Lekcja oklumencji i co z tego wynikło.

958 59 1
                                    

Następnego dnia Harry z wahaniem wszedł do Wielkiej Sali. Obawiał się spotkania ze Snapem i tego, co nauczyciel mógł opowiedzieć Ślizgonom o wydarzeniach poprzedniej nocy. Na sali panował jednak zwykły gwar, Malfoy i reszta nie sprawiali wrażenia, jakby mieli dodatkowy powód wyśmiewania się z Harry’ego. Chłopak zajął swoje zwykłe miejsce i zaczął jeść. Odkąd wszedł, korciło go, aby spojrzeć na stół nauczycieli, podniósł więc głowę i szybko go zlustrował. Snape jadł nie patrzą na niego, co Harry przyjął z ulgą. Był tak pogrążony w myślach, rozpamiętując nocne zdarzenie, że nawet nie zauważył kiedy jego przyjaciele usiedli obok niego.
- Harry. Harry! Mówię do ciebie! – głos Hermiony wyrwał go z zamyślenia
- Tak? – popatrzył na nią nieprzytomnie.
- Co się z tobą dzieje? Nie reagujesz na nasze powitanie, w ogóle nie zauważyłeś, że się pojawiliśmy, tylko wpatrujesz się w Snape’a. Zdążyłeś mu się narazić już od rana?
- Nie. – Harry nie miał zamiaru mówić im o spotkaniu z nauczycielem, przynajmniej na razie. – Rozkoszuję się perspektywą Eliksirów bez Snape’a.
- Trafiłeś w dziesiątkę, stary. – powiedział Ron. – Pierwszą moją myślą, gdy tylko się obudziłem, było, że nie będę musiał oglądać Snape’a. Wprost nie mogę w to uwierzyć!
- Więc radzę ci to zrobić, Weasley! – rozległ się za nimi lodowaty głos. Snape najwidoczniej skończył już jeść i usłyszał ostatnie słowa Rona. - Bo ja mogę nie uwierzyć w twoje umiejętności obrony czarnomagicznej i chcieć je sprawdzić na następnej lekcji. – dokończył drwiąco. Omiótł wzrokiem Hermionę i Harry’ego, skrzywił się przy tym i znów utkwił swe zimne oczy w Ronie. – Wyraziłem się jasno?
- Tak, panie profesorze. – wybąkał Ron, zmieszany i zaczerwieniony.
Snape spojrzał na Harry’ego, na twarzy miał swój zwykły grymas.
- Potter, po kolacji u mnie w gabinecie. I radzę ci się nie spóźnić.
Jeszcze raz popatrzył na całą trójkę i odszedł, a czarna peleryna powiewała za nim jak skrzydła nietoperza.
- Noo, to widzę, że Snape’owi od rana humorek dopisuje. – skwitował Ron. – Ciekawe, czy ktoś mu czymś dopiekł w nocy, czy on tak sam z siebie. Wiesz, Harry, twój ojciec to jednak miał rację, pomiatając nim. Żałuję tylko, że mnie przy tym nie było.
- Ron, uspokój się. I pospieszcie się, zaraz mamy Eliksiry. – Hermiona przerwała wywody Rona poirytowanym głosem.
- Słuchajcie, jakie jest prawdopodobieństwo, że ten nowy od Eliksirów znał mojego tatę w szkole? – zapytał Harry.
Spojrzeli na niego ze zdumieniem.
- Po prostu zastanawiam się, czy czasem tata nie miał również z nim na pieńku. Bo jeżeli tak, to Eliksiry nie będą dla mnie wcale przyjemniejsze niż te ze Snapem.
Roześmieli się.
- Nie pękaj, Harry. Drugiego takiego wroga jak Snape to twój tata na pewno nie miał, bo trudno o drugi taki szczególny przypadek, jakim jest Snape. No i ten nowy wydaje się być młodszy. – pocieszył kumpla Ron. – Zresztą, zaraz zobaczymy, co to za ziółko, ten profesor.
Doszli do klasy Eliksirów, która w dalszym ciągu znajdowała się w podziemiu. Ślizgoni już tam byli, ale nie przejawiali ochoty do zaczepiania Harry’ego i innych Gryfonów. Na wszystkich twarzach malował się identyczny wyraz zaciekawienia i odrobiny niepokoju. Zadzwonił dzwonek i w drzwiach pojawił się nowy profesor. Uczniowie zajęli swoje miejsca, a nauczyciel podszedł do katedry.
- Dzień dobry, nazywam się profesor Green i będę was nauczał trudnej sztuki warzenia Eliksirów. Wiem, ż reprezentujecie wysoki poziom znajomości tej nauki, profesor Snape to prawdziwy mistrz, a ja mam nadzieję, że uda mi się rozwinąć wasze umiejętności w tym kierunku równie efektywnie. Na dzisiejszej lekcji będziemy przyrządzać Eliksir Wielosokowy w jego pełnej postaci. Oto ingrediencje i sposób przyrządzania. Zanim jednak przystąpicie do pracy, chciałbym się z wami zapoznać.
Profesor wyciągnął listę obecności i zaczął ją sprawdzać. Doszedł do litery P i Harry już wiedział, co będzie dalej. Zaraz rozpoczną się pytania w stylu: ‘Ten słynny Potter?’ i dyskretne, według pytających, zerkanie na bliznę. Przyzwyczaił się już do tego, ale nie sprawiało mu to żadnej przyjemności, zwłaszcza po wydarzeniach ostatniego roku, gdy dowiedział się z przepowiedni, co ‘słynny Potter’ musi zrobić. Lecz ku zdumieniu Harry’ego nauczyciel nie zatrzymał się wcale przy jego nazwisku, tylko dokończył sprawdzanie listy i kontynuował lekcję. To było dla Harry’ego zupełnie nowe doświadczenie, poczuł się, chyba po raz pierwszy odkąd przyszedł do Hogwartu, jak zupełnie zwyczajny uczeń i spodobało mu się to.
Dalej lekcja przebiegała spokojnie, profesor okazał się być przyjemnym człowiekiem, nie robił sarkastycznych uwag o ich pracy i nie wyróżniał żadnego z Domów. Pochwalił eliksir Hermiony, pokazał Deanowi, jak prawidłowo pokroić muchy siatkoskrzydłe i zwrócił uwagę Malfoyowi, gdy ten próbował rzucić w Harry’ego martwymi żukami. Była to pierwsza lekcja Eliksirów, po której Gryfoni wyszli bez starty punktów.
- Jak dla mnie, był w porządku. – powiedział Ron. – Widać, że jest sprawiedliwy, w przeciwieństwie do Snape’a. – tu Ron zniżył głos i rozejrzał się niespokojnie wokół. Nie zapomniał jeszcze porannej reprymendy i nie chciał narażać się na szlaban.
- Mi też się bardzo podobał. Chociaż chyba nie ma aż tak wysokich kwalifikacji jak Snape. – czepialski charakter Hermiony znów dał o sobie znać. – Ale zastanowiło mnie, że on w ogóle nie zwrócił uwagi na Harry’ego. Zauważyliście to? – zwróciła się w ich stronę. – Nie popatrzył na twoją bliznę, nie rzucił żadnej uwagi, niż z tych rzeczy.
- No właśnie, Potter, jak ty to wytrzymałeś? – rozległ się za nimi kpiący głos. Odwrócili się i zobaczyli Malfoya, w otoczeniu innych Ślizgonów. – Słynny Harry Potter nie został z miejsca rozpoznany! Potter, to chyba oznacza, że twoja popularność zaczęła spadać, nie?
- Czep się swojego tatuśka, Malfoy! Chodź, Harry, nie warto odpowiadać kretynowi. – to mówiąc Ron przytrzymał Harry’ego i wszyscy troje wyszli z podziemi do Wielkiej Sali.

Lekcje minęły Harry’emu dość szybko, ani się obejrzał, jak nadeszła pora kolacji, a co za tym idzie, lekcji oklumencji u Snape’a. Szybko coś zjadł, mimo że nie miał apetytu i odszedł od stołu, odprowadzany zatroskanymi spojrzeniami Rona i Hermiony. Szedł powoli w stronę podziemi, walcząc z narastającym strachem. Czy Snape w jakikolwiek sposób nawiąże do nocnego wydarzenia? Czy będzie się wyśmiewał? ‘O nie! Nie dam mu satysfakcji upokorzenia mnie.’ - pomyślał Harry. – ‘Cokolwiek mi powie, nie dam się wyprowadzić z równowagi. Postaram się zachowywać tak, jakby nic się nie stało.’ – postanowił sobie w duchu. Ale te myśli nie sprawiły, by poczuł się w jakikolwiek sposób lepiej, wstępując do prywatnego gabinetu znienawidzonego nauczyciela. Zapukał do drzwi.
- Wejść! – usłyszał.
Wziął głęboki oddech, wszedł i zamknął drzwi. Snape stał przy biurku, jak zwykle opróżniając swoją głowę z pewnych myśli i wkładając je do myślodsiewni. Gdy skończył, odstawił instrument do szafki i zwrócił się w stronę Harry’ego.
- Podejdź do biurka, Potter i wyjmij różdżkę. Chyba nie muszę cię pouczać, jak wyglądają lekcje oklumencji? – uwagę tę rzucił swoim zwykłym, sarkastycznym tonem. Harry momentalnie poczuł złość na Snape’a, a pamiętał, że powinien wystrzegać się takich uczuć podczas lekcji obrony umysłu, bo to tylko ułatwiało przystęp do jego myśli. Przyszło mu do głowy, że nauczyciel specjalnie chce go sprowokować, żeby móc ukarać go szlabanem za brak postępów. Dlatego też odetchnął głęboko kilka razy, żeby się uspokoić i zajął swoją pozycję po przeciwnej stronie biurka.
- Przygotuj się. Rzucam zaklęcie. Legilimens!
Harry poczuł, że jakaś siła penetruje jego myśli. Zobaczył kilka obrazów z dzieciństwa. Dudley i jego banda ścigają go, a on skacze na dach szkoły... Wuj Vernon zamyka go za karę w ciemnej komórce pod schodami i bije go po głowie... Syriusz pyta go, czy chciałby zamieszkać w jego domu... ‘Nie!’ – pomyślał Harry – ‘Tylko nie Syriusz!’. I jak gdyby otwarta została jakaś tama, Harry zobaczył cały szereg wspomnień ze swoim ojcem chrzestnym. Syriusz w kominku, gratulujący mu pomysłu założenia GD... Syriusz przy stole na Grimmauld Place, gdy opowiada o tajemniczej broni... Syriusz walczący z Bellatriks, Syriusz wpadający za zasłonę śmierci... Nieee!!!’
Harry ocknął się. Leżał na kamiennej posadzce lochu a Snape stał nad nim z wściekłą miną.
- Weź się w garść, Potter! Wstawaj! – rzucił ostro.
Harry wstał i oparł się o krzesło. Cały dygotał, ale starał się uspokoić. Spojrzał na nauczyciela. Snape wyglądał na rozeźlonego.
- Czy ja ci nie mówiłem, Potter, żebyś przestał nurzać się w smutnych wspomnieniach? – zapytał zjadliwym szeptem. – To zaczyna być żałosne. Nigdy nie nauczysz się oklumencji, jeżeli nie pozbędziesz się tych myśli z głowy, zapamiętaj to. Przestań zachowywać się jak rozhisteryzowany bachor i naucz się dyscyplinować umysł. Jeszcze raz. Legilimens!
Zaklęcie ugodziło w Harry’ego i znów zobaczył w swojej głowie obrazy. Ale teraz były zamazane, a on skupił się, żeby pozbyć się ich zupełnie. Cały czas widział przed sobą twarz Snape’a, która znikała i znów się pojawiała, w miarę jak obrazy w głowie stawały się wyraźniejsze lub bledsze. Harry całą siłą woli starał się odrzucić Snape’a umysłem, ale siła penetrująca jego mózg stawała się coraz potężniejsza. Czuł, że długo nie wytrzyma, gdy wtem obrazy w jego głowie stały się zupełnie wyraźne. Znów zobaczył Syriusza, wpadającego za zasłonę jak w zwolnionym filmie... Lupin, przytrzymujący Harry’ego, mówiący, że Syriusz odszedł na zawsze, Bellatriks śmiejąca się drwiąco, to uczucie szału, które spowodowało użycie przez niego jednego z Niewybaczalnych...
Tym razem dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę, gdzie jest. Znów leżał na posadzce, a Snape pochylał się nad nim z jakimś eliksirem w ręku.
- Wypij to, Potter. – powiedział sucho. Harry zawahał się, ale posłusznie wypił miksturę.
- Panie profesorze, co się stało? – zapytał.
- Zemdlałeś. – padła odpowiedź.
Harry zarumienił się ze wstydu i zażenowania.
- Ale dlaczego? – zapytał po dłuższej chwili.
Drwiące prychnięcie.
- Widocznie jesteś tak delikatny i słaby, że nie potrafisz dać sobie rady z własnymi wspomnieniami. – nauczyciel spojrzał na Harry’ego z politowaniem w oczach i kpiącym grymasem na ustach. Może Harry nie poczułby takiej złości gdyby wiedział, że jeszcze przed chwilą ten sam nauczyciel wydawał się być poważnie przestraszony jego stanem. Ale nawet gdyby tak było, to następne słowa mężczyzny skutecznie by tę złość wznieciły. – Nie jestem psychologiem, Potter i nie mam zamiaru uczyć cię życia. Na dziś koniec, w takim stanie nie potrafiłbyś nawet rzucić prawidłowo zaklęcia świetlnego. – Snape skwapliwie wykorzystał okazję, by powyśmiewać się z Harry’ego. – Wracaj do swojej wieży, spotykamy się w czwartek o tej samej porze. Masz ćwiczyć, Potter. – to mówiąc wskazał Harry’emu drzwi.
Chłopiec powoli do nich podszedł i opuścił gabinet, wciąż lekko chwiejąc się na nogach. Powoli wrócił do Wieży Gryfonów, tak blady i pogrążony w myślach, że nawet Irytek, który przelatywał w pobliżu, zostawił go w spokoju.

Esencja nietoperza (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz