ŚWIATŁO ULICZNEJ LATARNI rozlewało się po ścianach sypialni Ochako. W pomieszczeniu było go jednak zdecydowanie zbyt mało, by można było rzec, że wypełnia ono pokój. Gęsty mrok nadal czaił się w kątach i pod sufitem, spowijał przedmioty znajdujące się w pokoju, a wyobraźnia Ochako nadawała im kolejne tożsamości.
Zastanawiała się, co przez ten cały czas działo się z Bakugō. Od balu na zakończenie Yuēi nie zamieniła z nim ani słowa, a i wtedy były to tylko jakieś suche zwroty grzecznościowe, wypowiadane co prawda z uprzejmością, lecz również z wyczuwalną powściągliwością. Zastanawiała się, jak się trzymał, czy znowu zamknął się w sobie, czy może wręcz przeciwnie? Był szczęśliwy? Myślał o niej? Może znalazł sobie kogoś?
Tę ostatnią myśl Ochako szybko wytrąciła sobie z głowy. Przecież jej to nie interesowało, dlaczego miałoby ją to interesować?
Przyciągnęła kolana bliżej siebie. Zimny kamień parapetu, na którym siedziała, przyjemnie chłodził jej skórę, a wiatr, wpadający przez szeroko otwarte okno, co chwilę porywał kasztanowe włosy do tańca, po czym nagle się wycofywał, jakby zawstydzony swoją śmiałością.
Pogrążona w rozmyślaniach Ochako nie zwracała na to uwagi. Westchnęła cicho i oparła głowę o szybę.
Wcale nie musiała iść jutro do szpitala. Nie musiała rozmawiać, ba! nie musiała nawet patrzeć na Bakugō. Mogła po pracy zwyczajnie wrócić do domu i zaszyć się w swojej strefie komfortu. Przecież potrafiłaby wymyślić co najmniej tuzin mniej lub bardziej przekonujących wymówek dla Izuku.
Sęk w tym, że nie chciała tego tak zostawiać. Trafiła jej się właśnie niepowtarzalna, być może jedyna szansa na wyjaśnienie tego, co między nimi było, a także tego, co mogło być i Ochako zdecydowanie nie mogła przejść obojętnie obok takiej okazji.
Przed oczami stanęła jej twarz porwanej dziewczynki z wieczornego reportażu. Świat jest okrutny, pomyślała. Chciałabym sprawić, by był lepszy. Przypomniały jej się słowa mamy. Zawsze powtarzała, że ludziom znacznie lepiej by się żyło, gdyby nie próbowali naprawiać innych, tylko wzięli się za siebie.
Uświadomiła sobie, że zostając bohaterką chciała pomagać innym, bez względu na wiek, poglądy czy rasę. Nawet jeśli chodziło o zajrzenie na kilka minut dziennie do osoby, której przez ostatnie parę lat skutecznie unikała. Zresztą ze względu na to, co ją niegdyś łączyło z Bakugō, tym bardziej czuła, że jest mu winna odwiedziny; ostatecznie w przeszłości zawsze mogła liczyć na jego wsparcie. Teraz mogła mu się odwdzięczyć przynajmniej w tak głupi sposób.
Własne słowa krążyły jej po głowie. Chciałabym sprawić, żeby świat był lepszy.
Ochako podjęła ostateczną decyzję.
CZYTASZ
𝐋𝐈𝐕𝐈𝐍𝐆 𝐋𝐄𝐆𝐄𝐍𝐃, kacchako
Fanfictionochako zawsze myślała, że czas leczy rany. o fałszywości tego stwierdzenia przekonała się, gdy nadszedł czas na zerwanie jej własnej warstwy plastrów i okazało się, że przez lata rana wcale się nie zrosła. wszystkim, którzy myślą, że minęli się z pr...