Capitolo venti

121 13 11
                                    

[Altimari Santano: Como, Włochy, Teraz]

Moja dłoń nie opuszczała jego okrytych pleców, jednak użyłem drugiej, aby z wolna odgarnąć długie, blond loki z jego oczu, przerażony nagłą bladością jego skóry. Bałem się, że zemdleje, jednak po kolejnych sekundach przestał mieć już odruch wymiotny, po prostu oddychając płytko z głową wciąż pochyloną.

-Już dobrze? - Spytałem, powoli zabierając miskę z jego kolan, zanim stałem znów do kuchni, pozostawiając ją na blacie, aby nalać cały kubek wody, wracając do chłopca - Wooyoung? - Zmarszczyłem brwi zaskoczony jego milczeniem - Powiedz coś - Błagałem cicho, delikatnie podając mu wodę, jednak choć nawet jego drobne paluszki owinęły się wokół szkła, nie puściłem jej, obawiając się, że będzie zbyt wątły, aby ją utrzymać. Z powagą obserwowałem, jak upija odrobinę i przełyka powoli.

-Musisz iść do lekarza - Jęknął w końcu głosem słabym, lecz stabilnym i przyjemnym, a ja odetchnąłem z ulgą, iż jest w porządku. Naprawdę zaczynałem się o niego martwić.

-Nic mi nie jest, naprawdę. Wygoi się w końcu - Oświadczyłem, łagodnie muskając jego powracający do naturalnych kolorów policzek, pomagając mu znów przyłożyć szkło do swych pulchnych ustek.

-Połóż się - Powiedział w końcu, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany. Był chyba niedorzecznym, że po tym wszystkim... Coś nagle szarpnęło mnie w dół, a ja wylądowałem płasko na piersi zupełnie nie oczekując takiego zwrotu akcji. Zdecydowanie robiłem się zbyt swawolny przy chłopcu obok mnie, drugi raz dając sobą tak manipulować.

-Wooyoung proszę, nie musisz tego robić. Naprawdę jestem dobry w radzeniu sobie z ranami i nie chcę już widzieć, jak znowu robisz się przez to chory - Starałem się podnieść, lecz zepchnął mnie stanowczo w dół i nie używałem już siły, pozwalając mu robić, co tylko chce. 

-Jak ty możesz chodzić z takim czymś na plecach zupełnie normalnie... San to naprawdę źle wygląda. Brakuje ci z pięć centymetrów skóry! - Słyszałem strach w jego głosie, czując, jak dziwne, niespotykane dotąd ciepło zaczęło rozpływać się po moim ciele. To... to było miłe, kiedy ktoś się o ciebie troszczył. Miłe, ale dziwne zarazem.

-Mówiłem, ale to naprawdę nie jest najgorsze, co mnie spotkało Wooyoung. Nie martw się. Jeszcze nawet nie widziałeś mojego uda - Zachichotałem smutno, starając się nie rozpamiętywać bólu wyrywanego mięsa. 

Nagle poczułem paskudne pieczenie, które zaczęło palić moją prawą łopatkę, wiercąc się niewygodnie z napiętym ciele.

-Nie ruszaj się - Poprosił Wooyoung, a ja byłem zaskoczony, że był w stanie naprawdę zacząć mnie opatrywać... Rana co prawda przestała krwawić jakoś wczoraj, a mój organizm powoli zwalczał drobne zakażenie wściekle czerwonej skóry dookoła, jednak wciąż wyglądało to okropnie i wiedziałem, że nigdy nie miał do czynienia z takim widokiem. Przy tym dziura po nożu na moim słabo gojącym się biodrze, była jedynie draśnięciem.

Ale wykonałem jego polecenie, zaciskając i rozluźniając pięści na pobliskiej poduszce, by sprostać bólowi, który tak dogłębnie odczuwałem.

-Wystarczy, że to owiniesz. Moja skóra została wyrzucona, więc nawet nie ma co tam przyszyć - Szepnąłem cicho, kiedy zawahał się wyraźnie, kończąc delikatnie i łagodnie wycierać nadmiary płynów wokół mojej rany, wyraźnie zakłopotany - W apteczce jest trochę gazy, jak ją nałożysz i przykleisz, to będzie dobrze. Reszta to tylko drobne przecięcia, nie musisz się martwić - Zapewniałem, jednak mnie nie słuchał, robiąc wszystko dokładnie.

Odkaził starannie każde drobne przecięcie na mojej skórze, które zadane były przez ojcowski nóż w ramach chwili agresywnej słabości, po czym dla każdego dobrał plasterek, łatając moje plecy, jakbym był podartym, ale wartościowym materiałem, zajmując się każdą dziurką z osobna. I naprawdę doceniałem tę troskę, pozwalając mu zrobić absolutnie wszystko, co zapragnął.

-Usiądź - Powiedział w końcu i oczywiście posłuchałem, podnosząc się na przedramionach, jednak zmusił mnie, bym pozostał do niego bokiem, aż dostrzegłem biały bandaż w jego dłoni - Nie rozumiem, dlaczego nie zostawi cię w spokoju - Jęknął cicho chłopiec, powoli przykładając świeży opatrunek do mojej rany, nim zaczął owijać mnie spokojnie, przechodząc pod prawnym ramieniem, by przepasać moją pierś z przodu. Zastanawiałem się, skąd znał tę sztuczkę... wydawał się taki fachowy w tym, co robi - Przecież sprzeciwiłeś mu się, dlaczego więc... - Chłopiec zamilkł, ale zrozumiałem jego przekaz.

-Wciąż myśli, że jeśli spróbuje, to znów mnie przekona do tego, co robiłem wcześniej - Wyjaśniłem cicho, zastanawiając się, czy wyznać Wooyoungowi całą prawdę, decyzja była jednak prosta - Wziął cię ze sobą nie dlatego, by mieć nade mną kontrolę... znaczy to też, ale jego celem było również... - Chrząknąłem ciężko - Ostatnim etapem przed tym wszystkim... przed tym, jak zastąpię go w roli Padre, miało być zabicie cie.

Spojrzałem w jego szczere oczy.

Il mio angelo // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz