Rozdział 2

15 1 0
                                    

***

Stoję właśnie przed swoim kolejnym celem. A właściwie jego trupem.

Nazywał się Andrew Wilson i jako jakaś ważna osobistość w Vegas, dorobił się niezłego majątku. Głównie dzięki współpracy z naszą familią. Chciał jednak więcej. Żądza władzy i pieniędzy zaprowadziła go do cholernych rusków, którym chciał sprzedać informacje na nasz temat. I właśnie w ten sposób wykopał swój grób.

Chociaż na początku wydawał się twardy, wystarczyło obciąć mu jeden palec i porazić odrobinę prądem, a już zaczął sypać. Kiedy powiedział mi wszystko, łącznie z hasłem do konta bankowego i całkiem zbędnym adresem swojej kochanki, nie chciałam dłużej przeciągać tego jakże przyjemnego spotkania. Musiałam jednak pamiętać, że mężczyzna to zdrajca, a tacy nie zasługują na szybki koniec.

Tak więc po godzinie tortur, stoję w jednej z cel Hadesu i patrzę na to co, zostało z mojego celu.

A dlaczego nie nazywam go po imieniu, czy nawet nazwisku? Po prostu staram się ograniczać wiedzę i myślenie o moich ofiarach do minimum. Tak jest po prostu łatwiej. Nie to, że nagle dopada mnie sumienie. Zniknęło razem z pierwszym człowiekiem, którego zabiłam i późniejszym wyrazem aprobaty na twarzy Sergio.

Po chwili zjawia się ekipa od dosłownie brudnej roboty i zaczynają usuwać ślady mojej zbrodni. To dość duże ułatwienie, jednak pamiętając, że przez dwa lata życia sama zbierałam z podłogi ludzkie flaki, nawet trochę współczuję tym, którzy po mnie sprzątają.

Na szczęście czasy, kiedy nikt się ze mną nie liczył dawno minęły.

Z tą myślą posyłam grupce wdzięczne spojrzenie i udaję się na górę, aby zmyć z siebie tą cholerną krew. Kiedy raz tego nie zrobiłam i przez przypadek ubrudziłam zabytkowy dywan należący do familii od pokoleń... No cóż, kara była na tyle surowa, że wciąż niosę po niej dość sporą bliznę. Nie jedyną zresztą.

Ale dzięki nim już nie popełniam błędów.

***

Kolejny raz tego dnia wpatruję się wyczekująco w Sergio Marqueza, czekając aż wyjawi mi w końcu, jakie specjalne zadanie mnie czeka. 

Zabrzmi to trochę dziecinnie, ale czasem wydaje mi się, że jestem jedynie postacią w grze albo filmie, a moja praca to tak naprawdę tylko kolejne misje do wykonania. Poniekąd tak właśnie jest.

Raz jestem skrytobójcą, raz katem, raz kimś w rodzaju szpiega. I może wyglądam niepozornie, ale właśnie ten fakt działa na moją korzyść.

Niecały metr siedemdziesiąt wzrostu. Proste, kasztanowe włosy obcięte do ramion. Niezbyt wyróżniająca się twarz z dość dużymi, zielonymi oczami.

Nikt nie spodziewa się po mnie zagrożenia. I dokładnie o to chodzi.

Gdy za oknem słychać dzwony, świadczące o tym, że jest nie mniej, nie więcej niż godzina 12.00, otrzymuję teczkę z informacjami.

Tak, Sergio kładzie ogromny nacisk na punktualność. Chyba uważa to za swego rodzaju kontrolę nad sytuacją. A on uwielbia kontrolę.

- Sebastiano Hernandez. - zaczyna, patrząc na mnie trochę bardziej intensywnie niż zwykle. Mimowolnie prostuję się na swoim miejscu. - 25 lat. Prowadzi kasyno Bellagio, które mimo, że ponoć najsłynniejsze w Vegas, nie jest jego głównym źródłem dochodów. Kilka lat temu pojawił się znikąd i zaczął zajmować się nielegalnymi interesami. - To musi być ktoś naprawdę ważny. Sergio nigdy jeszcze nie był aż tak szczegółowy przy opisywaniu celu. Zwykle wszystkiego dowiadywałam się z teczki. - Początkowo braliśmy go za zwykłego lichwiarza, który trochę postraszy, gdy dłużnik nie odda pieniędzy na czas. Jednak... - tutaj zatrzymuje się, a ja już wiem, że wcale nie podoba mu się zaistniała sytuacja. - Nie doceniliśmy go.

Marszczę brwi. Jeszcze nie słyszałam, aby don, to znaczy Sergio, jak każe mi do siebie mówić, przyznawał się do błędu.

No może raz, 11 lat temu...

Widząc moją chwilową konsternację, mężczyzna przymruża oczy, a ja od razu zmieniam wyraz twarzy na skupiony i zdecydowany. Sergio na szczęście nie komentuje tego w żaden sposób i powraca do tematu:

- W ciągu ostatnich tygodni, on i jego ludzie zaczęli hurtowo odbierać nam klientów. Zarówno w handlu prochami, jak i bronią nasi stali nabywcy wycofują się z umów, w związku z czym tracimy pieniądze. - pomimo kamiennego wyrazu twarzy widzę, że jego oczy niemal płoną z wściekłości. - Nie mamy pojęcia, jakim cudem ich do tego przekonał, ale jego udział w tej farsie jest potwierdzony. Rozprzestrzenił się nagle jak pierdolona zaraza, więc musimy zająć się tym jak najszybciej. I właśnie tutaj zaczyna się twoja rola.

Sergio uśmiecha się do mnie w sposób, który można uznać za złowieszczy, a ja mam pewność, że dni chwały Sebastiano Hernandeza są już policzone.

***

Broń idealna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz