noc w bibliotece

941 58 1
                                    

Harry zbudził się raptownie, zlany zimnym potem. Znów śnił mu się ten koszmar. Syriusz wpadający za zasłonę śmierci, wpatrujący się w niego oskarżycielskim wzrokiem... Harry usiadł na łóżku i oddychał głęboko. Za oknami była czarna noc, spojrzał na zegarek: pierwsza w nocy. Powoli się uspokajał. W dormitorium panowała cisza, przerywana jedynie pochrapywaniem czwórki pozostałych Gryfonów. Harry chciał pójść w ich ślady, ale wiedział, że teraz nie zaśnie. Bał się po prostu zamknąć oczy. Rozmowa z Ronem i Hermioną odświeżyła w jego pamięci obraz ojca chrzestnego, jego twarz, śmiech podobny do warczenia psa, rozmowy podczas pobytu Harry’ego na Grimmauld Place. W trakcie wakacji często miewał sny związane z Syriuszem, lecz ustały one pod wpływem przyjaciół, którzy nie pozwalali mu zadręczać się zbyt długo. Jednak teraz, gdy znów znalazł się w Hogwarcie, gdy wszystkie wydarzenia poprzedniego roku stały się znów tak świeże, koszmar wrócił. Harry wstał. Czuł, że musi natychmiast wyjść z dormitorium, bo w przeciwnym wypadku się udusi. Wyjął z kufra pelerynę-niewidkę i wyszedł po cichu z Wieży Gryffindoru. Znalazł się w ciemnym , uśpionym korytarzu. Posągi i zbroje porozstawiane po kątach skrzypiały złowrogo. Ciszę zamku przerywał odgłos jego ostrożnych kroków oraz pochrapywanie uśpionych portretów. Harry zastanawiał się przez chwilę, dokąd ma pójść. Potrzebował samotności. Odosobnionego miejsca, gdzie w końcu nie musiałby niczego udawać. Gdzie mógłby dać wyraz swojej rozpaczy. I w którym istniałoby najmniejsze prawdopodobieństwo spotkania Filcha czy któregoś z nauczycieli. ‘Biblioteka!’ – pomyślał – ‘tak, to będzie najlepsze miejsce.’
Wszedł do ciemnego pomieszczenia. Skręcił w stronę Zakazanego Działu, gdzie, jak wiedział, przy samym wejściu znajdował się zakątek przeznaczony dla nauczycieli. Fotele i mały stoliczek miały zapewnić wygodę w trakcie czytania. Harry wiedział, że pani Pince często tam przesiaduje, już po zamknięciu biblioteki, lecz w nocy nie spodziewał się nikogo. Opadł na fotel, peleryna zsunęła mu się z ramion, zwinął ją i położył obok. Próbował uporządkować myśli, zapanować nad żalem dławiącym go w gardle, ale było to ponad jego siły. Wspomnienia Syriusza, ojca maltretującego Snape’a, Voldemora oraz treści przepowiedni zwaliły się na niego całym ciężarem. Jego ciałem wstrząsnął szloch, próbował powstrzymać piekące łzy, cisnące mu się do oczu, ale nie potrafił. Ukrył twarz w dłoniach i zapłakał. Przez dłuższą chwilę ciszę biblioteki zakłócał ten jeden dźwięk. Mówi się że chłopak nie powinien płakać, bo staje się przez to śmieszny. To nieprawda. Trudno byłoby znaleźć bardziej tragiczny obraz niż tego młodego mężczyzny, w jedynej w jego życiu chwili słabości.
Nagle Harry poczuł czyjąś obecność w bibliotece. Powoli podniósł głowę. ‘Nie, nie wierzę, to jakiś koszmar!’ – pomyślał. Nad nim stał Severus Snape.
- Co tu robisz, Potter? – zapytał Mistrz Eliksirów swym zwykłym, zimnym głosem.
Harry szybko wytarł oczy rękawem, omal nie strącając sobie okularów z nosa i wbił wzrok w podłogę, nie odpowiadając Snape’owi.
- Zapytałem cię o coś, Potter. Wstań i spójrz mi w oczy, gdy do ciebie mówię. – nakazał groźnym tonem.
Harry wstał i zmusił się, by spojrzeć na nauczyciela. Cały dygotał od przebytego dopiero co wzruszenia oraz złości, że został przyłapany. Snape wpatrywał się długo w twarz młodego Gryfona. Harry wiedział, że jego czerwone oczy i ślady łez są wystarczającą odpowiedzią na zadane pytanie.
- Odpowiadaj, Potter! Co tu robisz w środku nocy?
- Chciałem się przejść. – wyszeptał Harry, widząc że nie uniknie dalszych indagacji.
- O tej porze? Przechadzka? Dziwnie mało prawdopodobne, Potter.
Harry poczuł falę złości na nauczyciela. Czy nie może zostawić go w spokoju? Dlaczego akurat on jest świadkiem jego słabości?
- A co to pana obchodzi?! – krzyknął, zanim zdołał się powstrzymać. – To nie pański interes, co ja tu robię!
- Gryffindor traci 50 punktów, Potter. Zapominasz do kogo mówisz, jeszcze jedno słowo i dam ci szlaban. Nadal czekam na odpowiedź. No!? – ponaglił go.
Harry stracił nad sobą panowanie. Chciał wykrzyczeć Snape’owi w twarz to wszystko, co o nim myślał od czasu śmierci Syriusza. Poczuł, że teraz nadeszła ta chwila.
- Użalam się nad sobą, to pan chciał usłyszeć?! – krzyknął. – Rozpamiętuję to, co zrobiłem! A wie pan, co zrobiłem?! – roześmiał się histerycznie. – Uśmierciłem dwóch pańskich największych wrogów! Każdy z nich zginął ratując mi życie! Niech pan poczeka, może Lupin też się dla mnie poświęci i umrze! Proszę nie tracić nadziei! Powinien pan być mi wdzięczny. James Potter i Syriusz Black nie żyją. Nie ma ich! Przeze mnie! Jest pan teraz zadowolony? Nadal pan mnie nienawidzi? Dlaczego, przecież wyświadczyłem panu przysługę! Pozbyłem się pańskich wrogów! – krzycząc te słowa, Harry rzucił się, by wybiec z biblioteki, lecz Snape złapał go za ramiona. Harry szarpał się z nim przez chwilę, ale żelazne palce Snape’a zacisnęły się na jego ramionach jak kleszcze.
- Niech pan mnie puści! – krzyknął Harry, próbując się wyrwać, ale Snape jeszcze mocniej ścisnął go za ramiona. Teraz Harry prawie stykał się z szatą swojego znienawidzonego nauczyciela. Ciałem chłopca wstrząsały dreszcze. Oparł twarz o ramię Mistrza Eliksirów i zapłakał.
Po kilku minutach uspokoił się. Stwierdził, że Snape w dalszym ciągu przyciska go do siebie. Zrobiło mu się nieswojo.
- Może mnie pan już puścić, profesorze. – powiedział cicho i poczuł, że uścisk zelżał. Spojrzał w twarz Snape’a i z ulgą stwierdził, że brak w niej zwykłego, ironicznego uśmieszku. Nie zniósłby, gdyby nauczyciel zaczął się teraz z niego wyśmiewać. Twarz Snape’a była poważna.
- Wracaj do Wieży Gryffindoru, Potter. – powiedział i sam wyszedł z biblioteki. Po dłuższej chwili Harry zrobił to samo.

Esencja nietoperza (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz