ᴾʳᵉᶻᵉⁿᵗʸ

207 11 18
                                    

Drugi dzień z rzędu pan z pocztą kwiatową przyszedł do mojego domu z rana. Moja mama uważała, że mam jakiegoś cichego wielbiciela ale ja wiedziałam kto to jest. Nie dał mi spokoju. Dał mi tym do zrozumienia, że tak łatwo się nie podda. Z jednej strony to były miłe prezenty. Nie wiedziałam jednak co mam zrobić, dać nam drugą szansę czy jednak odpuścić? Naprawdę za nim tęskniłam chociaż zawsze było jakieś ale. Chciałam porozmawiać o tym z mamą lecz była zbyt zajęta dlatego nie chciałam dokładać jej problemów. Nie mogłam też prosić cały czas o rady, w końcu jestem dorosła i sama powinnam wiedzieć co jest dla mnie dobre. Po przepłakanych nocach stwierdzam, że chciałabym do niego jednak wrócić. Ale czy to pewne?

Dziś miałam wolne i wyszłam z psami starszej kobiety, dokładniej mojej sąsiadki a zarazem przyjaciółki mojej mamy. Były bardzo grzeczne dlatego bez problemu mogłam puścić je ze smyczy i tak też zrobiłam. W Australii jesienne dni miały super klimat, bardzo lubiłam tu mieszkać. O każdej porze roku było tu naprawdę pięknie. Psy biegały bawiąc się ze sobą a ja rozglądałam się szukając czegoś ciekawego. Ludzi w parku nie brakowało, dzieci zbierały liście i również się bawiły. Pary chodzące za rękę. Na nie zbytnio nie lubiłam patrzeć, przez to, że nie byłam szczęśliwa zawsze odwracałam od nich wzrok. Cóż mogłam zrobić? Może to właśnie było mi pisane? Za dużo myślę o niektórych rzeczach przez co czuje się źle. W końcu muszę przestać przejmować się niektórymi rzeczami. Z moich zamyśleń wyrwało mnie szczekanie psów, potrząsnęłam lekko głową i rozejrzałam się aby poszukać psów sąsiadki. Zawołałam je a one posłusznie przybiegły.

Umówiłam się z Ryan'em na kawę. Ubrałam coś cieplejszego żebym nie zmarzła. Pogody są takie, że łatwo złapać przeziębienie i lepiej się przed tym chronić. Gdy byłam już gotowa do wyjścia Ryan napisał mi, że wyszedł z domu i niedługo będzie na miejscu. Nie chciałam żeby czekał dlatego też wyszłam i udałam się na miejsce spotkania. Z nim przyjaźniłam się już kilka miesięcy, jest naprawdę zabawny a także pomocny. To wysoki brunet z piegami na twarzy. Uśmiechu z jego strony nigdy nie za mało. Ogólnie jest bardzo towarzyski i praktycznie z każdym potrafi się dogadać. Jest też świetnym słuchaczem. Idąc nuciłam sobie cicho jakąś piosenkę która siedziała mi w głowie już od jakiegoś czasu. Mogłam jej słuchać godzinami. Na ulicach panował dziś duży ruch, początek weekendu to nie ma się co dziwić.

Po dotarciu na miejsce przywitałam się z przyjacielem. Wręczył mi kawę i poszliśmy się gdzieś przejść. Uwielbiałam spacery jesienią z kubkiem kawy w ręku.

-Tak w ogóle jak z tym chłopakiem? Męczy cię jeszcze?-zaczął.

-To nie tak, że mnie męczy. Po prostu dawni się nie widzieliśmy i chciał mnie zobaczyć a, że jest trochę niecierpliwy to przyszedł wcześniej.

-Rozumiem. To twój chłopak?

-Mm można tak powiedzieć aczkolwiek jest to trochę skomplikowane.

-Aa więc to tak. Chyba nie jest jakimś psychopatą co?-zaśmiał się.

-Nie, skąd. Jest naprawdę miły.

-Gdzie się poznaliście?

-W cyrku, tam pracował i ja w sumie też przez pewien czas.

-Łoo czyli spełniłaś swoje marzenie? Super.

-Tak, poznałam tam fajnych ludzi i ogólnie było fajnie.

-To najważniejsze.

Czasami gryzłam się w język żeby nie wygadać czegoś czego nie powinnam. Musiałam uważać na słowa, nie chciałam żeby wiedział o nim zbyt wiele. Wystarczy, że wiedział kim on dla mnie jest. To co działo się kiedyś jest nie ważne. Już to wszystko za mną i pozamiatane. Idąc tak trafiliśmy do parku, najlepsze miejsce na spacer. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach lecz myślami byłam gdzieś indziej. Zastanawiałam się czy nie poprosić Ryan'a o radę ale zrezygnowałam. Gdy wyszliśmy z parku postanowiliśmy coś zjeść w najbliższej restauracji. Zajęliśmy miejsca po czym wybraliśmy co chcemy zjeść. Czekając na jedzenie chłopak poszedł do toalety a ja patrzyłam przez okno, kilka znajomych twarzy gdzieś w tłumie mignęło.
Mężczyzna w ciemnym, długim płaszczu przykuł moją uwagę. Stał przy latarni i chyba na kogoś czekał, szkoda, że nie mogłam zobaczyć jego twarzy.

Jedzenie naprawdę nam smakowało. Niestety Ryan musiał już wracać ponieważ coś mu wypadło. Pożegnaliśmy się i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Zorientowałam się, że nie mam na sobie mojego ulubionego beretu dlatego musiałam wrócić. Rozejrzałam się po lokalu i na szczęście go znalazłam a raczej ktoś inny. Starszy mężczyzna trzymał go w ręce.

-Przepraszam młoda damo, czy to nie twój beret?-zapytał pokazując rzecz.

-Tak, właśnie go tu zostawiłam. Dziękuję, że pan go przytrzymał.

-Nie ma problemu. Następnym razem uważaj żeby nic nie zgubić.

-Oczywiście tak zrobię.

-Mamy do ciebie pytanie panienko.

-Tak?

-Czy może widziałaś ja gdzieś?-pokazał mi fotografie starszej kobiety, chyba jego żony ponieważ byli tam razem.

-Niestety nie, nie kojarzę tej pani.

-Tato daj spokój, zapomniałeś już? Mamy nie ma i nie wróci. Przepraszam panią bardzo czasami się zapomina.-wyjaśniła kobieta która podeszła do stolika.

Porozmawiałam z nimi jeszcze przez chwilę po czym wyszłam. Szkoda mi było tego pana, widać było, że tęsknił za swoją żoną i nie pogodził się jeszcze z jej stratą. Trochę jak ja jakiś czas temu.

𝐓𝐡𝐢𝐧𝐤𝐢𝐧𝐠 𝐚𝐛𝐨𝐮𝐭 𝐲𝐨𝐮 • 𝐁𝐚𝐧𝐠 𝐂𝐡𝐚𝐧 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz