「 POV. Jake (Adaś) 」
Nie wiedziałem co w tym momencie zrobić.
Jak go zabije to i tak nie poniosę konsekwencji... Ucieknę i zamienię się w John'a...
- Jake... - usłyszałem głos Tony'ego - Przepraszam. Naprawdę nie wiem za co, ale przepraszam... Chce żyć... - ostatnie słowa wyszeptał, ale ja i tak byłem w stanie je usłyszeć.
W oczach mojej ofiary zaczęły zbierać się łzy. Szczerze to bardzo zdziwiłem się tym widokiem, ponieważ nigdy wcześniej nie widziałem, aby Tony płakał.
Chociaż w obecnej sytuacji byłoby dziwne, jakby nie okazywał żadnego strachu. W końcu przykładam do jego głowy pistolet. Każdy na jego miejscu by się bał.
- Jake... - usłyszałem tym razem głos Melanie - Naprawdę nie chcesz tego robić... To chwilowy przypływ złości... - zrobiła chwilę przerwy - Później będziesz tego żałował...
A może już na zawsze zostanę Jake'm? Chociaż, z drugiej strony... Celuje z pistoletu do Tony'ego. Nie będą mnie już traktowali tak jak kiedyś...
Kątem oka zauważyłem, jak Walker gdzieś grzebie.
- Ani się waż, Walker - powiedziałem poważnie wiedząc, że szukał on swojego prywatnego pistoletu.
- Jake... Nie zabijaj go... - powiedział Michael, jak zwykle spokojnie.
Jak on to robił, że nawet w takich sytuacjach umiał zachować spokój? A może to tylko przykrywka? Może tak naprawdę bardzo się stresuje, ale nie chce niepokoić innych przez co udaje, że jest spokojny? W końcu ktoś musi uspokajać innych...
- Muszę... Muszę to zrobić... - odezwałem się - Dobrze o tym wiedziałeś Michael. Dając mi broń, zgodziłeś się na zabicie kogoś...
- Ale nie wiedziałem, że chodzi o Tony'ego! - podniósł lekko głos - Jakbyś powiedział, że to akurat jego chcesz zabić to bym Ci nigdy tej broni nie dał!
- Jake - usłyszałem głos jakiejś kobiety.
Zacząłem się rozglądać. Byłem w jakimś białym... Pomieszczeniu? Sam nie wiedziałem co to jest...
- Kim jesteś? - spytałem, widząc jakąś kobietę.
- To nie jest teraz ważne. Widzisz tamtego mężczyznę? - spytała, pokazując przed nami jakiś obraz.
- Mhm... Chodził ze mną do podstawówki... - mruknąłem, wspominając sobie jak mnie gnębił.
- Masz teraz nowy wybór.
- Nowy... Nowy wybór? - powtórzyłem po niej.
- Musisz zabić albo Tony'ego, albo tamtego mężczyznę...
Zatrzymałem się.
- Ale... Ale dlaczego dajesz mi taki wybór? On powinien być trudny, a teraz jest... Bardzo prosty... - spytałem, nie rozumiejąc jej działań.
- Ponieważ zabijając Tony'ego skrzywdzisz nie tylko swoich przyjaciół, ale i siebie. Wiem, że możesz być na niego zły za wszystko co Ci zrobił, ale w głębi duszy nadal Ci na nim zależy - oznajmiła spokojnie.
W jej słowach był pewien sens...
Nie zdążyłem zareagować, a od razu zostałem przeteleportowany do reszty.
- Jake! - usłyszałem krzyk medyka.
Rozejrzałem się, a wtedy poczułem obok swojej głowy broń. Spojrzałem na swoje ręce, ale nadal miałem swoją w rękach.
Walker.
- Jake, odłóż pistolet... - powiedział spokojnie.
Rozejrzałem się znowu. Tony podszedł już do reszty, a obok pewnego słupa ujrzałem chłopaka z podstawówki.
Westchnąłem, po czym wycelowałem w niego bronią.
- Jake? Co Ty robisz? - spytał Walker, zwracając przy tym uwagę innych.
Nie słuchałem co oni mówią i po prostu strzeliłem.
Walker odsunął swoją broń od mojej głowy i zaniemówił. W sumie tak jak każdy.
- Ty... Ty go zabiłeś... - odezwała się Melanie.
Chciałem jej odpowiedzieć, ale pczułem się troche dziwnie... Moje oczy zaczęły się same z siebie zamykać.
Wykorzystałem okazję, że nikt na mnie nie patrzy, ani mnie nie pilnuje i ostatnimi siłami wbiegłem do jakiegoś zaułka, gdzie po chwili straciłem przytomność już całkowicie.
CZYTASZ
𝐖𝐑𝐎́𝐂𝐄 𝐃𝐎 𝐂𝐈𝐄𝐁𝐈𝐄... ;; 𝗺𝗲𝗹𝗮𝗻𝗶𝗲 𝗯𝗹𝗶𝗻
Фанфик❝ - 𝗦ł𝘂𝗰𝗵𝗮𝗷! 𝗢𝗻𝗶 𝗺𝗼́𝘄𝗶𝗮̨, 𝘇̇𝗲 𝗧𝘆 𝗻𝗶𝗲 𝘇̇𝘆𝗷𝗲𝘀𝘇, 𝗰𝘇𝗮𝗶𝘀𝘇? 𝗧𝘆 𝗻𝗶𝗲 𝘇̇𝘆𝗷𝗲𝘀𝘇 - 𝘇𝗮𝘀́𝗺𝗶𝗮ł𝗮𝗺 𝘀𝗶𝗲̨ 𝗻𝗲𝗿𝘄𝗼𝘄𝗼. - 𝗠𝗲𝗹𝗮𝗻𝗶𝗲... 𝗢𝗻𝗶 𝗺𝗼́𝘄𝗶𝗮̨ 𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝗲̨ - 𝗼𝗱𝗽𝗼𝘄𝗶𝗲𝗱𝘇𝗶𝗮ł 𝗺𝗶, 𝗮 𝗺...