Hyunjin zaczął zapinać guziki koszuli, wstając z łóżka.
— Rana goi się dobrze, Wasza Wysokość — rzekł medyk, kiedy skończył zakładanie nowego opatrunku. — Maść na przyspieszoną regenerację działa, więc myślę, że od jutra nie będzie potrzebny bandaż.
Królewicz przytaknął, poprawiając ubranie i unikając wzroku swojego strażnika jak ognia.
— Dziękuję. Możesz odejść.
Mężczyzna ukłonił się nisko i szybko opuścił namiot.
Syn króla bez słowa usiadł przy biurku, by wrócić do przeglądania raportów. Po tygodniu od bitwy dostał szczegółowe informacje dotyczące liczby rannych i poległych. Musiał wszystko przeanalizować i — szczerze powiedziawszy — nie miał najmniejszej ochoty czytać o tym, jak wielu ludzi straciło życie, kiedy to nie powinno było nastąpić. Ale...
Wszystko wydawało się lepsze od spędzania czasu na wpatrywaniu się w losowy przedmiot znajdujący się w środku. Musiał coś robić, inaczej najpewniej by oszalał.
A fakt, że Jeongin milczał bez przerwy, nie polepszał sytuacji.
Jakkolwiek absurdalnie mogło to brzmieć, Yang był cichszy niż zwykle. Od dnia bitwy nie odezwał się nawet słowem, przez co książę zaczął się zastanawiać, czy chłopak się nie rozchorował. Wyglądał jednak na zdrowego; wyraz jego twarzy i zachowanie nie zmieniły się ani odrobinę. Po prostu... milczał. I tyle.
Czasami naprawdę chciał zapytać, dlaczego strażnik się nie odzywał. Ale za każdym razem przypominała mu się ich rozmowa, gdy Jeongin dowiedział się o jego ranie. To nie tak, że bał się go w jakikolwiek sposób. Wiedział, że Yang nigdy by go nie skrzywdził. Jednak... miał wrażenie, że od tamtego momentu oddalili się od siebie. Zupełnie, jakby syn generała wykonał kilka kroków do tyłu, nie pozwalając królewiczowi się do niego zbliżyć.
Hyunjinowi było ciężko zignorować tę myśl, w szczególności, że tak desperacko próbował, by...
Pokręcił głową, wzdychając ciężko. Nie powinien teraz o tym myśleć. Niezależnie od tego, jak bardzo chciał porozmawiać z Jeonginem o tym, czy wszystko u niego w porządku, ważniejsze były rzeczy związane z królestwem.
Wciąż czekano na przyjazd alchemików i rzemieślników ze stolicy, którzy mieli wzmocnić elementy ubioru rycerzy na tyle, by atak nową bronią Południa nie był w większości przypadków śmiertelny. Nie mieli czasu na produkcję nowych zbroi. Mogli mieć jedynie nadzieję, że uda im się złagodzić możliwe skutki użycia ostrzy, które były w stanie przeciąć metal.
Wysłano kilka egzemplarzy mieczy i sztyletów znalezionych na polu bitwy lub wbitych w ciała poległych, by zostały zbadane. Cokolwiek zastosowało Królestwo Południowe, by wytworzyć tak śmiertelne ostrza, mogło być to powodem przegranej Wschodu.
Sytuacja nie wyglądała dobrze i Hyunjin bardzo dobrze o tym wiedział. W bitwie poległo ponad trzy razy więcej rycerzy, niż zakładano przed walką. Ranni zajęli niemal wszystkie wolne do tamtej pory miejsca w infirmerii, przez co dowodzący musieli nakazać rozłożenie kolejnego namiotu i posłać po lekarzy do miasteczka znajdującego się trzy dni drogi od obozu.
Chociaż linia frontu nie przesunęła się znacząco, nie mogli powiedzieć, że była to zwycięska walka. Przegrali tę bitwę. Ponieśli zbyt dotkliwe straty, by ktokolwiek mógł stwierdzić coś innego.
Przewracał kolejną stronę raportu, kiedy do środka wszedł jeden ze strażników.
— Panie, pułkownik Levan przybyła właśnie do obozu — powiedział, kłaniając się. — Strateg Bang prosi, abyś przyszedł do namiotu strategów.
— Powiedz, że zaraz tam będę — mruknął królewicz, nie odrywając wzroku od dokumentów.
Mężczyzna wyszedł i ponownie zapadła cisza.
Hyunjin miał w planach dokończyć analizowanie raportów, zanim zrobi cokolwiek innego, ale... w tamtym momencie wizja rozmowy była bardzo kusząca.
Dlatego też porzucił papiery rozłożone na biurku, wstał z krzesła i bez słowa ruszył ku wyjściu z namiotu. Tym razem nie powiedział do swojego strażnika: „Chodźmy", jak miał w zwyczaju. Miał wrażenie, że nagle mówienie czegoś takiego stało się nieodpowiednie i nawet nie potrafił otworzyć ust.
Coś między nimi się popsuło i nie był pewien, czy wie, jak to naprawić.
***
Kiedy weszli do środka, Chan i pułkownik Levan odwrócili się w ich stronę. Jeszcze chwilę wcześniej stali pochyleni nad mapami południowej granicy i dyskutowali na temat rozstawienia oddziałów, ale w tamtym momencie przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie.
— Hyunjin! — rzekła z uśmiechem kobieta, od razu pokonując dystans dzielący ją od chłopaka, po czym zamknęła go w szczelnym uścisku. — Miło cię znowu widzieć!
Królewicz uśmiechnął się i odwzajemnił gest, a kiedy pułkownik się odsunęła, przyjrzał jej się bliżej, przywołując w myślach jej obraz sprzed kilku lat.
— Juliette — powiedział cicho, niemal niesłyszalnie. — Prawie się nie zmieniłaś, odkąd widziałem cię ostatni raz.
Kiedy to było? Cztery lata temu? Zastanawiał się, jakim cudem czas płynął tak szybko; miał wrażenie, jakby spotkali się wczoraj.
Levan była córką jednego z najlepszych lekarzy we Wschodnim Królestwie. Swego czasu jej ojciec był osobistym medykiem królowej, przez co dziewczyna gościła w pałacu i dzięki czemu nawiązała kontakt z oboma książętami. Z Hyunjinem była wystarczająco blisko, by w stolicy zaczęto uważać, że za kilka lat ta dwójka zostanie małżeństwem. Ona pochodziła z arystokratycznego rodu wywodzącego się z Królestwa Zachodniego, co tym bardziej utwierdzało ludzi w przekonaniu, że właśnie tak się stanie.
Ich domysły nie sprawdziły się jednak, kiedy zaledwie szesnastoletnia Juliette ogłosiła, że ma zamiar kontynuować kształcenie się w kierunku militarnym. Od małego interesowała się walką i dowodzeniem, a z biegiem czasu jej zapał nie malał i ostatecznie postawiła na swoim — została pułkownikiem w wieku zaledwie dwudziestu czterech lat.
Gdy ostatni raz widziała się z drugim księciem, było to na balu z okazji jego piętnastych urodzin. I chociaż miała wtedy dwadzieścia lat, plotki o ich małżeństwie pojawiły się po raz kolejny, jednak — podobnie jak wcześniej — nie okazały się prawdziwe.
Na całe szczęście, pomyślał wtedy królewicz. Juliette była dla niego ważna, ale jedynie jako przyjaciółka. Nikt więcej.
Jeongin słyszał o Juliette Levan, to było oczywiste. Był w końcu synem znanego w całym państwie generała i musiał posiadać mniejszą lub większą wiedzę o każdym, kto był wart uwagi w świecie rycerzy. A ta kobieta była właśnie taką osobą.
W dodatku niemal każdy arystokrata wiedział o krążących plotkach, które dotyczyły planów matrymonialnych drugiego księcia.
Mimo to jego ręka zacisnęła się na rękojeści sztyletu, kiedy pułkownik Levan objęła Hyunjina ramieniem w pasie, a jej dłoń znalazła się niebezpiecznie blisko rany królewicza.
I chociaż wiedział, że z pewnością była po stronie Wschodniego Królestwa, był gotów ją zaatakować.
Juliette odsunęła się po chwili, a Yang potrząsnął nieznacznie głową. Dlaczego nagle zrobił się tak przewrażliwiony? Dlaczego niemal rzucił się w ich stronę, choć miał pełną świadomość, że ta dwójka jest ze sobą blisko, a prawdopodobieństwo zranienia Hyunjina było mimo wszystko znikome?
Dlaczego poczuł to dziwne ukłucie w sercu, kiedy zdał sobie sprawę z tego, jak irracjonalnie chciał się zachować z jeszcze bardziej irracjonalnych powodów?
![](https://img.wattpad.com/cover/313739674-288-k428333.jpg)
CZYTASZ
Heavenly ⋄ hyunin ✓
FanfictionKsiążę Hyunjin wiedział, że zakochanie się w swoim osobistym strażniku nie może skończyć się dobrze. A mimo to był gotów zaryzykować wszystko - swój tytuł, majątek i życie - by móc być z Jeonginem, jeśli tylko on go zechce. Niezależnie od konsekwenc...