Rozdział 7

378 38 46
                                    


W głowie mu szumiało, co gorsza świat dziwnie falował, a wrażenie to wzmagały światła z latarni, które w mokrej od roztopionego śniegu nawierzchni mieniły się i oślepiały. Janek już wcześniej doświadczył dużo stresu, ale ten był inny. Oprócz strachu i niepewności, gdzieś od spodu przebijała się nadzieja i ekscytacja. Nie widział ojca od tylu lat. Lat, przez które tak wiele się zmieniło, on również się zmienił i najpewniej Wojciech tak samo. Obawa mieszała się z radością i chyba właśnie od tego tak bardzo kręciło mu się w głowie.

Biło od niego gorąco, które odbijało się na jego policzkach lekkim zaczerwienieniem, co Soboń zauważył bez najmniejszego problemu.

– Cieszysz się? – zapytał z dystansem, kiedy otwierał przed nim drzwi wejściowe do mieszkania.

– Mam neutralny stosunek – skłamał gładko. Soboń nie wyglądał, jakby się nabrał. Złapał go za ramię i przytrzymał przy sobie.

– To nie będzie miłe spotkanie – powiedział, a Janek nie wiedział, czy to bardziej groźba czy ostrzeżenie.

– Ważne, że w końcu jakieś będzie – odpowiedział szorstko i wyrwał się z lekkiego ucisku. – Miło na pewno nie będzie po tym, jak zobaczył mnie przykutego do łóżka, ale wiesz co? Jebie mnie to – wycedził patrząc mu wyzywająco w oczy, po czym pochylił się i porwał z podłogi siatkę z zakupami. Musiał zabrać swoje słodycze dopóki jeszcze miał okazję.

Nie czekając na właściciela poszedł w głąb mieszkania. Myślami wrócił do ojca. Jak wiele zmian mogło w nim zajść? Jak zareaguje na to, jak różnił się Janek od tego, kogo znał? W końcu zmian było wiele, niekoniecznie takich, które mogłyby się spodobać ojcu. Co pomyśli o jego nowym wyglądzie? Jasnych blond włosach i niebieskich, lekko już wypłowiałych końcówkach, które wywijały się przy karku?

Janek skrzywił się. Coś w środku podpowiadało mu, że wcale mu się to nie spodoba. Nawinął włosy na palec. Czy nie były dziecinne? Może i pasowały do naiwnego, kochanego Janka, ale on już nie musiał go grać. Potrząsnął głową. I tak teraz nie zdążyłby pójść do fryzjera.

Usiadł na kanapie i wyjął z siatki paczkę ciastek. Czuł, że ich potrzebował, dlatego zaczął pakować do ust jedno po drugim. Czekolada jednak nie dała mu takiej satysfakcji, jakiej oczekiwał. Nie niwelowała stresu, który z minuty na minutę jedynie się wzmagał. Janek zaczął postukiwać stopą o parkiet, podczas gdy Soboń kręcił się po swojej sypialni. Miał w niego kompletnie wyjebane, uświadomił sobie chłopak ze zdziwieniem i zacisnął wargi.

Mógłby mu teraz zniszczyć cały salon, a ten pewnie dalej siedziałby sobie w sypialni, robiąc... cokolwiek tam robił i nie zaszczycając go nawet odrobiną atencji.

Janek pociągnął spojrzeniem po całym pomieszczeniu. Jego wzrok zatrzymał się na barku. Przez szybkę widział butelki, zresztą jeszcze kiedy tu mieszkał, alkoholu w nim nie brakowało i przez ten czas to się nie zmieniło. Nie, żeby Soboń był wielkim fanem picia. Raczej zostawiał to dla gości. A skoro Janek był "gościem"...

Doskoczenie do barku nie zajęło mu więcej niż pięć sekund. Wybranie alkoholu nawet jeszcze mniej. Bez różnicy mu było, co będzie pił. Ważne, by miało trochę procentów, dzięki którym się wyluzuje. Oczywiście nie chciał się upić. Chciał jedynie zagłuszyć ten szum i natłok myśli oraz obawę, jak jego ojciec zareaguje na jego widok.

Alkohol wlał do kubka aż po jego brzegi, a w czajniku zagotował wodę – nawet w takiej chwili musiał dbać o pozory. W końcu przecież Soboń tu przyjdzie a w takim wypadku lepiej, żeby myślał, że pił herbatę.

Gratulując sobie sprytu, odstawił alkohol na miejsce i z pełnym kubkiem wrócił na kanapę. Ciastka były mu nie w smak, ale i tak sięgał po nie raz za razem, zwłaszcza kiedy popijał wyjątkowo niedobry trunek.

Lis w owczej skórzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz