𝗧𝗪𝗘𝗡𝗧𝗬-𝗘𝗜𝗚𝗛𝗧;

666 38 7
                                    

POV. Elizabeth 」

Siedziałam przestraszona na tyle jakiegoś samochodu. Miałam skute ręce, tak samo jak chłopak obok mnie. Nie wiedziałam dokładnie gdzie jedziemy, ponieważ nie znałam tych okolic. Nigdy tutaj nie byłam i nie myślałam, że kiedykolwiek będę...

Spojrzałam na Ivo. Był tak samo przestraszony jak i ja. Jesteśmy tylko dziećmi, co my Wam zrobiliśmy?

Odpowiedź jest prosta, nic.

- Możemy chociaż wiedzieć, gdzie nas wieziecie?... - spytał nieśmiało chłopak.

Mężczyzna obok nas odwrócił głowę w naszą stronę, po czym zaczął mówić.

- Niedługo wszystkiego się dowiecie... - odrzekł, po czym wrócił do swojej wcześniejszej pozycji.

No dużo mi to powiedziało, naprawdę. Czy to zawsze my musimy być porywani? Wcześniej też tak było, że ofiarami zostaliśmy my! Bo co? Bo dzieci? A może to przypadek? A nie wiem! W każdym razie mi się to nie podoba...

Nie znaczymy tak naprawdę za dużo w zakshot'cie. Już nawet Ivo znaczy więcej niż ja. W oczach niektórych nadal jestem wrogiem, który nigdy nie będzie traktowany jak rodzina. W sumie to tylko Carbo i Ivo są dla mnie bliscy. Reszta to po prostu ich znajomi i tyle...

Spojrzałam na widok za oknem. Las, las... Domek? Aha, omijamy... Las, las... Stop. Zatrzymaliśmy się.

Spojrzałam na młodego Carbonarę, a on spojrzał na mnie. Oboje się baliśmy i wiedzieliśmy, że nic w tej sytuacji nie możemy zrobić. Nie dość, że jest ich więcej to jeszcze nie mamy rzeczy do bronienia się, a o telefonie to już nawet nie wspomnę. Od razu gdy nas znaleźli, wyrwali Ivo telefon z rąk, rzucili na ziemię po czym zdeptali. No, a później zakuli ręce i zaciągnęli siłą do samochodu, chociaż jak mam być szczera to za bardzo się nie stawialiśmy...

Nasi porywacze wyciągnęli nas z samochodu i zaczęli prowadzić do jakiegoś budynku. Trudno mi stwierdzić co to jest, ale wygląda strasznie. Jakby był opuszczony od wieków...

Weszliśmy do środka, a na nasze głowy od razu zostały zarzucone worki.

- Czemu nie daliście im tych worków wcześniej? - spytał jakiś głos.

- Nie mieliśmy ich przy sobie... Wychodziliśmy z pośpiechem i po prostu zapomnieliśmy zabrać ich ze sobą... - odpowiedział mu ten sam mężczyzna, który gadał z nami w samochodzie.

- Czyli chcecie mi powiedzieć, że widzieli całą drogę tutaj?

Nastała cisza.

- Nie wyglądali za bardzo za okno.

- Nie wyglądali za bardzo za okno... No tak, super! - zrobił chwilę przerwy - Dobra, nie ważne. Zaprowadźcie ich do pokoju, zdejmijcie worki i wróćcie do mnie.

Nikt już nic nie odpowiedział. Poczułam tylko jak ktoś chwyta mnie za ramię i prowadzi w jakąś stronę. Kilka razy prawie się wyjebałam, ponieważ osoba która mnie prowadziła NIE ostrzegała mnie przez jakimiś losowo położonymi na ziemi przedmiotami, ale jakoś dawałam radę.

Poczułam próg jakiegoś pokoju, a więc jesteśmy na miejscu... Ktoś popchnął mnie na krzesło. Zdjął kajdanki i zastąpił je jakimś sznurem. Związał mi ręce oraz nogi, po czym ściągnął worek. Zaczęłam się rozglądać za Ivo, który na szczęście siedział na krześle obok mnie. Później spojrzałam na mężczyzn przed nami. Mieli maski, także trudno było mi określić jakie emocje im towarzyszyły.

Myślałam, że się odezwą, ale oni po prostu wyszli, zamykając za sobą metalowe drzwi.

- Powtórka z rozrywki... - usłyszałam cichy głos Ivo.

- Mhm... Na to wychodzi... - mruknęłam w odpowiedzi.

Ciekawe ile tym razem zajmie im uwolnienie nas. Ciekawe czy złapali Carbo, a może uciekł? Powiadomił resztę? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi...

- Zimno tu... - znów usłyszałam białowłosego.

Rozejrzałam się i moim oczom ukazało się otwarte okno. Niestety nawet jakbyśmy chcieli nim wyjść, jest za wysoko.

- Myślisz, że ktoś by nas tutaj usłyszał? - spytałam, zwracając swój wzrok na przyjaciela.

Ivo na początku nie skumał o co mi chodzi, ale kiedy kiwnęłam głową w stronę otwartego okna, wszystko stało się jasne.

- Szczerze to wątpię... Jeśli dobrze pamiętam, jesteśmy w lesie. W okolicy której nigdy nie widziałem na oczy, ba! Nie wiedziałem nawet, że takie miejsce istnieje. Myślę więc, że mało kto tutaj przychodzi... - odpowiedział mi.

- W sumie masz rację... W końcu nie wybrali tego miejsca bez powodu... - szepnęłam - Ale okno mogli zamknąć...

Białowłosy nie zdążył mi odpowiedzieć, ponieważ zrobił to ktoś inny.

- Ooo, dzieciom jest zimno?

𝐌𝐀𝐅𝐈𝐀 ;; 𝗲𝗿𝘄𝗶𝗻 𝗸𝗻𝘂𝗰𝗸𝗹𝗲𝘀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz