Rozdział 1

19 3 0
                                    

***

Budzę się w momencie, gdy mój zegarek wskazuje 6.00. Można powiedzieć, że po latach wstawania o tej porze, wyrobiłam sobie swego rodzaju nawyk. Do tego stopnia, że praktycznie nie potrzebuje budzika.

Przez chwile nie ruszam się z miejsca, tylko leżę i układam w głowie swój plan dnia. Mimo, że odkąd skończyłam liceum, co dzień jest on niemal identyczny, nie licząc różnorodności moich zadań, wciąż analizuje go, jakby szukając w nim jakiejś luki.

Tak wiem. Pojebane.

Po 10 minutach, wstaje z mojego wielkiego, dwuosobowego łóżka, w którym śpię jednak sama, i wykonuje poranną rutynę.

O 6.50 jestem już po prysznicu, ubrana w czarne leginsy i tego samego koloru podkoszulek. Biorę do ręki jabłko i słuchawki, po czym wychodzę, aby, jak co rano, pobiegać.

Gdy byłam mała, nie lubiłam biegać, szybko się męczyłam i uważałam, że to nie ma sensu. Jednak Mauricio nie przyjmował odmowy, więc wszczepił we mnie ten głupi, jak wtedy myślałam, nawyk. Powtarzał, że to poprawi mi kondycję i będzie stanowić jeden z wielu elementów, dzięki którym będę niepokonana. I niezawodna.

Oczywiście, miał racje. Ale przecież mu tego nie powiem.

Po godzinnym biegu ulicami Las Vegas, jestem ponownie w mieszkaniu i od razu przygotowuje się do wyjścia. O 9.00 Sergio będzie na mnie czekać w swoim gabinecie, aby przekazać mi, jaką robotę mam dzisiaj do wykonania. A ja muszę być tam na czas.

Zawsze jestem.

Zmieniam leginsy na czarne dżinsy z dziurami, a podkoszulek na białą bluzkę i skórzaną kurtkę. Po włożeniu na nogi butów na koturnach, upewniam się, że wszystko mam w torebce, łącznie z bronią oczywiście, po czym wychodzę na tętniące życiem ulice miasta.

***

Jestem już w klubie nocnym, który odkąd pamiętam stanowił główną siedzibę życia i spotkać familii. Dodatkowo stanowi idealną zasłonę niezbyt legalnych interesów, które są tu prowadzone. Oczywiście mamy także wtyki w policji. W tym biznesie ostrożności nigdy za wiele.

Cały budynek ma 4 piętra. Na klub, który jest uznawany za jeden z najlepszych w Vegas, przeznaczone są jednak tylko dwa z nich. Pozostałe, w tym piwnica potocznie nazywana Hadesem, służy członkom naszej familii.

O tej porze nie ma żadnych klientów i jedyne kogo mogę dostrzec to umięśnionych ochroniarzy z kaburami przy pasie i sprzątaczki, uwijające się w popłochu, jakby sam diabeł ich gonił. Poniekąd, tak właśnie jest.

Mijam wszystkich bez słowa, widząc na zegarku 8.58. Nie mam czasu na zbędne rozmowy. Wchodzę do windy, wpisuję na wewnętrznym panelu odpowiedni kod i jadę na ostatnie piętro.

Po chwili, równo o 9.00, stoję już w gabinecie mojego pracodawcy i opiekuna. Byłam tu niezliczoną ilość razy, jednak patrząc na siedzącego w swoim ogromnym fotelu mężczyznę, wciąż czuję się jak mała 8-letnia dziewczynka, która widzi go po raz pierwszy.

Sergio Marquez jest postawnym i wysokim 60-latkiem. Mimo że lata swojej świetności ma już za sobą, trzyma się lepiej niż jeden człowiek w sile wieku. Otaczająca go aura władzy i pewności siebie, sprawia że w każdym, który stanie mu na drodze budzi strach i respekt. Także we mnie, ale staram się tego nie pokazywać.

- Percy. - wita mnie tonem, który mimo, że wydaje się chłodny, różni się od tego, którego używa przy innych pracownikach. Traktuje mnie z dużo większym sentymentem niż resztę, jednak to wcale nie daje mi taryfy ulgowej. Jest nawet na odwrót.

Ruchem głowy wskazuje mi jeden z foteli przed biurkiem.

Bez wahania siadam i zakładając maskę profesjonalizmu, zdaje raport z wczorajszego dnia.

- Tak jak wcześniej ustalono, cel do godziny 16.00 przesiadywał w miejscu pracy. Potem udał się do domu, aby spędzić czas z rodziną, a następnie - tutaj nie mogę powstrzymać lekkiego skrzywienia na twarzy - udał się do kochanki. Jechałam za nim do motelu „Sunset" na obrzeżach miasta. Tam spotkał się z niejaką Aleksandrą Iwanowną, z którą przebywał do około północy. - mówiąc o kobiecie, podaje Sergio zdjęcia, które udało mi się zrobić wczorajszego dnia. Zarówno w domu naszego celu, jak i w samochodzie, aż w końcu z Rosjanką, z którą ma romans.

Sergio przegląda szybko zdjęcia, po czym każe mi przejść do konkretów.

Bez słowa sprzeciwu streszczam mu, jak zaszłam mężczyznę od tyłu, specjalnie przygotowaną szmatką pozbawiłam przytomności i wciągnęłam do swojego samochodu. Co swoją drogą było cholernie ciężkie, zważając, na moją nikłą posturę, ale to wolę zostawić dla siebie.

Oczywiście wcześniej sprawdziłam czy w pobliżu nie ma kamer. Zakończyłam, mówiąc że cel, wciąż żywy, trafił do Hadesu.

- Spisałaś się. Zresztą jak zawsze. - uśmiecha się do mnie, choć w jego wydaniu nawet to wyglada nieco przerażająco. Niemniej jednak, każdy komplement od tego człowieka jest dla mnie bardziej wartościowy od glocka, którego dostałam na 18 urodziny. A naprawdę jestem przywiązana do tej broni.

- Do południa - kontynuuje Sergio, nie dając mi dojść do głosu. - zajmij się wczorajszym celem. Możesz się trochę pobawić, ale przede wszystkim wydobądź z niego potrzebne informacje. Wszystko masz w teczce. - podaje mi ją, a widząc że już chcę zadać dobrze znane mu pytanie, dopowiada - Nie musisz martwić się o anonimowość, nasz kameleonie. Gdy już wszystko wyśpiewa, po prostu się go pozbądź. - przytakuję głową, mając dokładnie taki zamiar. - Gdy już skończysz, wróć do mojego gabinetu. Mam dla ciebie zadanie specjalne.

- Oczywiście. - odpowiadam i widząc, że to już wszystko, wychodzę. Kieruję się prosto do Hadesu, gdzie czeka moja kolejna ofiara.

***

Broń idealna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz