Rozdział 14

8 2 0
                                    

***

*Bastian*

Zatrzymuję się przed drzwiami pokoju VIP, jednak zanim tam wejdę, muszę się uspokoić. Przecież nie mogę pokazać, że zwyczajna pracownica cokolwiek dla mnie znaczy. Biorę więc wdech i staram się przybrać mój codzienny, nieodgadniony wyraz twarzy.

Jest coś upajającego w tym, jak ludzie próbują nieudolnie cię odszyfrować. Ściagają z ciebie maskę tylko po to, aby zobaczyć kolejną. Nie wiedzą co ci siedzi w głowie, co czujesz, do czego jesteś zdolny. Obojętność daje przewagę, którą z chęcią wykorzystuję.

Wchodzę do środka, a pierwsze co wyłapuje mój wzrok to ona.

Porusza się z gracją, jakby taniec miała we krwi. Zmysłowo, jakby jej codziennym zadaniem było doprowadzanie facetów do szaleństwa, a nie w ramiona śmierci. Jednocześnie jest całkowicie skupiona na otoczeniu. Zdaje sobie sprawę, że każdy jej ruch jest obserwowany i tylko ona trzyma w ryzach mężczyzn siedzących przy stole.

A jeśli o nich mowa... Powinienem wypalić im pierdolone gałki oczne za lubieżne spojrzenia, jakie posyłają Percy.

Muszę jednak dbać o pozory. Mam plan i cel, a tego nawet Percy Thorne nie może zmienić.

- Panowie. - zwracam uwagę mężczyzn, którzy z widocznym ociąganiem odwracają głowę w moją stronę. Muzyka zostaje wyłączona, a wraz z nią Percy przestaje tańczyć. I chwała Bogu. - Jeśli chcieliście pooglądać piękne kobiety, to w innej części miasta posiadam przeznaczony do tego klub.

Przez chwilę zapada cisza, a ja używam całej siły woli, aby nawet nie spojrzeć w jej stronę.

- Oh, przestań Sebastianie. - pierwszy odzywa się Rosjanin, który zdecydowanie za dużo dzisiaj mówi. Jeśli dalej będzie tyle gadał, straci język jeszcze przed wschodem słońca. Najprawdopodobniej z mojej ręki. - Znamy się tyle lat. Mógłbyś podzielić się swoją uroczą podwładną.

Tak, zdecydowanie straci dzisiaj język. I nie tylko.

- Moja podwładna - podkreślam słowo „moja", jakby znaczyło zdecydowanie więcej niż wynika to z relacji pracodawca-pracownik - ma wyraźnie określone zadania i żadnym z nich nie jest zabawianie się z wami.

- Doprawdy? - tym razem odzywa się Samuel. - Co w takim razie robi tutaj ta rura? - wskazuje na miejsce, gdzie wciąż stoi Percy. - Służy do ozdoby? - pozostali mężczyźni przy stole parskają śmiechem, jakby kilka minut temu nie chcieli wzajemnie się pozabijać.

- Młody Marquez ma rację. - tym razem wtrąca się Leonardo. - Poza tym twoja mała pracownica sama zaproponowała, że umili nam wieczór, prawda skarbie? - odwraca się w stronę Percy, a ja w końcu podnoszę na nią wzrok.

Wciąż stoi przy tej pieprzonej rurze i przygląda się całej sytuacji w milczeniu. Włosy wpadają jej do oczu, jednak ona nie zwraca na to uwagi. Oddycha szybciej niż zwykle, zapewne zmęczona tańcem. I emocjami, które musi ukrywać. Gdy Włoch zadaje jej pytanie, już ma się odezwać, jednak nie daję jej dojść do głosu.

- Jest nowa, a jej pracą nie jest sprawianie wam przyjemności. Oczywiście niektóre dziewczyny tutaj są do tego przeznaczone, jednak ona do nich nie należy. - podkreślam dobitnie każde słowo, mierząc ich uważnym spojrzeniem. - A teraz wybaczcie panowie, ale to koniec waszego spotkania.

- Ah tak? - odpowiada zaczepnie Samuel. Ten mały gówniarz, z każdym swoim słowem traci w moich oczach. - Wydaję mi się, że zapłaciłem za ten pokój wystarczająco dużo, aby zostać tu co najmniej do rana. Chyba, że w pakiecie jest twoja nowa zabaweczka. - śmieje się szyderczo, a ja czuję jak tracę nad sobą kontrolę.

Muszę stąd wyjść. Natychmiast. Z nią.

- Zamykamy wcześniej. - daruję sobie formalności, odpowiadając im lodowatym tonem. - Macie natychmiast opuścić moje kasyno - mój teren, dodaje w myślach coś, z czego doskonale zdają sobie sprawę. - albo zajmę się wami w mniej przyjemny sposób. Isabelle. - zwracam się do Percy, tym razem skupiając całą uwagę na jej postaci. - Idziesz ze mną.

Odwracam się i wychodzę, wiedząc że dziewczyna pójdzie za mną, nawet jeśli to ostatnie, na co ma teraz ochotę.

Przechodzę przez drzwi i wychodzę na korytarz. Oddycham z ulgą, słysząc za sobą kroki Percy. Nie odwracam się w jej stronę, tylko uparcie zmierzam w stronę mojego samochodu. Gdybym teraz się odwrócił... Mógłbym zrobić coś, czego będę żałował.

- Jesteś zły. - słyszę za sobą jej cichy, choć spokojny głos, jednak ignoruję jej błyskotliwe stwierdzenie.

Mijam ochroniarzy stojących na wejściu do mojego kasyna i posyłam im porozumiewawcze spojrzenie.

- Zamykamy. Teraz. - oni kiwają głowami w moją stronę, choć kątem oka widzę, jak zerkają na coś, a raczej kogoś, stojącego za mną. Mimowolnie uśmiecham się do siebie. Tak idioci, myślcie sobie, że czeka nas niezwykle upojna noc. Już wkrótce stanie się ona prawdą.

Mijam ich i wychodzę z budynku, od razu kierując się w stronę samochodu. Wyraźnie czuję jej obecność za plecami, choć to dość niepodobne, aby była taka posłuszna. Przynamniej względem mnie.

W końcu odwracam się w jej stronę i bez słowa otwieram drzwi od strony pasażera.

Ona przez chwilę stoi w miejscu i patrzy na mnie bez wyrazu. Wydaję się taka... zgaszona. Ta sytuacja chyba trochę ją przerosła, choć na pewno przed nikim tego nie przyzna. Widząc to, czuję uścisk w sercu, który usilnie ignoruję.

W końcu wsiada do środka, a ja zamykam za nią drzwi. Okrążam samochód i robię to samo od strony kierowcy. Zanim ruszę, jeszcze raz spoglądam na Percy, zastanawiając się, jak wpłynie na nią prawda.

Prawda, która zniszczy wszystko, w co do tej pory wierzyła.

***

Broń idealna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz