POSTRONNY OBSERWATOR wchodzący następnego wieczoru do salonu Ochako z pewnością orzekłby, że przez to niewielkie pomieszczenie przeszedł huragan. W istocie, nietrudno było o takie wrażenie, gdyż na stoliku leżało wystarczająco kosmetyków, by bez chwili na dokładne przyjrzenie się ciężko było zidentyfikować jakikolwiek z nich, a fotel był niemalże całkowicie zasypany bluzkami i sukienkami, które szatynka odnalazła gdzieś w odmętach szafy. Na podłodze walały się trzy pary butów na obcasie — jedne, które średnio lubiła i dwie wymagające przymiarki, gdyż spędziły w pudełkach ostatnie dwa, a może nawet trzy lata.
Sama Ochako siedziała na dywanie koło stolika i z lusterkiem w dłoni i zalotką w drugiej zajęta była podkręcaniem rzęs.
Uzyskawszy zadowalający efekt, sięgnęła po paletkę, którą kupiła przed balem na zakończenie Yūei. Wzięła mały pędzelek i wybrała delikatny, bladoróżowy cień. Nałożyła go na całą powierzchnię powiek i pociągnęła przy rzęsach mniejszym pędzelkiem z brązowym cieniem, tworząc delikatną kreskę.
Oceniła swoje dzieło i uznawszy, że czegoś brakuje, zdecydowała się dodać w kąciki oczu odrobinę subtelnego brokatowego cienia. Po chwili namysłu nałożyła go też na powieki, chcąc nadać im nieco blasku. Zadowolona z efektu wzięła do ręki różowe opakowanie nowej maskary.
Mina proponowała jej pomoc w przygotowaniu się, ale szatynka delikatnie odmówiła, mówiąc, że sobie poradzi; obawiała się, że jeśli zgodzi się na spotkanie z przyjaciółką przed wyjściem, spóźni się o przynajmniej dwie godziny i koniec końców będzie wyglądała, jakby szła na wystawny bankiet, a nie niezobowiązującą kolację.
Właśnie tak o tym myślała — jak o niezobowiązującej kolacji, gdyż pojęcie randka sugerowało coś poważnego. A Ochako, choć wiązała poważne nadzieje z Katsukim, i liczyła, że jego zamiary też takie są, nie chciała stresować się tym spotkaniem.
Co, oczywiście, nie znaczyło, że nie zamierzała nieco się wystroić.
Skończywszy malować rzęsy, odłożyła lusterko na stolik i spojrzała na fotel, na który wcześniej wyłożyła wszystko, co w jej opinii mogło nadawać się do włożenia na czekające ją wyjście.
Zdecydowała się na ładną sukienkę z dekoltem w łódkę. Delikatny materiał w kolorze kości słoniowej z nadrukiem w blade kwiaty sięgał luźno przed kolano i wdzięcznie opinał ją w talii. Wybrała do niej subtelne buty na niskim, brązowym obcasie, dziękując w duchu, że wciąż na nią pasowały.
Zapięła na szyi ulubiony łańcuszek z małym, złotym serduszkiem i zerknęła na zegar. Wskazywał godzinę dziewiętnastą trzydzieści.
Praktycznie była już gotowa. Włożyła telefon i inne niezbędne rzeczy do brązowej torebki na ramię i usiadła na kanapie, oczekując.
CZYTASZ
𝐋𝐈𝐕𝐈𝐍𝐆 𝐋𝐄𝐆𝐄𝐍𝐃, kacchako
Fanfictionochako zawsze myślała, że czas leczy rany. o fałszywości tego stwierdzenia przekonała się, gdy nadszedł czas na zerwanie jej własnej warstwy plastrów i okazało się, że przez lata rana wcale się nie zrosła. wszystkim, którzy myślą, że minęli się z pr...