Promienie słońca mają to do siebie, że potrafią sprawić, że wszystko jest piękniejsze. Kwiaty na murach lśniły nieznanym blaskiem, kamienne cegły błyszczały złotem, a drewniane okiennice ukazywały każdą linię wieku jeszcze dokładniej niż podczas dni pochmurnych gdy to szarość spowijała świat, a słoje na drewnie ciemniały. Jednak im dłużej Allen przebywał w Snowchester tym dłużej Słońce oświetlało twarz jego ukochanego i sprawiało, że jego kolorowe oczy błyszczały niczym szlachetne kamienie.
Więc gdy uciekając przed Puffy i Dream'em, gdyby jednak zmienili zdanie i uznali, że blondyn dostanie jakiś szlaban, zaciągnął przyjaciela na dach nie mógł się nadziwić tym jaki on był piękny. Usiedli obok siebie na skraju płaskiej części dachu i milczeli.- Raaaaaaaaaaaan - blondyn oparł podbródek o jego ramię i uśmiechnął się.
- Hm? - mruknął Ranboo.
- Jesteś ładny - powiedział zielonooki po czym szybko pocałował enderman'a w policzek i zjechał po dachówkach na wysokość okna, którym weszli na dach. Prędko wbiegł na strych i już go nie było. A kolorowooki nawet nie zamierzał go gonić. Tylko się zaśmiał i dalej siedział czekając na zachód słońca. Po ucieczce blondyna na jego twarzy został jasny rumieniec oraz delikatny uśmiech. Słowa chłopaka naprawdę wiele dla niego znaczyły. Od prawie zawsze miał problem z tym kim był, jest i będzie oraz swoim wyglądem. A wówczas chłopak, którego kochał nad życie powiedział mu, że jest ładny i wszystkie jego smutki znikły. Patrzył szczęśliwy jak niebo zmienia kolor z bladego błękitu na czerwono - różowe, a później na glęboki granat. Zaczęły pokazywać się gwiazdy, a księżyc oświetlił całą scenerię. Jednak wszystko co piękne ma swój koniec. W cienkiej koszuli enderman szybko zmarzł, więc ześlizgnął się po dachu i wszedł na strych. Zastał tam leżącego na zakurzonej podłodze Allen'a.
- Co robisz - zapytał zielonookiego. Tamten nieprzytomnie się uśmiechnął i wstał.
- Myślę o tym co by było jakbym cię nie poznał - odpowiedział, podchodząc do wyższego i łapiąc jego rękę. Enderman pocałował go w policzek i pociągnął na schody.
- Na pewno byłoby nudniej - zachichotał. Tu akurat każdy musiałby przyznać mu rację. Od kiedy poznał Alquette wydarzyło się więcej niż przez resztę jego dziewiętnastoletniego życia. Włączając w to ucieczkę z domu, poniżanie w Kresie, podróż do Snowchester oraz epizod gdy myślał, że był zakochany w Tubbo. Teraz po prostu był szczęśliwy. Miał przyjaciół, zakochał się i nie odczuwał tego przygnębienia, które wisiało nad nim zawsze w okresie od końca świąt, przez zimny styczeń oraz srebrny luty, później szary i ponury marzec, aż kończyło się wraz z pierwszymi ciepłymi dniami, pod koniec kwietnia. Więc gdy zbiegał po raz tysięczny po schodach, za sobą ciągnąc chłopaka któremu powierzył swoje serce pierwszy raz od praktycznie zawsze zrozumiał na czym polega szczęście. I dobrze mu z tym było.
- Wiesz śmieszy mnie fakt, że jeszcze dzisiaj rano umierałeś z bólu i ledwo chodziłeś, a teraz biegasz i nawet nie grymasisz - powiedział blondyn gdy zatrzymali się przy jego pokoju, by mógł otworzyć kluczykiem drzwi. Ranboo tylko wzruszył ramionami. Nawet nie zwrócił na to uwagi. I rzeczywiście plecy już go nie bolały. W pokoju niższego panował przysłowiowy ,,artystyczny nieład". Wszystko było rozwalone i nie na swoim miejscu.
- Dwa pytania - powiedział enderman podnosząc z podłogi kilka strzał i wstawiając je do kołczanu stojącego na stojaku. - Jakim cudem tu jest takie bałagan i kiedy ostatnio zmieniałeś ubrania.
- Wrodzony talent i wczoraj wieczorem - odpowiedział blondyn podnosząc z podłogi książkę i odkładając ją na stolik nocny.
- To idź się umyj i przebierz, ja tu trochę ogarnę - powiedział Ran rzucając w chłopaka jakimś beżowym swetrem i szarymi spodniami. Tamten tylko posłusznie ruszył w kierunku łazienki z której korzystali mieszkańcy jego piętra i zaczął się ogarniać. Tymczasem jego przyjaciel(kocham was tym dręczyć) powoli porządkował to co blondyn wcześniej rozwalił. Wszystko było w porządku, dopóki nie znalazł dwóch pudełeczek. Otworzył pierwsze, zaciekawiony zawartością i ujrzał kilka par kolczyków, jakieś wisiorki, pierścionki i bransoletkę. Cicho się zaśmiał. Allen nie mówił nigdy, że nosi biżuterię, ale również Ranboo nie zwracał na to, aż tak wielkiej uwagi. Drugie pudełko było o wiele mniejsze, ale też ładniejsze. Wyglądało ja pudełeczko na pierścionek zaręczynowy. I taki się w środku znajdował. Wykonany ze złota pierścień, wyglądał jak leśna korona wykonana z gałązek oraz liści. Był prześliczny. Enderman usiadł na łóżku dalej przyglądając się obrączce. Podobała mu się, nawet bardzo. Zapatrzył się w to jak pięknie odbijała światło świecy, że nawet nie zauważył jak do pokoju wszedł Alquette, z dalej lekko wilgotnymi włosami. Zielonooki zobaczył enderman'a przyglądającego się pierścionkowi i podszedł do niego.
- Nie uczyli cię, że nie grzebie się w cudzych rzeczach? - zapytał, pół żartem, pół serio.
- Dla kogo to? - powiedział, Ran nawet nie fatygując się by odpowiedzieć na pytanie blondyna.
- A co chciałbyś żeby było dla ciebie? - zaśmiał się chłopak chowając pudełeczko do szuflady biurka.
- Może - powiedział enderman. - Znalazłem jeszcze to - pokazał chłopakowi pudełko z biżuterią.
- Dziękuję - odpowiedział Allen i zabrał swoją własność. Wyjął srebrny pierścionek bez żadnych ozdób i założył na serdeczny palec lewej ręki. Samo pudełko położył obok wcześniejszego i zamknął szufladę.
- Nie wiedziałem, że nosisz kolczyki - powiedział kolorowooki przypatrując się chłopakowi.
- Mało kto wie - odparł blondyn i pokazał lewe ucho, które w trzech miejscach było przebite. - W przeciwieństwie do tego, że Karl, Billzo, ty i dziewczyny nosicie.
I znów miał rację. Karl miał tylko raz przebite prawe ucho, w którym najczęściej był jeden kolczyk z fioletowo - różowym kryształem, Bill miał przebite oboje uszu i nos, a Ranboo w swoich nosił delikatne złote kolczyki. A dziewczyny jak to dziewczyny miały kolczyki tam gdzie chciały. Aimee miała standardowe damskie przebicie*, Puffy w jednym uchu miała kilka kolczyków, w drugim trzy, a Kristin miała po dwa przebicia w każdym.
- Chyba nikt się nie spodziewał, że ty będziesz nosił kolczyki - zaśmiał się Ran i położył wygodnie na łóżku.
- Dream, Techno i Sapnap też noszą - odpowiedział blondyn siadając obok przyjaciela.
- Techno to się spodziewałem, w końcu nie raz wszedłem do jego pokoju po coś, a tam rozwalona szkatułka z biżuterią, ale Dream i Sapnap?
- Dream ma dwa w lewym uchu, Sapnap ma podobnie do Bill'a.
- Fajnie - powiedział tylko enderman i przytulił do siebie drugiego chłopaka. To było miłe. Leżeć sobie wieczorem, obok swojego przyjaciela, w absolutnej ciszy. Już ich nawet nie obchodziła kolacja, na którą i tak nie poszli. Leżeli i nic nie robili, dopóki Ran nie zaczął ziewać ze zmęczenia.
- Idź już do siebie - powiedział zatroskany Allen. Ranboo tylko pokiwał głową i wstał, przeciągając się.
- Do jutra.
- Do jutra - odpowiedział blondyn. Enderman wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Zielonooki zgasił świecę udając, że idzie spać, żeby ludzie chodzący po korytarzu nie wchodzili. Kroki za drzwiami zaczęły cichnąć, a po chwili lampy zgasły. Alquette ostrożnie otworzył drzwi i wyjrzał na korytarz. Nikogo tam nie było. Jak najciszej wyszedł z pokoju i ruszył w kierunku schodów. Schodzenie na drugie piętro z trzeciego, kiedy pod drodze był pokój Dream'a, a jeszcze później Techno i w dodatku jest środek nocy było najbardziej niebezpiecznym zadaniem jakie można by wymyślić. I właśnie dlatego blondyn to robił. Minął oba pokoje bez problemu, jednak gdy zszedł na niższą kondygnację zatrzymał go cichy szept.
- Gdzie idziesz? - zapytała zaspana Aimsey, pocierając uroczo oczy.
- Powiem ci ale nikt ma się nie dowiedzieć o tej rozmowie, dobra? - odpowiedział dziewczynie Allen.
- Okej - powiedziała, dalej szeptem, podekscytowana sekretem brunetka.
- Muszę pogadać z Wilbur'em - wytłumaczył blondyn.
- A to nudy. Idź już bo zaraz Phil się obudzi - zachichotała jak najciszej i znikła za drzwiami swojego pokoju. Zielonooki wypuścił oddech. Był bliski załamania nerwowego ze stresu. Dalej już bez problemów przeszedł do pokoju szatyna i zapukał starając się wytworzyć jak najmniej dźwięku. Klamka przekręciła się i zza drzwi wyjrzał Will w czarnej piżamie.
- Co chcesz młody - zapytał szeptem.
- Mogę wejść?
- Ta jasne - wyższy przesunął się, robiąc miejsce w drzwiach. Blondyn wślizgnął się do pomieszczenia, a gdy tylko szatyn zamknął drzwi zaczął mówić.
- Will potrzebuję twojej pomocy.
*Klasyczne damskie przebicie - większość dziewczyn ma po jednym kolczyku w każdym uchu więc tak to nazwałem.
CZYTASZ
Manhunt // Ranboo x Male OC
FanfictionTwierdza Snowchester. Najbezpieczniejsze miejsce na świecie w którym schronienie znajdują ludzi o nadprzyrodzonych mocach. Nikt nigdy jej nie zdobył, a wielu próbowało. W murach tej fortecy zapisała się pewna historia. Historia o dwóch zakochanych c...