a/n; dodaję dzień wcześniej, bo jutro bym nie mogła,,
***
Nie odpoczywali długo; Jeongin poczekał, dopóki rana królewicza nie przestała boleć go na tyle, by był w stanie chodzić.
— Musimy? — wychrypiał wykończony Hyunjin, patrząc na swojego strażnika z dołu. Nie chciał wstawać.
— Musimy, książę. — Wskazał na rosnące obok drzewo. Pień z tej strony był porośnięty mchem. — Jesteśmy na północ od obozu, jeśli będziemy iść dalej w tym kierunku, w końcu dotrzemy do wioski. Nie wiemy, jak daleko w las zapuściły się oddziały Południa i czy nas szukają, ale nie możemy ryzykować, książę. Musimy ruszyć dalej.
Królewski syn przytaknął i wyciągnął ręce w stronę chłopaka. Rycerz pomógł mu wstać i od razu zaczęli iść przed siebie. Hyunjin utykał, ale silne ramię Yanga obejmujące go w pasie sprawiało, że chodzenie nie bolało aż tak bardzo; przynajmniej był w stanie stawiać kroki do przodu.
— Pamiętasz, jak daleko była ta wioska? — zapytał królewicz, zaciskając zęby. Nie miał pojęcia, że rana będzie go tak ciągnęła podczas chodzenia. Miał wrażenie, że szwy zaraz pękną.
— Niecałe cztery godziny marszu — odpowiedział Jeongin, odgarniając gałęzie, by mogli sprawniej przejść między drzewami. Mieli szczęście, że teren nie był wyboisty, a ta część lasu niezbyt gęsta. — Myślę, że jesteśmy przynajmniej pół godziny drogi od obozu, więc jeśli się pospieszymy, powinniśmy dotrzeć tam w trzy.
Książę westchnął ciężko. Wiedział, że nie powinien narzekać — w końcu chociaż jeszcze żył. To jednak nie sprawiało, że był szczęśliwy; jego stan pozostawiał wiele do życzenia. W tamtym momencie był zdziwiony, że wciąż jest przytomny.
Musieli się pospieszyć, jednak możliwość ataku wroga nie była jedynym powodem — było już po południu i niedługo powinno zacząć się ściemniać. Nie mogli zostać w lesie po zapadnięciu zmroku... to było niebezpieczne i z pewnością nie daliby rady dostać się do wioski bez żadnego źródła światła.
Szczerze powiedziawszy, wydawało mu się, że nie pamiętał połowy drogi. Zatrzymali się kilka razy, ponieważ nie był w stanie iść dłużej. Ból sprawiał, że nie potrafił myśleć trzeźwo i naprawdę był wdzięczny synowi generała za opiekę. Tak, to była jego praca. Ale śmierć króla zwalniała go z większości obowiązków, przede wszystkim z rozkazu, który władca wydał przed ich wyjazdem z pałacu — chronieniem życia królewicza nawet za cenę własnego.
Hyunjin zaśmiał się gorzko pod nosem. Jeongin mógłby go tutaj zostawić i uciec samotnie, wiedząc, że książę kochał go zbyt mocno, by powiedzieć komuś o zdradzie rycerza. Mógłby się stąd wydostać i nie ponieść żadnych konsekwencji...
Ale został. I chociaż nie było mu przez to łatwo, wyglądało na to, że nie miał zamiaru porzucić królewicza na pastwę losu.
Zrobiło się już ciemno, kiedy zobaczyli pierwszy dom w wiosce. Stał nieco na uboczu, dzięki czemu podejrzewali, że niewiele osób ich zobaczy. To było ważne — nie mogli pozwolić, by ktoś z mieszkańców tej okolicy powiedział rycerzom z Królestwa Południowego, że widzieli dwóch mężczyzn uciekających z obozu.
Yang zapukał w drzwi, mając nadzieję, że ktoś im otworzy. W jednym z okien świeciło się światło. Któryś z domowników musiał być w środku.
Po chwili w progu stanęła ciemnowłosa dziewczyna, zapewne niewiele młodsza od nich. Wyglądała nieśmiało zza drzwi, jakby bała się je bardziej uchylić.
CZYTASZ
Heavenly ⋄ hyunin ✓
FanficKsiążę Hyunjin wiedział, że zakochanie się w swoim osobistym strażniku nie może skończyć się dobrze. A mimo to był gotów zaryzykować wszystko - swój tytuł, majątek i życie - by móc być z Jeonginem, jeśli tylko on go zechce. Niezależnie od konsekwenc...