Bastian
Nie wiedział do końca jak to się stało albo kiedy tak naprawdę zaczęło się sprowadzanie Vanessy do Przystani.
Sam nie miał do końca pojęcia dlaczego jej to robił.
Może po prostu chciał, żeby dzieliła z nim cokolwiek? Choć trochę czasu w jednym miejscu, które obydwoje znali. A może był po prostu samolubny, zepsuty i nienormalny? Albo po prostu pragnął jej w pewien sposób dać o sobie znać, skoro nie mógł się pokazywać ani ujawniać. Całkiem możliwe, że z tego powodu szeptał również jej własne, piękne imię do ucha, za każdym razem, gdy opuszczała Przystań.
Niestety nie mógł spowodować, żeby mrok, który ją uraczał za każdym razem, kiedy wkraczała na ostatnie piętro, jej nie męczył – Przystań traktowała ją jako intruza. Drzwi, które desperacko próbowała otwierać, były w istocie wejściem do jego pokoju oraz przejściem do świata śmiertelników. W związku z tym pierwotne zadanie mroku należało do odciągania nieposłusznych służących, którzy chcieli próbować swoich sił w wydostaniu się z Przystani. Głupcy. Nie rozumieli zasad panującym pomiędzy światami...
Wracając jednak do Vanessy – Bastian uwielbiał patrzeć na nią, kiedy przebywała w tym miejscu, przechadzając się po domu wyglądającym identycznie jak jej.
I tak. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to co robi jest chore, nie powinien traktować jej w ten sposób i w końcu się jej pokazać, ale... ale nie potrafił.
W związku z tym musiał się ukrywać.
Musiał udawać razem ze swoimi podwładnymi, że nikogo z nią nie ma.
Jednocześnie musiał też grać posłusznego i nic niewiedzącego syna.
Był w końcu Dziedzicem Ciemności, a jego ojciec mu ufał.
Miał różne zobowiązania. Nie mógł tak po prostu się zmienić, prawda? Nie po tylu latach posłusznej służby.
Jednak wbrew temu, w momencie, w którym poczuł przez połączenie z Vitą, że została ona naruszona i ukryta w człowieku, od razu rzucił wszystko i odnalazł Vanessę nie wspominając o tym słowem ojcu.
To już na tym momencie go zdradził, ale gdyby Tylus się o niej dowiedział, zabiłby ją. Zabiłby, odbierając przy tym coś, czego pragnął od stuleci – Gwiazdę Życia, Vitę, będącą jego obsesją, niekończącym się tematem rozmów i powodem obsesji.
Vanessa ukryta przed wszystkimi, żyła z dnia na dzień, jak gdyby nigdy nic. Jakby wcale nie była drugą najpotężniejszą osobą we Wszechświecie. Jakby nie dzieliła z nim Mocy Początku i Końca oraz Więzi Gwiazd.
To jednak nieistotne. Mogła żyć tak jak najdłużej, byleby w bezpiecznym miejscu, z dala od Tylusa, ponieważ najważniejszym dla Bastiana było to, że bóg ciemności jej nie znał. Nie miał bladego pojęcia, gdzie znajdowała się jego Vita.
Za to jego syn wiedział.
Przez cały czas – przez dziewiętnaście lat – kłamał mu w jego demoniczne oczy albo zwodził na manowce. Grał na dwa fronty. Stał się kłamcą, szpiegiem kontrolującym sytuację i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Nie wiedział tylko, jak długo utrzyma sekret jej egzystencji w tajemnicy. Gdyby Tylus odkrył jego zdradę...
To by się źle skończyło.
Ryzykował dla niej wszystko, ale nie mógł przestać jej w pewien sposób chronić.
No i nie mógł wyzbyć z siebie Więzi Gwiazd. Nie dawała o sobie zapomnieć.
Ona też nie.
Dlatego uczestniczył trochę w życiu Vanessy.
CZYTASZ
Dziedzictwo Życia
FantasyCzęść pierwsza serii „Więź Gwiazd" *Książka 16/17+* Vanessa to zwyczajna, spokojna dziewczyna z zamiłowaniem do czytania książek. Mieszka w przepięknej posiadłości o niezliczonej ilości pokoi, otoczonej bajecznymi ogrodami i sadami. Z pozoru prowadz...