§ 17.

144 9 41
                                    

Kolejne dni upłynęły mi głównie na spotkaniach z Michałem i próbach znalezienia powiązań między Wiolettą Denko i Marceliną Gacek.

Te pierwsze były naprawdę intensywne, wciąż nie mieliśmy siebie dosyć i najchętniej nie opuszczalibyśmy sypialni. Nigdy nie sądziłam, że dopadnie mnie tak intensywny stan zakochania, ale musiałam przyznać, że to było najcudowniejsze uczucie na świecie. Byłam wręcz pijana miłością i nie dało się tego ukryć. Wszyscy wokół dostrzegali moje szczęście. I dobrze. Niech wiedzą, że w końcu znalazłam to, na co tak długo czekałam.

Niestety w kwestii Wioli i Marceliny nie mogłam się pochwalić sukcesami. Rozprawa o odszkodowanie miała odbyć się już jutro, a ja od ponad tygodnia nie dowiedziałam się niczego nowego. Miałam nieodparte wrażenie, że coś przeoczyłam, ale dalsze poszukiwania nie przybliżyły mnie do tego, co mogło mi umknąć. I strasznie mnie to frustrowało. Michał próbował mnie przekonać, że i tak odwaliłam kawał dobrej roboty, odkrywając możliwą stronniczość Majewskiego, ale wcale mnie to nie pocieszało. Byłam nakręcona na odkrycie całej prawdy, a nie tylko jej strzępków. Wyglądało jednak na to, że będę musiała się zadowolić tymi strzępkami.

Odkąd z Michałem zostaliśmy oficjalnie parą, nie zjawiałam się w kancelarii. Głównie dlatego, że nie miałam potrzeby, aby się tam pokazywać – w końcu widywaliśmy się codziennie u niego w mieszkaniu. A poza tym uznałam, że nie powinnam go rozpraszać w pracy. Wciąż miał sporo na głowie i nie chciałam, aby przeze mnie zawalił jakąś ważną sprawę. Wystarczyło już, że zabierałam mu całe wieczory, które przed naszym związkiem zwykle poświęcał na dodatkowe przygotowania do rozpraw czy spotkań z klientami.

Dzisiaj jednak musiałam złamać swoje postanowienie niepojawiania się w Karlickim&Lubczynko. A to dlatego, że mój kochany ojczulek znów zapomniał zabrać z domu jakiejś arcyważnej teczki. Och, niech Ana wraca jak najszybciej, bo kiedy tata ma ją u boku, jest zdecydowanie bardziej ogarnięty. Jak on przetrwał bez niej te wszystkie lata?

Szybkim krokiem zbliżałam się do budynku, w którym mieściła się kancelaria, kiedy nagle dostrzegłam coś niepojącego. Po drugiej stronie ulicy zauważyłam dwie znajome, postawne sylwetki. Mężczyźni mierzyli się wrogimi spojrzeniami i coś do siebie warczeli. Wyglądało to na pojedynek samców alfa. Bałam się, że jeśli zaraz ktoś ich nie rozdziali, poleje się krew.

Nie myśląc wiele, wpadłam na jezdnię, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy nich. W tych emocjach nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu, który szczęśliwie nie jechał z zawrotną prędkością i zdążył w porę wyhamować. Kierowca nie oszczędził mi jednak pełnych oburzenia klaksonów. Oczywiście miał rację, wypadek byłby moją winą, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Machnęłam tylko przepraszająco ręką i przebiegłam szybko na drugą stronę. Musiałam zapobiec nadciągającej katastrofie.

Sytuacja była naprawdę poważna, bo zupełnie zignorowali zamieszanie, jakie wywołałam na drodze. Toczyli bitwę na spojrzenia, ale obawiałam się, że za moment może dojść do rękoczynów. I to, jak przypuszczałam, z mojego powodu.

– Już raz ktoś próbował ją wykorzystać i nie pozwolę, aby to się powtórzyło. – Usłyszałam syk mojego brata, który zrobił krok w stronę mojego chłopaka i niemal chwycił go wściekle za poły marynarki.

Na szczęście udało mi się wcisnąć między nich, zanim doszłoby nie tylko do słownych, ale także fizycznych przepychanek.

– Co się tutaj wyrabia? – spytałam ostro, odsuwając ich na odległość ramion. Co wcale nie było takie łatwe, bo obaj byli znacznie wyżsi i ciężsi ode mnie. – Dlaczego nie jesteś na Śląsku? – zwróciłam się do Ksawerego, posyłając mu krytyczne spojrzenie.

(Nie taka) Prosta sprawa (Pestka #2.5)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz