⭐ ⭐ ⭐

328 27 0
                                    

Jak wielkie zaskoczenie malowało się na twarzy Andersona, gdy dostrzegł swoją pierworodną córkę wchodzącą do jego gabinetu. Był święcie przekonany, że dziewczyny już nie ma. Jej widok w otwartych drzwiach napawał go niechęcią. Już myślał, że się jej pozbył. Najwidoczniej się mylił. Musiał się napić, ale alkohol zostawił na stoliku przy kominku.

– Co tu robisz? – zapytał z wyrzutem odkładając dokumenty, którymi się zajmował. Rozejrzał się, zaglądając za jej plecy. – Gdzie jest August? Mieliście już wyjeżdżać, więc co was zatrzymało?

Rozglądając się po pokoju szła powolnym krokiem do jego ulubionego fotela przy kominku. Usiadła na nim i zakładając nogę na nogę, oznajmiła:

– Ja. Ja nas zatrzymałam.

Anderson zmarszczył gniewnie brwi i podniósł się, trzymając ręce na blacie biurka.

– Jak to ty? Co za brednie mi opowiadasz?

Vanessa wzruszyła ramiona przyglądając się prawie opróżnionej szklanej karafce alkoholu. Na stoliku oprócz niej znajdowały się też dwie szklaneczki – jedna pełna, a druga pusta. Nie myśląc nad tym jakie to przyniesie konsekwencje, albo po co to robiła, nachyliła się i nalała sobie trochę złotawego płynu.

– Może usiądziesz? – zaproponowała ojcu, przyklejonemu w miejscu.

– Nie pamiętam, żebym pozwolił ci pić – odpowiedział, odchodząc od biurka. Poprawił mankiety koszuli podchodząc do fotela po przeciwległej stronie Vanessy.

– Nie musiałam cię prosić o pozwolenie. – Podniosła szklaneczkę do ust i udając, że wznosi toast, wypiła wszystko naraz. Nieprzyjemne pieczenie podrażniło jej przełyk i przyniosło ze sobą łzy. Skrzywiła się lekko. Wskazała na szkło, pytając: – Mocne, który rocznik?

Anderson mrugał w odpowiedzi, a dziewczyna przesunęła po stoliku jego porcję alkoholu. Złapał ją w swoje łapy cały czas się jej przyglądając. Opróżnił zawartość i w przeciwieństwie do swojej córki, nawet się nie skrzywił. Trwali w ciszy, w której Vanessa wpatrująca się za okno tupała nogą w spokojnym rytmie, a Frank przyglądał się jej badawczo.

– Co tu robisz? – zapytał ponownie. – Nie powinno cię tu być.

Przeniosła na niego swoje spojrzenie, a jej oczy zrobiły się niebezpiecznie ciemne.

– Uznałam, że porozmawiam z tobą zanim wyjadę, ale nie w celach takich jak tobie się wydaje. Wiesz, to będzie taka szczera pogawędka tatusia z córeczką. – Uśmiechnęła się ciepło na chwilę, żeby zaraz potem przybrać grobową minę. – Co zrobiłeś mamie?

– Już ci powiedziałem, że nic – odparł głosem nie zdradzającym niczego.

Zdjęła nogę z nogi i położyła swoje łokcie na złączonych kolanach. Uznała, że gra mogła się już rozpocząć.

– Dlaczego mam wierzyć takiej szui jak ty?

– Nie zapędzasz się za bardzo, gówniaro? – Ścisnął mocniej szkło w dłoni. Na pewno wyobrażał sobie, że to ona. – Chyba zapomniałaś kto przed tobą siedzi.

– Nie wydaję mi się. Ciągle widzę tylko marnego alkoholika, który, gdyby nie urodził się w arystokratycznej rodzinie, to pewnie skończyłby pod mostem albo na ulicy. – Jego twarz poczerwieniała do granic możliwości. Uśmiechnęła się przebiegle i kontynuowała, nalewając trzęsącymi się dłońmi kolejną porcję alkoholu dla odwagi: – No co? Myślałeś, że mam o tobie dobre zdanie? Proszę cię, szanuję cię i kocham tak samo jak ty mnie. Żywię do ciebie taką nienawiść i niechęć jak ty do mnie. Łączą nas tylko więzy krwi, nic więcej. Twoje życie i zdanie jest dla mnie nic nie warte. – Dopiła dolewkę procentów i odstawiŁA głośno pustą szklaneczkę na blat stolika. Już za moment Anderson miał rozwścieczyć o wiele bardziej. – A co do twojego kontraktu i mojego ślubu z twoim ukochanym Augustem... – Przerwała nagle klaskając w ręce. Frank nerwowo zamrugał. – Nie będzie go. Nie będzie ślubu, wesela i córki króla. Nie będzie też żadnych umów i pieniędzy, które miały magicznie do ciebie spłynąć.

Dziedzictwo ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz