W toalecie Jęcząca Marta długo się ze mnie naśmiewała, gdy płakałam w zamkniętej kabinie. Nie poszłam już na runy i zielarstwo. Dzisiaj została mi jeszcze opieka nad magicznymi stworzeniami oraz szlaban od McGonagall. Postanowiłam, że wezmę się w garść i pójdę na lekcje Hagrida, a czy na szlaban to mam godzinę czasu na zastanawianie się. Tak, więc piętnaście minut później stałam już z opuchniętymi oczami obok chatki przed Zakazanym Lasem z innymi Gryfonami. Słyszałam jednak ich śmiechy za moimi plecami,słyszałam szepty... Jedyną osobą która mnie rozumiała była Ginny gotowa walnąć z pięści każdemu kto się nawinie, chociaż Rona nie uderzyła, a nie wiem czy nie był gorszy niż obgadujący mnie uczniowie. Ciągle zadawał pytania.
-Hermiono co on ci zrobił? Dlaczego płakałaś? Czemu nie było ciebie na dwóch lekcjach? Gdzie wtedy byłaś?
Dostałam szału, gdy zapytał o to po raz setny.
-Ron czy ty nie rozumiesz, że nie chce o tym mówić?! Zostaw mnie w spokoju! Wiem, że nie było mnie na dwóch lekcjach! Nie jestem głupia!
Chyba go tym uraziłam, bo nie odezwał się do mnie do końca lekcji, która zresztą nie trwała długo, wręcz przeciwnie, a ja tak nie chciałam by się skończyła, bo oznaczało to początek szlabanu. Jednak po godzinie spędzonej z Hagridem, dalej nie wiedziałam gdzie iść: znów do łazienki, czy na szlaban. Po chwili jednak zorientowałam się, że Ron mnie obserwuje i jeśli nie chcę powtórki z pytań muszę iść. Ruszyłam, więc do gabinetu profesor McGonagall z Ginny po boku. Przede mną szedł Harry i Ron szepcząc zapewne na temat. Po czasie, gdy staliśmy już w gabinecie, profesor odezwała się:
-Dzielimy się na dwie grupy, każda będzie robiła coś innego. Do pierwszej idzie Harry, Ginny i Goyle, a do drugiej Crabbe, Draco,Hermiona i Ron.
-Wy zostańcie tutaj na chwilę-wskazała na moją grupę palcem.- a wy za mną-pokazała na Harry'ego.
Stałam oddalona kilka metrów dalej od reszty. Po kilku minutach z trudem odważyłam się spojrzeć na Malfoya. Był nonszalancko oparty o ścianę i patrzył ze złością w podłogę, a ręce miał zaciśnięte w pięści. Poczułam gulę w gardle, a oczy napełniły mi się łzami. Szybko opuściłam wzrok. Stałam tak, aż do sali nie weszła prof. McGonagall.
-Chodźcie za mną!- kiwnęła na nas głową.
Okazało się, że kierowała nas do chatki na skraju lasu.
-Idziecie z Hagridem do zakazanego lasu.-powiedziała.
-Tak, tak idziemy, bo.. no.. Hardodziob się zgubił.. biedaczysko co on robi tam teraz? Trziba go znaleźć..ale się nie rozdzielamy! Akurat dzisiaj to.. no truchę niebezpieczne..
Szłam z Ronem po boku za Hagridem krętą ścieżką. Po dłuższym czasie spokojnej drogi zauważyliśmy, że zniknął Crabbe.
-O cholibka! Gdzie on polazł?!-niespokojnie mówił Hagrid.
-Hagrid tam coś jest!-krzyknął Ron trzęsząc się i wskazując palcem na zasłoniętą drzewami postać, która biegła w naszą stronę.
-UCIEKAĆ!!-wykrzyczał ile miał sił w płucach Hagrid.
Rozpierzchliśmy się we wszystkie strony. Po kilku minutach szybkiego biegu przystanęłam. Byłam bardzo zmęczona. Po chwili zobaczyłam, że nieświadomie zboczyłam ze ścieżki. Oparłam czoło o konar drzewa i głęboko oddychałam, by się uspokoić.Nagle usłyszałam szelest dobiegający zza moich pleców. Coś się do mnie zbliżało. Nie odwróciłam się jednak, by sprawdzić co to i tak nie miałam szans na ucieczkę. Po kilkunastu sekundach jakieś ręce złapały mnie w okolicach talii...oplotły mnie całą i zmusiły mnie do obrotu w tego czegoś stronę, wymierzyłam cios i walnęłam to coś w nos. Po chwili zobaczyłam co to było. Mniej jednak zdziwiło mnie to. Niespodziewanie okazało się, że było to..N.A.
Wybaczcie, ale musiałam przestać pisać ten rozdział w tym miejscu. Mam nadzieję, że zachęci was to do czytania kolejnego. Liczę na jak najwięcej wyświetleń, gwiazdek i komentarzy, ponieważ motywuje mnie to do dalszego pisania :)
CZYTASZ
Miłość czy nienawiść? (Dramione) II Zawieszone
FantasíaCzytając moje fanfiction będziesz mógł zaobserwować: - jak nienawiść dwojga czarodziei zmienia się w miłość, miłość, która nigdy nie zgaśnie, której nic i nikt nie może powstrzymać, której nikt nie umie w sobie tłumić. - jak ludzie po złej stronie m...