Rozdział 34

424 61 8
                                    

Dopiero teraz Hyunjin zauważył, jak bardzo Jeongin musiał być spięty przez ostatnie miesiące.

Odkąd przyszedł list z pałacu, syn generała wyraźnie się odprężył. Minęły zaledwie trzy dni, ale książę zdążył dostrzec rozluźnione ramiona i mniej ciemne worki pod oczami swojego ukochanego. Nawet jego cera nabrała żywszych kolorów; wydawało się, że zrzucił z pleców ciężar, który nosił bez przerwy od bardzo dawna.

Chociaż wciąż nie rozmawiali, królewicz był szczęśliwy, widząc, że Yang miał lepszy humor. Był niemal pewien, że gdyby Jeongin się uśmiechnął, przepadłby w jego uśmiechu i zapomniałby o wszystkim, co leżało mu na sercu.

Wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Ale był gotów czekać — tak długo, aż chłopak będzie chciał porozmawiać... o ile w akcie desperacji królewski syn nie zacznie tematu sam.

Cieszył się, że mięli czas.

Kiedy przeczytał treść listu, odetchnął z ulgą, choć nie powinien był tego zrobić. Sytuacja w kraju była na tyle napięta i niebezpieczna, że ani królowa, ani doradcy wojenni nie popierali przyjazdu młodszego księcia do pałacu. Po naradzie podjęto decyzję o tym, że Hyunjin musi zostać w rezydencji rodziny Lee najprawdopodobniej przez kolejny miesiąc.

Skłamałby, gdyby powiedział, że się nie ucieszył.

Brat Jeongina nie zdradzał wielu szczegółów dotyczących prowadzonej wojny, jednak wiadome było, że starcia są krwawe. Nikt nie był zdziwiony, że nie chciano ryzykować życia następcy tronu, skoro król został zamordowany. Wielu wolało nawet nie myśleć o tym, do czego mogłoby być zdolne Królestwo Południowe.

Ceremonia koronacyjna miała odbyć się za kilka dni. Hyunjin czuł się źle z tym, że nie będzie mógł uczestniczyć w kolejnym ważnym wydarzeniu w życiu starszego królewicza. Ani jako bracia, ani jako książęta nigdy nie byli rywalami, jeśli chodziło o objęcie tronu. Młodszy z nich nie miał nic przeciwko temu, że nie był pierwszy w kolejce do dziedziczenia władzy. Taki stan rzeczy wydawał się korzystny dla nich obu — jeden miał w przyszłości zostać królem, drugi bratem króla.

Zadziwiające, że tworzone kilka lat temu plany zaczęły się ziszczać, gdy starszy z braci miał zaledwie dwadzieścia jeden lat. Żaden z nich nie sądził, iż stanie się to tak szybko.

Ostatnie dni spędzał jedynie w towarzystwie Jeongina. Kiedy strażnik wytłumaczył lekarzowi plan działań pałacu, ten poprzysiągł, że dopilnuje, by nikt nie dowiedział się o tym, kim jest jeden z jego gości. Według oficjalnej wersji Hyunjin był przyjacielem Jeongina i obaj przybyli tu przez przypadek. Poza tym, królewicz nie wychodził z rezydencji, więc widziała go jedynie służba, którą medyk uznawał za oddaną rodzinie Lee.

Mimo to, Felix starał się zachowywać tak, jakby w jego domu wcale nie przebywali dwaj dziewiętnastolatkowie. Udawał, że wyjechali, pilnując, by nikt spoza mieszkańców rezydencji nie widział ich na oczy nawet przez chwilę. To sprawiało, że chłopak spędzał całe dnie poza rezydencją, wykonując swoje obowiązki jako lekarz, by odwrócić uwagę innych.

Książę zdawał sobie sprawę z tego, że medyk zaczął popadać w paranoję, jednak nie mógł go za to winić. W tamtym momencie na barkach Lee oficjalnie spoczęło zdrowie królewskiego syna, a kara za narażenie go na niebezpieczeństwo z pewnością byłaby surowa.

Nieobecność Felixa sprawiła, że miał Yanga tylko dla siebie. Przez to znowu zaczął się zastanawiać, jak mogłaby wyglądać ich relacja, gdyby Jeongin nigdy nie został jego osobistym strażnikiem.

Zarówno w pałacu, jak i tutaj Jeongin był na wyciągnięcie ręki. Mogłoby się wydawać, że było to błogosławieństwo, jednak... czy nie przypominało bardziej przekleństwa, skoro rycerz nie chciał pozwolić mu na nic? To nie tak, że Hyunjin wymagał od niego posłuszeństwa — chciał, by chłopak działał zgodnie z tym, czego sam pragnie. Ale przebywanie z kimś, kto niemal złamał mu serce i unikał rozmowy na temat ich relacji jak ognia... to było męczące. Po prostu męczące.

I chociaż starał się powstrzymywać swoja desperację, ta rosła niezależnie od tego, co robił.

Już dawno porzucił czytanie książek na rzecz zerkania w stronę Yanga co jakiś czas. Sam nie wiedział, po co to robił; czyżby próbował znaleźć odpowiedni moment na rozpoczęcie konwersacji? Czy może po prostu chciał nacieszyć się jego widokiem, póki jeszcze miał na to szansę?

Ten chłopak może stać się powodem śmierci Hyunjina, jeśli nie zacznie się odzywać.

Po półtora tygodnia ciszy i dystansu siedzenie obok siebie na sofie w bibliotece Felixa było niemal... nierealne. Czyżby śnił? Czy jego podświadomość tak bardzo tęskniła za bliskością strażnika, że zaczął miewać przerażająco rzeczywiste sny?

Nie, nie. To nie był sen. Ale czy chłopak naprawdę pozwalał mu podejść bliżej? Czy nie był to wytwór zdesperowanego umysłu królewicza? Czy... czy mógł liczyć na to, że jeśli poczeka jeszcze trochę, w końcu uda im się wyprostować choć część zagięć ich relacji, które tak bardzo mu przeszkadzały?

Bał się, że nie zdążą tego zrobić przed powrotem do pałacu. Wizja tak wielu niewypowiedzianych słów go przerażała. Jak mógłby normalnie funkcjonować w zamku, jeśli nie uda mu się dowiedzieć, kim tak właściwie był dla syna generała?

— Jeongin — odezwał się nagle, zanim zdążył ugryźć się w język.

Rycerz nie zareagował w żaden sposób. Jego wzrok nie opuszczał książki, którą czytał. Czy w ogóle usłyszał księcia?

— Jeongin, spójrz na mnie — poprosił cicho, a kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, spuścił wzrok.

Przygryzając wargę, nieśmiało dotknął dłoni Yanga, która leżała na sofie. Była chłodna, jednak nie lodowata; przez głowę królewicza przemknęła myśl, że jej dotyk musi być kojący.

— Mam dość — wyznał cicho. — Chyba nie mogę już dłużej wytrzymać tego, że nie rozmawiamy. Że znowu zachowujesz się, jakbyś był tylko moim strażnikiem, jakby... — zawahał się. — Jakby nic się między nami nie wydarzyło. Naprawdę mam dość. — Patrzył na dziewiętnastolatka, szukając na jego twarzy jakichkolwiek oznak emocji. — Jesteś... uzależniający, Jeongin.

Przez chwilę w ciszy patrzyli sobie w oczy i ta chwila wydawała się trwać wieczność.

Nie miał pojęcia, który z nich pochylił się pierwszy. Ale wiedział, że kiedy ich usta złączyły się w tak wyczekiwanym pocałunku, zapomniał o wszystkim, co działo się wokół.

Zacisnął palce na barkach rycerza, przyciągając go bliżej. Ujmując jego twarz w dłonie, by pogłębić pieszczotę, desperacko pragnął poczuć dotyk strażnika na sobie. Jęknął cicho, gdy palce Yanga wplotły się w jego włosy tak samo delikatnie, jak zawsze.

Zatracali się w tym pocałunku, powoli tracąc nad sobą kontrolę. Nic innego nie miało znaczenia, jakby wcale nie istniało.

Książka, którą czytał syn generała, dawno spadła na podłogę. Ramiona królewicza obejmowały jego ukochanego tak mocno, że nikt nie byłby w stanie wyrwać chłopaka z tego uścisku pełnego miłości.

Byli głusi na ciszę panującą w bibliotece, zbyt skoncentrowani na oddawaniu pieszczoty. Ich przymknięte powieki uchylały się co jakiś czas, by oboje mogli upewnić się, że nie jest to sen.

A jeżeli naprawdę jest to tylko wytwór mojej wyobraźni, nie chcę się nigdy obudzić, pomyślał książę, zaciskając palce na materiale koszuli Yanga.

Niedługo potem odsunęli się od siebie nieznacznie, by złapać skradzione pocałunkiem oddechy.

Wargi Hyunjina zadrżały, kiedy wyszeptał wprost w usta Jeongina coś, co pragnął powiedzieć już od dawna:

— Zrób wszystko, co zechcesz.

I zrobił.

Heavenly ⋄ hyunin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz