- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się przebiegle Schlatt. Machnął ręką a salwa strzał pofrunęła w kierunku Allen'a. Tamten odbił je jakby wcale nie zależało od tego jego życie. Żadna nie trafiła. Spokojnie posuwał się do przodu w kierunku JSchlatt'a, a tamten przerażony się odsuwał. Za blondynem rozległ się drobny huk. Ten sam dźwięk wydawała wyrzutnia rakiet, więc Allen nawet się nie obejrzał. Fajerwerk trafił najbliższych łuczników. Kilkoro z pozostałych uciekło w las do obozowiska, które założyli, ale reszta dalej strzelała do chłopaka, który odbijał pociski bez większych trudności. Gdy każdy łucznik wystrzelił cały kołczan, Alquette założył topór na plecy i wyjął zza pasa dwa sztylety długości swojego przedramienia.
- To teraz się zabawimy - i podbiegł do najbliższego. Rozpoznał w nim tego, który postrzelił Ranboo więc bez zawachania zaatakował. Tamten chciał się bronić swoim łukiem, lecz ten się tylko złamał pod naporem ostrzy. Później blondyn nogą obrócił przerażonego żołnierza i wbił mu głęboko nóż, dokładnie w miejscu w którym zraniony postrzelił jego ukochanego. Tamten opadł z bólu na ziemię i już się nie podniósł.
- Jeden z trzech, jeszcze reszta - wyszeptał i pozbawił łuków kolejnych trzech wojowników. Tym razem nie było tam nikogo kto targnął się na życie enderman'a więc po prostu ich ogłuszył. Od tyłu zaszedł go jeden z tych, którzy zranili Ranboo poprzedniego dnia, ale plan, który polegał na owinięciu chłopakowi ramienia na szyję i podduszednia go nie wyszedł, bo słuch blondyna był nadzwyczaj wyczulony. Kucnął, a mężczyzna upadł i już po chwili leżał ze swoim własnym nożem wbitym w plecy. Blondyn swoje schował i obrócił się w stronę pozostałych napastników. Patrzyli na niego z przerażeniem. Powoli zaczęli odkładać łuki na ziemię i po kolei uciekać. Został tylko jeden z tych, którzy zranili enderman'a oraz Schlatt chowający się za nim.
- No dalej! Strzelaj! Nie masz nic do stracenia - krzyknął w kierunku łucznika chłopak i rzucił topór oraz noże na ziemię. Tamten lekko się wzdrygnął, lecz sprawnie wycelował strzałę i zwolnił cięciwę. Pocisk pomknął w kierunku chłopaka, który stał niewzruszony. Ten jeden pocisk miał zadecydować o jego życiu. Wszystko działo się jakby w przyspieszonym tempie. W jednej chwili strzała mknęła w stronę głowy chłopaka, w drugiej trzymał ją za drzewce w dłoni, a w kolejnej sterczała ona z gardła mężczyzny, który ją posłał. Upadł na ziemię, a z jego szyi obficie tryskała szkarłatna ciecz.
- Uciekaj i nie wracaj, chyba że chcesz skończyć jak on - powiedział spokojnym tonem Allen patrząc Schlatt'owi w oczy.
- J-jeszcze się p-policzymy - jąkał się mężczyzna i potykając się o własne nogi uciekł do obozowiska swoich żołnierzy.
- To się zobaczy - mruknął blondyn i odwrócił się w stronę bramy. Podniósł swój ukochany topór, wytarł go o trawę, czyszcząc go jako tako z krwi i przypiął do pleców. Podszedł do wrót i zapukał.
- Ej jak wam idzie otwieranie? - krzyknął.
- Allen rozjebałeś nam bramę - odkrzyknął mu Techno. - Spuścimy ci drabinkę z okna.
- Dobra - krzyknął po raz ostatni zielonooki i już po kilku minutach wspinał się na mur po sznurkowej drabince. Na samej górze czekali na niego Ranboo z Billz'em. Pierwszy rzucił się na blondyna prawie zrzucając go z powrotem na ziemię. Zawinął swoje ramiona w okół jego talii i przycisnął do swojego torsu. Allen objął enderman'a za kark i przytulił się do jego klatki piersiowej.
- Jesteś idiotą - westchnął Ran i cicho się zaśmiał. Alquette tylko coś mruknął jeszcze bardziej wtulając się w chłopaka.
- Ja nie chcę wam przeszkadzać, ale też tu jestem - powiedział Bill, a chłopcy z niechęcią się od siebie oderwali i popatrzyli na niego. - No co? Nie zamierzam patrzeć jak się migdalicie! Jeszcze oczy by mi wypaliło.
- Oczy to ja ci zaraz mogę pochodnią wypalić - odpowiedział Allen z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Dopiero wtedy zauważył, że nie ubrał tamtego dnia maski. Lekko go to przeraziło, lecz zaraz odrzucił od siebie tą myśl. Obiecał. Zaśmiał się tylko lekko i wyszedł ze strażnicy, ciągnąc za sobą enderman'a. Zbiegł po schodach i wypadł na dziedziniec, lecz raptownie się zatrzymał widząc grupkę dość mocno wkurzonych dorosłych.
- Allen'ie Herkules'ie WasTaken'ie - zaczęła Puffy, pozornie spokojnym głosem - CO CI KURWA DO GŁOWY PRZYSZŁO!
- Ciociu nie morduj - powiedział przerażony chłopak. Jak wcześniej nie bał się walki, tak teraz przerażała go jego ciotka, mimo że nie miała broni. Foolish na wszelki wypadek złapał swoją mamę w pasie i przytulił, by w razie nagłego pragnienia zamordowania blondyna, chłopak miał choć trochę czasu na ucieczkę. Zielonooki zaczął powoli się wycofywać, nie tylko z powodu Puffy, lecz także przez Dream'a z twarzą ukrytą za maską, Techno z twarzą wyrażającą jednocześnie obojętność, jak i złość czającą się gdzieś w oczach. Do tego dochodził Phillip zdenerwowany z powodu bramy oraz faktu, że Allen tak się narażał. Cała ta mieszanka sprawiła, że Alquette był bardziej wystraszony, niż gdyby wysłano na niego kilku dewastatorów, potężnych bestii używanych w najazdach przez rozbójników. Bo przed dewastatorami można uciec na najbliższe drzewo, pecz przed ,,zabójczą czwórką" nie dało się uciec.
- Allen - rozpoczął w miarę spokojnie Dream, lecz był w tamtym momencie tak podobny do Puffy sprzed sekundy, że wszyscy wiedzieli co się święci. - Co masz na swoją obronę?
- Eeeeeeee - zaczął bezmyślnie chłopak - oni chcieli zaatakować Phil'a.
- Phil doskonale poradziłby sobie sam - odpowiedział jego kuzyn. Biała maska skrywała pogardliwy uśmieszek - więc dobrze ci kurwa radzę. Spierdlaj póki ci życie miłe, albo tak oberwiesz, że już się nie podniesiesz.
Nawet bez ostrzeżenia Allen zacząłby uciekać. Puffy i Dream rzucili się za nim momentalnie. Nawet siła Foolish'a nie była w stanie zatrzymać kobiety. Popędzili za uciekającym blondynem, niczym dwaj asasynowie za swoimi celami. Nawet legendarny oddział Czarnych Mamb, wojowniczek z plemion południa, nie potrafił biegać tak szybko za swą ofiarą. Wykonali kilka okrążeń dookoła fortecy. Przy czwartym Allen zauważył, że pnączem po ścianie, mógłby wspiąć się do pokoju Ranboo. Więc dwa okrążenia później, gdy dość mocno wyprzedził kuzyna i ciotkę, począł wspinać się na roślinie. Dotarł do okna swojego przyjaciela w momencie gdy Puffy i Dream zatrzymali się pod ścianą i patrzyli jak wchodzi do środka.
- Allie? - odezwał się rozbawiony enderman.
- Nie ma czasu na pytania - blondyn zaczął ciągnąć Ranboo za sobą na wyższe piętra - idziesz ze mną Ran.
CZYTASZ
Manhunt // Ranboo x Male OC
FanfictionTwierdza Snowchester. Najbezpieczniejsze miejsce na świecie w którym schronienie znajdują ludzi o nadprzyrodzonych mocach. Nikt nigdy jej nie zdobył, a wielu próbowało. W murach tej fortecy zapisała się pewna historia. Historia o dwóch zakochanych c...