Rozdział 36

431 52 0
                                    

Jeongin miał rację — nawet oni sami nie wiedzieli, jak nazwać to, co było między nimi.

Dlatego też nie nadawali tej relacji żadnego imienia. Książę nie wiedział, czy Yang — podobnie jak on — chce z tym poczekać, skoro teraz istniały bardziej palące sprawy, czy może zupełnie go to nie obchodziło. To była rozmowa na inny moment, który królewski syn miał nadzieję, że nadejdzie jeszcze przed ich powrotem do zamku.

Przez ostatni miesiąc bardzo dużo się między nimi zmieniło. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewał się czegoś takiego, a jednak... za nic w świecie nie chciałby, by mu to odebrano.

Rozmawiali ze sobą długie godziny i był niemal pewien, że nadrobili w ten sposób wszelkie braki konwersacji podczas całej służby strażnika. Kiedyś wyobrażał sobie rozmowy ze swoim rówieśnikiem, zastanawiając się, czy gdyby faktycznie miały miejsce, pokochałby je równie mocno, co jego.

Pokochał. I dzięki temu zaczął zakochiwać się w tym chłopaku jeszcze bardziej, poznając tę jego stronę, której nigdy wcześniej nie było dane mu dostrzec.

Był przekonany, że odkochanie się w nim jest niemożliwe. Jak mógłby to zrobić, skoro siedzący przed nim rycerz był tak wspaniałym człowiekiem?

Większość czasu spędzali w bibliotece, gdyż tylko tutaj służba nie przychodziła wcale, chyba że została wezwana. Mogli więc mówić o sprawach związanych z pałacem bez obawy o bycie podsłuchiwanym.

A było naprawdę wiele rzeczy dotyczących królestwa, o których musieli porozmawiać.

Chociaż królewicz nie chciał przyznać tego na głos, Jeongin naprawdę miał rację.

Jak zawsze, zauważył w pewnym momencie.

Nigdy tak naprawdę nie dał sobie szansy na żałobę po śmierci ojca. Ani na przetrwanie tych wszystkich skrajnych emocji, które towarzyszyły mu od dnia ogłoszenia jego odejścia...

Od dziecka był pewien, że król umrze jako starzec, gdy jego synowie będą mieli po przynajmniej pięćdziesiąt lat. Gdy obaj będą mieli już własne rodziny i część życia za sobą...

Ale teraz jego nagła śmierć zmieniała wszystko. I to diametralnie.

Nie spodziewał się tego. Nawet przez chwilę nie myślał o tym, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby władca nagle zmarł. Nie miał powodu, by o tym myśleć i nigdy nie rozważał tego jako coś, co mogłoby się wydarzyć w bliskiej przyszłości.

Być może właśnie dlatego śmierć ojca wstrząsnęła jego światem tak bardzo, chociaż robił wszystko, by odsunąć to od siebie. Zapierał się rękami i nogami, odpychając każdą myśl na temat skutków zabójstwa króla, jakby od tego zależało jego życie.

I w pewnym stopniu zależało. Konsekwencje odejścia władcy były dla Hyunjina ogromne. Nie tylko jako syna, który stracił ojca, ale przede wszystkim jako księcia.

Yang zaproponował, by królewicz zaczął od patrzenia na tę sytuację jako dziecko, którego rodzic zmarł. Obu wydawało się to łatwiejsze, skoro w grę nie wchodziła przyszłość królestwa.

Nie wiedział, ile łez wylał, kiedy w końcu pozwolił sobie na żałobę. Nie miał pojęcia, że strata członka rodziny może tak... boleć. Bo nawet jeśli nie był z ojcem blisko, świadomość, że już nigdy więcej go nie zobaczy, rozrywała mu serce na kawałki. Nigdy nie usłyszy jego głosu, nigdy nie spojrzy na niego z podziwem w oczach i nigdy... nigdy nie powie mu tego, co zawsze chciał mu powiedzieć.

Stracił możliwość wyznania tego, jak bardzo jest mu przykro, że waha się przy podejmowaniu decyzji, wciąż chcąc stawiać własne dobro przed dobrem państwa. I przeproszenia ojca za to, że nie zawsze potrafił okazać mu swoją wdzięczność. Pokazania, że rozumiał każdą decyzję władcy, nawet jeśli nie zawsze się z nią zgadzał.

Cierpiał także jako syn, który stracił ojca starającego się zapewnić mu dobre życie. Kogoś, kto był ogromną częścią jego świata i miał nią pozostać jeszcze na długo.

Smutek mieszał się jednak z poczuciem winy.

A było ono spowodowane tym krótkim, lecz jakże wyraźnym i głośnym stwierdzeniem, które pojawiło się w umyśle Hyunjina, gdy tylko usłyszał wiadomość o śmierci króla.

„Skoro nie żyje, nie ma nikogo, kto kazałby mi poślubić człowieka, którego nie kocham".

I chociaż od razu odepchnął tę myśl w najczarniejszy kąt swojego umysłu, samo jej istnienie nie dawało mu spokoju.

Jak mógł być tak egoistyczny, że była to jedna z pierwszych rzeczy, o których pomyślał? Jak okropnym człowiekiem musiał być, skoro ulga niemal wyprzedziła smutek?

Kiedy wyznał to Jeonginowi, chciał zapaść się pod ziemię. Zniknąć na zawsze, nie potrafiąc znieść świadomości, że chłopak może zacząć patrzeć na niego inaczej.

Ale uścisk Yanga stał się mocniejszy. Wyglądało na to, że rycerz nie miał zamiaru wypuścić księcia ze swoich objęć i Hyunjin nie był w stanie powiedzieć, jak bardzo był mu za to wdzięczny.

Jak bardzo chciał mu podziękować za zrozumienie, którego zapewne nikt inny by mu nie okazał.

Takie słowa padające z ust królewicza brzmiały niemal jak zdrada. Jednak kryły za sobą miesiące obaw związanych z niemożnością bycia z tym, kogo kochał, tak niewinne i czyste uczucie. Wiedział, że nikogo oprócz Jeongina to nie obchodziło. Dla każdego byłby zdrajcą niegodnym książęcego tytułu.

Jego matka również nie opuściłaby jego boku, gdyby to usłyszała. Kochała swojego syna tak mocno i szczerze, że potrafiła zrozumieć go, kiedy nikt inny nie mógł. Ale trzy osoby przeciwko całemu państwu to było zdecydowanie za mało.

W dodatku był pierwszy w kolejce do tronu. Jego brat zapewne został już królem, a gdyby jemu coś się stało... nawet nie chciał o tym myśleć.

Teraz, kiedy sytuacja była dużo gorsza, strach przed niechcianym małżeństwem wydawał się ustępować przerażeniu związanym z możliwym objęciem władzy. Nigdy nie chciał być władcą. I był tego jeszcze bardziej pewien, odkąd zakochał się w swoim strażniku. Być może był zbyt słaby jak na następcę lub nawet przyszłego króla, ale nie chciał stracić chłopaka, którego tak bardzo kochał, by władać królestwem.

A odkąd ich relacja zaczęła się rozwijać, zaczął myśleć, że woli zginąć niż zasiąść na tronie.

Brzmiało to dramatycznie, jednak naprawdę tak postrzegał tę sytuację. I powodem tego nie była tylko jego miłość do syna generała. Czuł, że nie jest gotowy i odpowiedni do zostania władcą. Bał się tej możliwości i miał nadzieję, że nigdy nie stanie się rzeczywistością. Bo niezależnie od tego, jak bardzo stawiał samego siebie na pierwszym miejscu, nie mógł przestać brać pod uwagę losu państwa. To była jedna z najważniejszych rzeczy, których nauczył go ojciec — troszczenie się o królestwo bez względu na to, czego sam pragnie.

Czy to właśnie przez niemożność porzucenia obaw o dobro Królestwa Wschodniego był tak rozbity, nie mogąc pogodzić się z przyszłością, jaką przygotował dla niego los, skoro jednocześnie kochał kogoś, kogo kochać nie powinien?

Heavenly ⋄ hyunin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz