Mijały dni, szare i ponure, jeden podobny do drugiego. Za oknami szalał wicher, a padający deszcz sprawił, że lekcje Opieki nad zwierzętami musiały zostać przeniesione do zamku – z czego cieszyli się wszyscy poza Filchem, który sarkał na zabrudzone posadzki i ściany (nie wszystkie zwierzątka, które pokazywał Hagrid, zachowywały się poprawnie).
Po pamiętnej rozmowie ze Snapem, Harry trochę się uspokoił. Przestał tak obsesyjnie zastanawiać się, czy Mistrz Eliksirów wnika w jego myśli, przestał się przejmować jego uwagami i spojrzeniami. Stwierdził, że zadaniem Snape’a była pomoc w zwalczaniu Zewu i że śmiesznym byłoby oczekiwać zmiany charakteru. Chociaż z trudnością przychodziło mu przyznanie tego, uznał, że Snape miał rację, mówiąc o jego życiu i spełnianiu oczekiwań innych. Zdał sobie sprawę, że faktycznie ma dopiero szesnaście lat, ma prawo do własnego życia i nie powinien przejmować się przepowiedniami. Przynajmniej nie na razie. Postanowił skupić się na najważniejszych w tym momencie sprawach, a resztę zostawić dorosłym, i nie zastanawiać się, czy takie zachowanie nie jest zbyt dziecinne. Pewnie zdziwiłby się bardzo, gdyby dowiedział się, że właśnie taka decyzja jest manifestem jego dojrzałości.
Mroczny Zew opanowywał go teraz prawie codziennie, o najróżniejszych porach. Najbardziej problematyczne były próby pokonania go, gdy uczestniczył w innych lekcjach. Jak na razie, w czołówce uplasowała się pamiętna lekcja Transmutacji, gdy przez piętnaście minut walczył z odruchem zaatakowania profesor McGonagall, a Snape uciekł się w końcu do recytowania mu wierszy, aby odwrócić jego uwagę od Zewu. Po tym wydarzeniu Harry nie mógł wyjść z szoku. Na następnej Obronie wpatrywał się w Snape’a tak intensywnie i z takim zdziwieniem, że znów zaowocowało to kąśliwymi uwagami i stratą punktów. Powoli jednak nauczył się sam rozpoznawać symptomy opanowywania i coraz częściej pomoc nauczyciela ograniczała się do nadzorowania jego wysiłków.
W trzecim tygodniu połączenia mentalnego Harry potrafił sobie już sam poradzić z Zewem. W krótkiej rozmowie, jaką miał ze Snapem po lekcji uzgodnili, że Mistrz Eliksirów będzie ingerował jedynie wtedy, gdy poczuje dużą zmianę w emocjach Harry’ego. To miało pomóc w nauczeniu się samodzielności, gdyż Harry wyznał, że czuje się o wiele pewniej gdy wie, że nauczyciel kontroluje sytuację. Według Snape’a Gryfon stawał się zbyt uzależniony od jego pomocy i należało temu przeciwdziałać.* * *
Pewnego wieczoru, gdy Harry wracał z gabinetu Snape’a, gdzie otrzymywał codzienną porcję eliksiru, zauważył Ginny siedzącą pod ścianą. Nie widział twarzy dziewczyny, gdyż zasłaniała ją rękawem, ale cała jej postawa wskazywała aż nadto, że Gryfonka jest nieszczęśliwa.
- Ginny! Co tu robisz? – przystanął.
Nie odpowiedziała. Po chwili wahania usiadł obok niej i zapytał:
- Coś się stało? Zły dzień?
Kiwnęła głową, nadal nic nie mówiąc.
- Dalej, wyrzuć to z siebie. Co się stało? Wysadziłaś w powietrze lochy i Snape zagroził, że wprowadzi się do twojego dormitorium, bo nie ma gdzie mieszkać?
Usłyszał chichotanie. Ginny otarła twarz rękawem szaty i spojrzała na niego.
- Aż tak źle nie było, ale faktycznie chodzi o Snape’a. Powiedział mi dziś na lekcji, że nie zdam żadnego SUM-a.
- I ty się tym przejęłaś? Daj spokój, ten dupek zawsze tak mówi, jak już nie ma innego sposobu, żeby kogoś pognębić. A czym sobie zasłużyłaś na ‘szczególne’ traktowanie? – uśmiechnął się do niej.
- No... więc nie pamiętałam skutków postcruciatusowych, wiesz, mieliśmy powtórkę z Niewybaczalnych, a ja się wczoraj nie przygotowałam. Snape powiedział, że, cytuję: ”Jeżeli nadal będzie się pani tak żarliwie przykładała do nauki, panno Weasley, nie widzę w jaki sposób mogłaby pani zdać jakiekolwiek egzaminy”, koniec cytatu.
Harry stłumił śmiech.
- To wszystko?
- A ty byś chciał więcej? Ale to nie koniec... Bo we mnie coś wstąpiło i odpowiedziałam mu, że chociaż może z Obrony nie jestem przygotowana najlepiej, ale z innymi przedmiotami jest inaczej.
- Odważnie – spojrzał na nią zdziwiony. – Ile punktów?
- W ogóle. To znaczy, po tej odpowiedzi. Bo palant zapytał, czy w takim razie o Eliksirach mam większe pojęcie. Kazał mi powiedzieć z pamięci skład eliksiru spokoju, oczywiście nic nie pamiętałam, bo to było na początku roku. Wtedy odjął dziesięć punktów za złą odpowiedź z Obrony, dziesięć za brak odpowiedzi z Eliksirów, dziesięć za, jak się wyraził, nieszczere deklaracje, po czym zaproponował, że może mnie przepytać z jeszcze innych przedmiotów. Podziękowałam. – Ginny westchnęła. – Jak ja nie lubię tego tłustowłosego nietoperza! Dlaczego musiał się mnie akurat dziś doczepić? I to niesprawiedliwe, że odjął mi punkty za brak wiedzy z Eliksirów, to już nie jest jego działka. Ale wolałam się nie kłócić...
- Wyobrażam sobie. Daj spokój, jeszcze nie raz Snape cię tak potraktuje, nie ma sensu się tym przejmować.
Ginny spojrzała na chłopaka.
- A co u ciebie? Ty to w ogóle masz straszne życie, gdyby mi ktoś zaproponował dodatkowe lekcje z tym potworem... – pokręciła z przerażeniem głową. – Jak udaje ci się to wytrzymać?
Harry poczuł się nagle głupio. Chociaż zajęcia ze Snapem nie należały do najprzyjemniejszych, udało mu się już do nich przyzwyczaić. Nie myślał o Mistrzu Eliksirów jak o potworze... No, może czasem... A zresztą, jak na razie nie miał z nim żadnych dodatkowych lekcji, więc nie było to takie straszne. Ale tego nie mógł nikomu powiedzieć.
- Jakoś sobie radzę – odpowiedział. Odchrząknął, patrząc na dziewczynę uważnie. Od dawna nie był tak blisko niej, prawie stykali się ramionami. Patrzył na jej oczy, jeszcze mokre, ale już strzelające wesołymi iskierkami jak oczy Dumbledore’a... Nie, to nie jest dobre porównanie – pomyślał. - Jej oczy podobne są do gwiazd... Na nos, trochę teraz zaczerwieniony, płomienno rude włosy, które właśnie zagarniała za ucho...
- Ginny... - zaczął i urwał.
- Tak? – podniosła oczy, rumieniąc się lekko pod wpływem spojrzenia, jakim ją obrzucił.
Nie myśląc już w ogóle ani nie zastanawiając się dłużej, Harry pochylił się i pocałował dziewczynę. Świat stanął w miejscu, a potem zaczął się kręcić ze zdwojoną szybkością. Wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, liczyła się tylko ta osoba jego ramionach i smak jej ust. Po odpowiednio długiej chwili oderwali się od siebie. Harry zastanawiał się, czy powinien składać teraz jakieś deklaracje miłosne. Nie miał na to zbyt wielkiej ochoty, wolałby zamiast tego pocałować te czerwone usta jeszcze raz. Zanim jednak wykonał jakikolwiek ruch, Ginny chwyciła go za rękę i wstała, a on, chcąc nie chcąc, zrobił to samo.
- Wiesz, umówiłam się z koleżanką, muszę już lecieć. – To mówiąc pocałowała go w policzek na pożegnanie.
Harry patrzył za nią, dopóki nie zniknęła za zakrętem. Dotknął ręką ust, jakby jeszcze nie mógł uwierzyć w to, co zaszło. Pomyślał przez chwilę o Cho i ich pocałunku. Teraz było inaczej, dużo przyjemniej i nawet nie chodziło o same doznania. Z Ginny czuł bliskość i jakieś powinowactwo dusz podczas gdy Cho… Cho była po prostu ładną dziewczyną, z którą tak naprawdę nic go nie łączyło. Zatopiony w myślach poszedł powoli do Wieży Gryffindoru. Był zadowolony, że w pokoju wspólnym nie było Rona ani Hermiony, i nie musiał odpowiadać na ich pytania. Zajął się pracą domową, ale jego umysł tylko częściowo mógł skupić się na nauce. Druga część zajęta była czerwonowłosą dziewczyną oraz przypominaniem sobie przyjemniejszych rzeczy niż lekcje. W końcu poszedł do łóżka, nie mogąc już dłużej się uczyć, ale jego myśli nadal przepełnione były Ginny. Gdy tak analizował po raz kolejny sytuację, zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. „A co, jeżeli Snape szpiegował wtedy moje myśli?” – przemknęło mu przez głowę i zadrżał. Jeżeli nauczyciel to widział... czuł to, co Harry... jeżeli teraz będzie się wyśmiewał... – zacisnął ręce w pięści. Ale może nie widział – zastanawiał się dalej. – W końcu cała ta nić mentalna miała polegać na zaufaniu... no tak, ale ja nie ufam Snape’owi. On nawet nie musiał szpiegować moich myśli, mógł tylko wyczuć zmianę w emocjach i wkroczyć w mój umysł, sądząc, że to Zew... a potem nie wycofać się z połączenia... – Harry już nie wiedział, co myśleć. W końcu te rozmyślania zostały przerwane przez sen, tak głęboki, że chłopiec nawet nie słyszał powrotu Rona do dormitorium.