⁰⁴ TOO BAD YOU COLORED ME BLUE

36 3 0
                                    

NOC POWOLI WKRADAŁA SIĘ na niebo, gdy Ochako opuszczała szpital

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

NOC POWOLI WKRADAŁA SIĘ na niebo, gdy Ochako opuszczała szpital. Chłodny powiew wiatru musnął jej twarz. Zerknęła na ekran telefonu; obwieszczał on godzinę dwudziestą pierwszą czterdzieści. Sześć minut temu wychodziła z sali Bakugō, w której znowu spędziła znacznie więcej czasu, niż się spodziewała; wszakże sądziła, że wizyta zajmie jej maksymalnie około godziny, podczas gdy ostatecznie spędziła w sali numer 222 prawie trzy. Ochako mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie czasu spędzonego z Katsukim.

Znowu rozmawiali prawie o wszystkim; od załamania pogody, jakie miało miejsce w zeszłym tygodniu, poprzez stan zdrowia ich rodziców, po wspominanie liceum Yūei — nauczycieli, kolegów i koleżanek z klasy oraz problemów, w jakie jako klasa się wpakowali, lecz z których zawsze potrafili się wyplątać.

I znowu nie poruszyli tematu łączącej ich przeszłości, choć oboje mieli go cały czas gdzieś z tyłu głowy. I chociaż żadne z nich by nie uwierzyło, gdyby ktoś im to powiedział, za każdym razem, gdy cisza zapadała choć na chwilę, oboje rozważali napomknięcie o wspólnych nocach spędzanych w akademickim pokoju Uraraki lub o liścikach rzucanych celną ręką Katsukiego na ławkę dziewczyny.

Mimo to Ochako szczerze się cieszyła. Nawet podobało jej się, że rozmawiali jak starzy, dobrzy znajomi, a nie jak ludzie, którzy niegdyś obiecywali sobie wspólną wieczność i obietnicy tej nie dotrzymali. Powrót do wszystkich wspomnień, jakie dzielili, byłby zdecydowanie zbyt dużym krokiem jak na to, że ledwo co zaczęli ponownie rozmawiać. Lepiej było pozostać na neutralnym gruncie, po którym swobodnie się poruszali.

Ponownie zerknęła na telefon i uznawszy, że jeszcze nie jest na tyle późno, by krótki telefon do przyjaciela mógł zostać uznany za niewybaczalną impertynencję, wybrała numer Izuku. Odebrał niemalże od razu, jakby czekał z telefonem w dłoni, aż ktoś zadzwoni.

— Ochako! Akurat o tobie myślałem — zaczął Midoriya. — Nic się nie stało? Powiedziałaś, że oddzwonisz, jak wyjdziesz od Kacchana.

— I oddzwaniam — z uśmiechem odpowiedziała jego rozmówczyni. — Wszystko dobrze, tylko trochę się zasiedziałam.

Mężczyzna po drugiej stronie telefonu zacisnął usta. Domyślał się, że jego przyjaciół coś łączyło w liceum, choć właściwie żadne z nich mu o tym nie powiedziało; po prostu było coś szczególnego w ukradkowych spojrzeniach rzucanych blondynowi przez Ochako i w napięciu towarzyszącym Katsukiemu, gdy ktoś wspominał przy nim jej imię. Izuku, zerkając z drugiego końca sali balowej na Bakugō, wiedział także, że coś kryło się za bacznym wzrokiem chłopaka śledzącym sylwetkę Uraraki na balu na zakończenie szkoły, mimo że Izuku już wtedy od jakiegoś czasu nie widział, by rozmawiali.

Midoriya rozluźnił zaciśniętą szczękę. Gdy prosił Ochako o przysługę, w głębi serca nie wierzył, że sprawy przybiorą taki obrót; tak samo na początku, ale teraz, gdy szatynka kolejny raz w tym tygodniu spędzała u Bakugō kilka godzin, zaczął coś podejrzewać.

𝐋𝐈𝐕𝐈𝐍𝐆 𝐋𝐄𝐆𝐄𝐍𝐃, kacchakoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz