Lekcje Obrony zostały odwołane do końca tygodnia. Co odważniejsi spośród uczniów zajrzeli do skrzydła szpitalnego i dostarczyli informacji, że nie ma w nim Snape’a. Jakoś nikt nie był z tego powodu zmartwiony, rozkoszowano się myślą, że być może Mistrz Eliksirów nie wróci do pracy do końca miesiąca, co dawało odrobinę luzu w zajęciach. Zwłaszcza drużyny Quidditcha gratulowały sobie uzyskania nadprogramowego czasu, który mogły poświęcić na treningi, co wobec zbliżających się rozgrywek stanowiło mannę z nieba.
Harry nie cieszył się z dodatkowego wolnego. Wręcz przeciwnie, każdy dzień nieobecności Snape’a wprowadzał go w gorszy nastrój. Głównie miały na to wpływ krytyczne spojrzenia Hermiony i nieme wyrzuty zawarte w jej oczach. Przyjaciele nie wracali jednak do ich wcześniejszej rozmowy, za co był im wdzięczny. Sam zbyt wiele razy analizował całe wydarzenie, począwszy od momentu spotkania Snape’a w szatach Śmierciożercy, aż do pamiętnej nocy, gdy widział go rannego. Nie potrafił jednak wyzbyć się złości na nauczyciela Obrony, ani nie mógł wzbudzić w sobie współczucia dla niego.
Siedział nad brzegiem jeziora, na swoim zwykłym miejscu, które, jak stwierdził gorzko, było świadkiem rozpamiętywania jego najboleśniejszych momentów życia. Po raz kolejny przerabiał wydarzenia ostatnich dni, zastanawiając się, kto ma rację, i dlaczego ma dziwne wrażenie, że jak zwykle tą osobą jest Hermiona. „Gdybym mógł rozgryźć tego faceta!” – myślał – „On jest taki skomplikowany, gdybym tylko mógł zobaczyć o czym myśli, zrozumieć, jak działa jego mózg!”
Zamarł. „Zobaczyć, o czym myśli…” Przełknął ślinę. To mógłby zrobić. Może wtedy zrozumiałby lepiej całą sytuację, wyzbył się uczucia zdrady…? Znów przełknął ślinę. To nie wydawało się zbyt skomplikowane, chociaż nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób działa zaklęcie łączenia umysłów. Ale gdyby się postarał? „Ale to nieetyczne… obiecałem, że nie będę go szpiegował…” – odrzucił tę myśl natychmiast. Wcześniej niejednokrotnie łamał zasady dobrego wychowania, teraz też nie powinien mieć z tym zbyt wielkich kłopotów. Pozostawało jeszcze znaleźć sposób, w jaki mógłby dostać się do mózgu Snape’a... Skupił się. Zamknął oczy i próbował połączyć swoje myśli z myślami nauczyciela. Próbował całym sobą wniknąć w nie, zobaczyć je, dotknąć ich. Oddychał głęboko, starając się zatracić w cudzych wspomnieniach. I gdy już miał się poddać, nagle poczuł szarpnięcie w głowie, jak gdyby ktoś próbował mu wyrwać mózg. Zaczął spadać w ciemność, jego mózg został wessany przez dziwną siłę, wokół widział rozmazane plamy, kręcące się jak w kalejdoskopie, po czym wszystko ustało.
Przed oczami miał ciemność. Panowała doskonała cisza, nie zakłócona najlżejszym dźwiękiem, a on sam czuł się w tym środowisku jak intruz. Nie ulegało wątpliwości, że znajduje się w głowie Snape’a. To było najdziwniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doznał, zupełnie nieporównywalne do myślodsiewni czy ćwiczeń z oklumencji. Teraz czuł fizycznie, że jest obecny w głowie Snape’a, chociaż tak naprawdę nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Bał się w jakikolwiek sposób przekroczyć wszechobecną barierę czerni, gdzie czuł się bezpiecznie. Ale jakaś przewrotna siła pchała go do przodu, nakazywała przeniknąć przez zasłonę ciemności, by dostać się do wnętrza myśli. Jeden ostatni wysiłek... i nagle zobaczył w głowie obraz, cudzą myśl wchodzącą do jego mózgu, tak intensywną, jakby była jego własną.
>>***
Widział przed sobą grupę zamaskowanych postaci, każda z nich miała wyciągniętą różdżkę, celowała w niego i rzucała zaklęcia. Dostać się do Hogwartu, dostać się do Hogwartu... wydostać się z wioski... kurwa mać, pomoc... jakaś pomoc... – te słowa wibrowały wokół niego, myśli Snape’a z momentu ataku. Nie potrafił rozpoznać żadnego z napastników, jedynym szczegółem, jaki widział z olbrzymią wyrazistością, był pierścień w kształcie węża na palcu jednego ze Śmierciożerców. Malfoy! – znów usłyszał myśl nauczyciela. Nagle ręka z pierścieniem uniosła się, a z różdżki wystrzeliło zaklęcie. Nie, tylko nie... W jednej chwili wspomnienie się urwało, a Harry zupełnie już niezależnie od własnej woli, przeszedł do innego.
>>***
Zobaczył wnętrze jakiegoś baru, a myśli jakie słyszał były bardzo niespójne, jakby Snape stracił kontrolę nad ich biegiem. Jakim prawem mnie ocenia... Starałem się dla tego gówniarza, poświęciłem swoją prywatność, a on tak mi odpłaca... Smarkacz... już jego ojciec był lepszy, przynajmniej rozumiał wyższą konieczność... nie, nie będę myślał o tym pajacu. ... Niewdzięczny gówniarz... Muszę się jeszcze napić... Zaufanie... nie zna definicji tego słowa, gdyby znał, nie utraciłby go tak szybko... Sądzi, że jestem mordercą?... Nie dość, że niewdzięczny, to jeszcze głupi i naiwny. Co, sądzi, że Dumbledore pozwoliłby mi uczyć w szkole, gdybym miał na sumieniu czyjąś niewinną śmierć?... Pieprzyć to... Muszę się jeszcze napić...
Harry nie chciał tego już oglądać, szarpnął się i myśl się urwała. Teraz zobaczył wnętrze gabinetu Snape’a, nauczyciel poprawiał prace uczniów. Goddefrey... Merlinie, jakim cudem ta dziewczyna w ogóle skończyła podstawówkę, w życiu nie widziałem takich błędów. Tego się nie da czytać, merytorycznie też beznadziejne... I co ja mam zrobić z tym chłopakiem? Jest dobry z Obrony, dzięki Merlinowi, ale i tak mógłby być lepszy, gdyby go trochę potrenować... Nigdy nie miał kompetentnego nauczyciela, ciekawe czy ja... Ale teraz wyraźnie opuścił się w nauce... Pewnie znów lituje się nad sobą, jak wtedy, w bibliotece. Jeżeli szybko nie weźmie się w garść, trafi do Mungo na oddział zamknięty. Nie, żebym nie chciał, ale Dumbledore ciągle marudzi, że należy chłopakowi pomóc... Ja mam to robić?! A kim ja jestem, jego niańką? I tak robię już zbyt wiele... Jak on mnie irytuje, te jego zasady, do których dziwnym trafem sam się nie stosuje. Jest rozpuszczony i zblazowany, myśli, że wszystko mu wolno. W sumie mu się nie dziwię, mając takie geny... no i Dumbledore też mu na wszystko pozwala... Muszę z nim koniecznie porozmawiać... Najgorsze, że moje uwagi jeszcze bardziej go rozdrażniają, zamiast pomagać... Ale niech nie myśli, że będę dla niego łagodny... Już i tak zrobiłem z siebie błazna, unosząc ten kielich. Choć trzeba przyznać, że dobrze sobie poradził, jak na pierwszą próbę. Ciekaw jestem, czy wnika w moje myśli...
- HARRY! Co się stało? Obudź się!
Ktoś potrząsał jego ramieniem, brutalnie wytrącając z umysłu Snape’a. Otworzył oczy, zaskoczony i zirytowany, i zobaczył nad sobą przestraszoną twarz Hagrida.
- Harry, cholibka, dlaczego tutaj leżysz? Dobrze się czujesz?
Harry podniósł się z trawy, czując, jak jeszcze mu się kręci w głowie. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest zimno.
- Nic mi nie jest. Mu... musiałem trochę pomyśleć, i chyba zasnąłem – uśmiechnął się.
- Jesteś przemarznięty, chodź do chatki, napijesz się gorącej herbaty.
Propozycja była zbyt kusząca, żeby z niej nie skorzystać, Harry nie zastanawiał się ani chwili.
Siedzieli przy wielkim stole olbrzyma, popijając gorący napój. Harry starał się uporządkować zdarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut. Jeszcze dwie godziny wcześniej był zły na Snape’a, teraz zaś czuł tylko zdumienie. Potrzebował jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie mógłby wszystko jeszcze raz przemyśleć, nie mógł otrząsnąć się z wrażenia, że faktycznie szpiegował czyjeś myśli. Hagrid patrzył na niego zatroskanym wzrokiem.
- Często przychodzisz nad jezioro, prawda, Harry? Ja też tak robiłem... wiesz, gdy zmarł mój tatuś... – westchnął. – To naprawdę pomaga, tak sobie czasem pomyśleć, powspominać... Ale, Harry... – dodał, i spojrzał na Gryfona z troską - nie ma sensu zatracać się we wspomnieniach i zapominać o życiu. Syriusz odszedł, to fakt, i nikt go nam już nie przywróci, ale on chciałby, żebyś TY żył pełnią szczęścia. Jestem tego pewien.
Harry popatrzył na zmartwioną twarz przyjaciela. Nie wiedział, czy tłumaczyć mu, że tym razem wcale nie chodzi o Syriusza... Nie umiałby chyba nawet wyjaśnić Hagridowi swoich problemów. Otworzył usta, żeby podziękować za troskę i... opowieść o Mrocznym Zewie i wszystkich sprawach związanych ze Snapem, popłynęła jak rzeka. Po raz pierwszy od dłuższego czasu powiedział komuś głośno, co czuje. Zwierzył się nawet z tego, że przed chwilą szpiegował myśli Mistrza Eliksirów, żeby lepiej go zrozumieć. Gdy skończył, popatrzył na Hagrida, czekając na wyrok.
Olbrzym milczał. Nie odzywał się przez cały ten czas, gdy Harry mówił, nalewał mu tylko herbaty i słuchał uważnie. Teraz zaś zapytał:
- Więc widziałeś myśli profesora Snape’a, tak?
Harry przytaknął, rumieniąc się z obawy o reakcję Hagrida. Olbrzym uśmiechnął się kpiarsko:
- Wielu oddałoby połowę życia, żeby znaleźć się na twoim miejscu – powiedział, a Gryfona ogarnęła ulga. Tego właśnie mu tak bardzo brakowało, pozbycia się choć na chwilę powagi sytuacji i spojrzenia na nią od bardziej humorystycznej strony.
- Więc nie uważasz, że zachowałem się karygodnie? – zapytał nauczyciela.
Hagrid uśmiechnął się.
- No wiesz, Harry, nie powim, żeś dobrze zrobił, ale nie masz się co martwić. Wielu z nas zdarzały się gorsze rzeczy...
Siedzieli znów w milczeniu, a w końcu chłopak odważył się zadać pytanie, które gnębiło go od momentu, gdy zobaczył tę myśl:
- Hagridzie, powiedz mi... Wiesz co robił Snape dla Vol... to znaczy, Sam-Wiesz-Kogo?
Twarz olbrzyma stężała odrobinę, chociaż oczy nie straciły tych ciepłych blasków, jakie zawsze miały, gdy rozmawiał z Harrym.
- Nie wim, Harry... naprawdę, nie wim... To takie dla ciebie ważne?
Chłopak zarumienił się odrobinę.
- Bo chciałem wiedzieć... Snape powiedział, że nie zabił nigdy niewinnego człowieka... i zastanawiam się, jak to możliwe, skoro był Śmierciożercą?
Olbrzym spoważniał.
- Nigdy nie odważyłem się spytać profesora Snape’a o jego przeszłość. To po prostu nie jest tego typu człowiek, żeby lubił się zwierzać. A co do zabójstwa... Harry, musisz zrozumieć, że czasy, gdy twoi rodzice, i im podobni, wkraczali w dorosłe życie, były bardzo trudne. Mroczne. Pokręcone. Przed tobą pełno wyborów, gdzieś tam czyha Sam-Wiesz-Kto, żeby cię zwerbować, nie wiadomo, komu wierzyć, a komu nie... A jeżeli źle wybrałeś... – olbrzym urwał z westchnieniem - ...musiałeś płacić za to przez całe życie.
- Ale jednak mama i tata potrafili dobrze wybrać! I Syriusz... on nawet wyrzekł się swojej rodziny, żeby nie trafić do Voldemorta! Och, przepraszam – dodał natychmiast, gdy Hagrid zatrząsł się tak gwałtownie, że wylał cały dzbanek herbaty na podłogę. – To dlaczego nie piętnować tych, którzy byli tak głupi, że uwierzyli w to, co mówi Vol... Sam-Wiesz-Kto?
Hagrid przerwał na chwilę wycieranie stołu i zwrócił swe czarne jak żuki oczy na chłopca.
- Zapominasz o jednym, Harry. Twoi starzy nigdy nie poszliby na lep gadki Sam-Wiesz-Kogo, bo... sam wiesz, jaki on miał stosunek do mugoli... Syriusz zawsze najbardziej cenił sobie lojalność, więc nigdy nie stanąłby przeciwko przyjaciołom, a zresztą, twoi dziadkowie bardzo go wspierali. Ale jeżeli nie miało się nikogo, kto mógłby doradzić, na kogo można by liczyć... wtedy bardzo łatwo było źle wybrać...
Gryfon przygryzł wargę.
- Więc Snape był samotny, tak? Nie miał rodziców?
- Nie każdy rodzic kocha swoje dziecko tak, jak twoi ciebie... Nie wiem, jak to było u profesora, ale na pewno nie miał letko w życiu...
- Mógł pójść do Dumbledore’a.
- Ale wybrał inaczej, Harry, tak czasem w życiu bywa. I zapłacił za to wyższą cenę, niż kiedykolwiek zasługiwał... – Hagrid spojrzał w dal, rysy jego twarzy znów na moment stężały. – A jeżeli chodzi o morderstwo, to... ja też kilka razy musiałem to zrobić – przeniósł wzrok na twarz Gryfona, jakby chcąc sprawdzić jego reakcję. Harry otworzył szeroko oczy, nie będąc w stanie ukryć zaskoczenia. Hagrid zawsze kojarzył mu się z samą łagodnością, i nie potrafił wyobrazić sobie, że zabija kogokolwiek z zimną krwią. Hagrid nie był taki...
- Musiałem czasem zabijać i mam tylko nadzieję, że... nie uważasz mnie przez to za potwora...
Gryfon gwałtownie zerwał się z krzesła:
- Ciebie, Hagridzie?! Nigdy! Nigdy nawet tak nie myśl! Ja... ja chyba właśnie coś zrozumiałem...
Olbrzym pokiwał głową. Miał nadzieję, że Harry coś w końcu zrozumiał.