PODRÓŻ POCIĄGIEM przebiegła bez komplikacji; Ochako znajdowała się u celu trzy i pół godziny po pożegnaniu z mamą, co stanowiło niezły wynik, biorąc pod uwagę czas poświęcony na oczekiwanie na pociąg, późniejszy dojazd z dworca do jej mieszkania i z mieszkania pod gmach szpitala.
Zajrzała przez lekko uchylone drzwi znajomej sali i widząc, że Katsuki stoi przy łóżku plecami do wejścia i układa coś w sportowej torbie, zapukała delikatnie we framugę.
Odwrócił się. Na jej widok nieco się rozpogodził, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Ochako, gdy zamyślony wyraz twarzy mężczyzny zniknął i powitało ją miłe spojrzenie czerwonych oczu.
— Hej — przywitała się miękko z nieśmiałym uśmiechem i natychmiast zrobiło jej się głupio. Ile ty masz lat, Ochako?, spytała się w myślach zażenowana. Piętnaście czy ponad dwadzieścia?
— Hej — odpowiedział, robiąc krok w jej stronę. — Jak rodzice?
— Dobrze, oboje zdrowi i w formie — Ochako szczerze się uśmiechnęła. — A ty jak się czujesz? Wyglądasz już zupełnie dobrze.
— I czuję się dobrze. Pielęgniarka mówiła, że do czternastej mnie wypiszą — Katsuki zerknął na zegarek. — Czyli najpóźniej za dwie godziny.
— A masz jakiś transport do domu?
— Pewnie pojadę metrem — odpowiedział beztrosko, wzruszając ramionami. — Karetka może i mnie tu przywiozła, ale nie sądzę, żeby chciała mnie odwieźć — zażartował.
— Chcesz korzystać z transportu publicznego po prawie trzech tygodniach przerwy od pracy? — spytała Ochako z niedowierzaniem. — I w dodatku z tą torbą? Przecież reporterzy cię zjedzą.
— A mam lepsze wyjście?
Szatynce przyszło coś do głowy.
— Mogłabym cię podwieźć — zaproponowała, zerkając w jego stronę. — Przyjechałam tu samochodem.
— Przestań. To ja powinienem odwozić ciebie — mruknął nieprzekonany.
— Ale to naprawdę żaden problem!
Katsuki uniósł brwi i przyglądał się jej, nie próbując nawet ukryć uśmiechu, który wpłynął na jego usta.
— Naprawdę musisz zacząć myśleć o sobie zamiast o innych — odezwał się w końcu.
— Nie wiem, co to miało znaczyć, ale uznaję to za zgodę — odpowiedziała z uśmiechem.
Blondyn już miał zaprzeczać, kiedy do sali weszła pielęgniarka.
— Dzień dobry. O, widzę, że już się pan spakował — powiedziała uprzejmie. — I ktoś po pana przyjechał. To dobrze. Proszę tutaj podpisać.
Katsuki bez mrugnięcia okiem chwycił długopis i kartkę podaną przez kobietę wraz z podkładką i złożył podpis.
— Dziękuję — powiedziała pielęgniarka sprawdzając, czy cały dokument jest prawidłowo wypełniony, po czym skinęła głową. — To wszystko. Mogą państwo jechać do domu. Do widzenia!
CZYTASZ
𝐋𝐈𝐕𝐈𝐍𝐆 𝐋𝐄𝐆𝐄𝐍𝐃, kacchako
Fanficochako zawsze myślała, że czas leczy rany. o fałszywości tego stwierdzenia przekonała się, gdy nadszedł czas na zerwanie jej własnej warstwy plastrów i okazało się, że przez lata rana wcale się nie zrosła. wszystkim, którzy myślą, że minęli się z pr...