Rozdział 8

16 2 0
                                    

***

Percy

- Zaczęłaś coś mówić, bella. - ciszę przerywa chłód jego głosu. Do tej pory, nie zdawałam sobie sprawy, że zostaliśmy na tej przeklętej sali sami. Znowu.

Jednak zamiast skupić się na zadaniu, na poznaniu wroga, na czymkolwiek pożytecznym i ważnym, ja skupiam się na słowie, którego użył Bastian.

Bella.

Powinnam to uznać za nawiązanie do imienia, fałszywego zresztą, czy raczej komplement*? I czy przypadkiem on nie powinien zachowywać ze mną czysto zawodowej relacji?

Może mu się podobam?

Ta myśl przemyka mi po głowie, ale szybko zmieniam ją na inną, dużo gorszą możliwość. Co jeśli on wie? Co jeśli to jakaś gra, której zasad nie znam?

Nie. Nic na razie na to nie wskazuję. Zwłaszcza, że o mojej tożsamości, tej prawdziwej, wie tylko garstka ludzi, tych najbardziej zaufanych. A nawet mimo owego „zaufania" znajdują się oni pod stałym nadzorem.

Skup się. - przywracam się w myślach do porządku, przywołując przed oczami obraz Mauricio wymierzającego mi karę za „bujanie w obłokach".

- To już nieistotne, skoro odprawiłeś mojego towarzysza do domu, nie sądzisz?

Zbywa moją odpowiedź, odsuwając się ode mnie o krok w tył. Biorę nieco głębszy oddech, na tyle niewidoczny, na ile pozwala mi obecność Hernandeza.

Znowu po prostu przygląda mi się tym nieprzeniknionym spojrzeniem czarnych tęczówek, po czym niespodziewanie pyta, a raczej oznajmia:

- Odwiozę cię.

- Słucham? - chyba się przesłyszałam.

On, niezrażony moją dezorientacją, powtarza:

-Odwiozę cię. Do domu. - i mimo, że to twierdzenie, czeka na moją odpowiedź, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.

W pierwszej chwili mam ochotę odmówić. Wyraźnie dać mu do zrozumienia, że prędzej piekło zamarznie niż wejdę z nim do jednego samochodu.

Po pierwsze: przecież teoretycznie łączą nas sprawy czysto zawodowe, a ludzie w pracy od razu zaczną plotkować. Co z tego, że to nawet nie moje życie, ale Isabelle Evans - dziewczyny zmaterializowanej z ducha, którym jestem. Trzeba zachowywać pozory.

Po drugie, ważniejsze: to mój cel, nieprzyjaciel, wróg. I może coś kombinować.

Jednak mimo wszystko, moje zadanie opiera się przecież na odkryciu sekretów i słabych punktów Hernandeza, a najłatwiej będzie to zrobić zbliżając się do niego. Więc tak, powinnam z nim iść i zacząć działać.

Szkoda tylko, że mimo tej oczywistości, wciąż nie jestem do tego przekonana. Dodatkowo, wciąż myśle, że to pułapka.

- Przyjechałam samochodem.

- Jeden z moich ludzi go odstawi.

- Ale...

I zanim zdążę uformować jakiekolwiek zdanie, Sebastiano Hernandez już idzie w stronę wyjścia z kasyna, nie odwracając się w moją stronę, jak gdyby pewny, że i tak pójdę za nim.

I mimo wszelkich wątpliwości i rosnącej chęci mordu do tego mężczyzny, zaciskam zęby i niechętnie ruszam w stronę własnej zguby.

***

Bastian

Jedziemy razem od 4 minut i 26 sekund. Żadne z nas nie wypowiada ani słowa. Siedząc za kierownicą, kątem oka ciągle patrzę na Percy, która ciągle skupia wzrok na ulicy, po której jedziemy. Jak na środek nocy, jest dość tłoczno, ale przecież to Vegas. Las Vegas nigdy nie śpi.

Wiem, że czuje na sobie moje spojrzenie, ale usilnie je ignoruje. Widzę też jej zamyślony wyraz twarzy, który usilnie, choć wciąż nieudolnie moim zdaniem, próbuje ukryć za maską pewności siebie, którą zapewne wyuczyły ją pieski Sergia. Mogę się tez założyć, że trybiki w jej głowie właśnie obracają się na pełnych obrotach, starając domyślić się, co mogę knuć.

Ku mojemu zaskoczeniu, którego oczywiście nie pokazuję, to ona odzywa się pierwsza:

- Zawsze odwozisz nowe pracownice po ich pierwszym dniu pracy, czy to jakaś nowa tradycja?

- Pod tym względem możesz czuć się wyjątkowa. - odpowiadam obojętnie, choć mam nieodpartą ochotę  się uśmiechnąć.

- Dlaczego więc ja? - pyta niby od niechcenia, ale ja wiem, że chce wiedzieć. Że już nabiera podejrzeń. I słusznie.

- Bo taką miałem ochotę.

- Może ja miałam ochotę wrócić swoim autem? - zaczyna się ze mną drażnić. Urocze.

- To dlaczego tego nie zrobiłaś?

- Teoretycznie, nie dałeś mi wyboru. - w końcu odwraca głowę w moją stronę. Akurat stoimy na światłach, więc robię to samo. Patrzę prosto w te niezwykłe, szmaragdowe oczy i mówię:

- Zawsze mamy wybór, bella. - i zamierzam jej to udowodnić. Już niedługo.

Gdy kolor świateł zmienia się na zielony, znów skupiam się na drodze, tak samo zresztą jak Percy.

Do końca trasy, nie zamieniamy ani słowa. Ja wciąż patrzę na nią kątem oka, ona wciąż analizuje.

Podjeżdżamy pod niewielki wieżowiec mieszkalny, w którym, jak już sprawdziłem, mieszka na 6 piętrze. Nie odzywam się, jedynie na nią patrzę. Życie nauczyło mnie, że cisza potrafi skłonić ludzi do gadania szybciej niż tortury. Choć te drugie też są bardzo skuteczne.

- Dziękuję. - w końcu odzywa się i posyła mi mały uśmiech, który nareszcie wydaje się prawdziwy, niewymuszony. Moja mimika pozostaje nienaruszona, jednak serce zabiło chyba o jedno uderzenie za dużo. Pamiętaj o swoim celu. - Choć to naprawdę nie było konieczne.

- Nos vemos**, bella. - mówię, gdy opuszcza mój samochód. Już nie odpowiada, jednak wiem, że mnie rozumie. Hiszpańskiego zaczęła się uczyć jeszcze zanim to wszystko się stało.

Kiedy 15 minut pózniej zatrzymuję się pod moim domem, pierwsze co robię, to dokładne przeszukanie miejsce pasażera i jego okolic.

Gdy pod fotelem znajduję ledwie widoczny, nowoczesny podsłuch z funkcją śledzenia, mimowolnie się uśmiecham.

Zostawiam go w miejscu, w którym ukryła go moja mała, przebiegła Percy i kieruję się w stronę wejścia do willi, wciąż z półuśmiechem nieschodzącym mi z twarzy.

Zabawę czas zacząć.

***

* bella - z hiszpańskiego: piękna

** nos vemos - z hiszpańskiego: do zobaczenia

Broń idealna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz