbyć się dwóch z dwudziestu walczących żołnierz L'Manburgu, jednemu wytrącając miecz i popychając go tak by przedmiot w powietrzu przeciął mu klatkę piersiową, a drugiego jakby podduszając tępą stroną swojego ostrza. Puffy fechtowała się z jakimś czarnowłosym, wysokim chłopakiem w klasycznym mundurze armii, a tuż obok Techno zcinał jednocześnie głowy trzech przeciwników. Dream walczył z innym topornikiem, a George pilnował swoimi strzałami by nikt im nie przeszkadzał. Philza latał na polem bitwy rzucając w wojaków nożami z netherytu. Do ich rękojeści przyczepione były małe serca z pęknięciami, symbol blondyna. Wilbur poderżnął gardło jednemu z wojaków, a ten który zakradał się by ugodzić go w plecy został postrzelony przez Aimsey z jej kuszy. Kristin, Karl i Tubbo strzelali z balist do większych skupisk wrogich żołnierzy, a długo przeładowująca się wyrzutnia rakiet wystrzeliła trzy fajerwerki tak, że dwie trafiły kilku żołnierzy odrzucając ich do tyłu, a jedna poraniła mężczyzn, którzy chronili Schlatt'a, tak że brązowowłosy pozostał bez obrony, przez co rzucił się do ucieczki w las. Alquette widząc to porzucił łuk i skoczył z muru przetaczając się po ziemi by złagodzić upadek. Topór przyczepiony do jego pleców obijał się o nie gdy biegł przez pole bitwy w kierunku w którym uciekł Schlatt.
CZYTASZ
Manhunt // Ranboo x Male OC
FanfictionTwierdza Snowchester. Najbezpieczniejsze miejsce na świecie w którym schronienie znajdują ludzi o nadprzyrodzonych mocach. Nikt nigdy jej nie zdobył, a wielu próbowało. W murach tej fortecy zapisała się pewna historia. Historia o dwóch zakochanych c...