§ 8.

153 13 40
                                    

Wjechałam ruchomymi schodami na pierwsze piętro galerii Arkadia. Kiedy już znalazłam się na miejscu, rozejrzałam się dookoła, spodziewając się, że osoba, z którą byłam umówiona, jeszcze się nie zjawiła. Uśmiechnęłam się szeroko, zauważając opartego o barierki przy schodach Michała.

Dziwnie było go zobaczyć w czymś innym niż garnitur. Obecnie miał na sobie zwykły biały T-shirt, dżinsy i adidasy. Mimo to prezentował się równie wyśmienicie co w stroju oficjalnym, a mnie oczywiście na ten widok szybciej zabiło serce. Zwłaszcza że kiedy tylko mnie dostrzegł, uśmiechnął się wręcz zniewalająco.

Ruszyłam w jego stronę pewnym siebie krokiem. Nie ułatwiały mi tego sandałki na obcasie, ale starałam się kroczyć jak rasowa modelka. Miałam nadzieję, że godnie prezentowałam obcisłą sukienkę na ramiączkach z dość głębokim dekoltem w kolorze butelkowej zieleni.

– Chyba nie jest u ciebie aż tak źle z tą punktualnością – zauważyłam na przywitanie, zmysłowo odrzucając do tyłu kosmyk włosów.

Nie umknęło mi, że Okoński z uwagą śledził ten ruch, uśmiechając się jeszcze szerzej.

– Po tym, co ostatnio mi mówiłaś, bardzo starałem się być na czas – odparł, odpychając się od barierki i stając niecały metr ode mnie.

– Plus dla ciebie – uznałam, naprawdę tak sądząc. Cieszyło mnie, że specjalnie dla mnie postanowił się nie spóźnić.

– Mam nadzieję, że zarobię więcej takich plusów – rzucił zaczepnie, wyciągając dłoń w moją stronę.

Zamarłam na moment, nie wiedząc, co chce zrobić. Po chwili poczułam jego delikatny dotyk na odsłoniętym ramieniu. Poprawił ramiączko sukienki, które nieco mi się zsunęło.

Na kilka sekund zabrakło mi tchu. A przecież to nic wielkiego! Tylko lekkie muśnięcie. Dlaczego więc poczułam się, jakbym na tę chwilę wylądowała na zupełnie innej planecie? Teraz już wiedziałam, że moje ciało będzie się domagało więcej tego dotyku. I to nie tylko na ramieniu. Ale spokojnie, nie wszystko na raz.

Odchrząknęłam, mając nadzieję, że Michał nie dostrzegł mojego lekkiego zakłopotania. Chętnie kontynuowałabym tę flirciarską wymianę zdań z dodatkiem subtelnego kontaktu fizycznego, ale najpierw mieliśmy coś do załatwienia.

– W takim razie zaraz będziesz miał okazję się wykazać i zarobić może kilka tych plusów – oznajmiłam, odwracając się w stronę znajdującego się nieopodal sklepu jubilerskiego.

– A więc moje przypuszczenia jednak się sprawdziły i to nie będzie czysto towarzyskie spotkanie, prawda? – spytał Okoński, również spoglądając na szyld głoszący „Jubitom".

– A skąd takie wnioski? – zdziwiłam się, bo do tej pory nie zdradziłam mu żadnych szczegółów dotyczących tego spotkania.

– Gdybyś zapraszała mnie na randkę, napisałabyś się w stylu „chcesz się spotkać w Arkadii?", a nie „przyjedź do Arkadii". Wyczułem władczy ton nieznoszący sprzeciwu – odparł z powagą. – Poza tym byłoby miło gdybyś zadzwoniła.

– Dzwoniłam! – obruszyłam się. – Pięć razy!

Dobijałam się do niego całe przedpołudnie. Niestety nie raczył odebrać. A w SMS-ie nie chciało mi się wszystkiego tłumaczyć, więc postanowiłam ściągnąć go do galerii i na miejscu przedstawić plan działania. Zresztą, gdybym poinformowała go o tym wcześniej, pewnie próbowałby wybić mi ten pomysł z głowy. A tak, widząc mnie w tej seksownej kiecce, może szybciej skapituluje i nie zrobi mi sceny oburzenia w miejscu publicznym.

– Miałem spotkanie z klientem i sprawę w sądzie, więc wyłączyłem telefon – bronił się. – No ale skoro już tu jestem, to może powiesz mi, co my tu właściwie robimy?

(Nie taka) Prosta sprawa (Pestka #2.5)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz