ORZECHOWE OCZY błądziły po jasnych punktach przerywających monotonię czerni nocnego nieba. Lekki uśmiech rozjaśniał oblicze kobiety, gdy odnajdywała kolejne gwiazdozbiory. Kochała je, odkąd pamiętała; już jako mała dziewczynka wdrapywała się na parapety w rodzinnym domu i próbowała dostrzec gwiazdy, które jakby ukrywały się przed blaskiem miejskich świateł, zapadając głębiej w mrok nocy.
Było coś kojącego w stałości konstelacji kontrastującej z licznymi zmianami zachodzącymi w życiu Ochako. Nieważne, czy miała lat sześć, trzynaście, siedemnaście, czy, tak jak teraz, prawie dwadzieścia trzy, gwiazdy tkwiły w tym samym układzie i zawsze ukazywały się o tej samej porze. Nie zważały, czy ktoś właśnie nie stracił całego majątku albo nie postradał relacji z najbliższą osobą; być może gwiazdy były bytami zbyt dumnymi, by przejmować się losem istot tak prostych jak ludzie, a może wiedziały, że prędzej czy później każda strata zostanie wynagrodzona, a każde nieszczęście dobiegnie końca. Niewzruszenie trwały w przypisanych im konstelacjach i jedynie momentami lekko mrugały do wpatrzonych w nie brązowych oczu, a Ochako przypisywała te, jak sądziła, zwidy zmęczeniu lub łzom klejącym jej rzęsy, jeśli jej noc była akurat naznaczona płaczem.
Lubiła uczucie, które towarzyszyło jej przy rozmyślaniach na ten temat, gdyż nawet w najgorszych momentach jej życia pozwalało jej pozbyć się palącego żalu rozlewającego się w jej duszy i zdystansować od trudności. Wyobrażała sobie inne ludzkie tragedie obserwowane z góry przez gwiazdy i od razu robiło jej się lżej.
W momentach, gdy była szczęśliwa, tak, jak teraz, również patrzyła w gwiazdy i wspominała najcięższe chwile, z perspektywy czasu stwierdzając za każdym razem, że to, co uważała za najgorsze, co mogło ją spotkać, w rzeczywistości okazywało się znacznie mniejszym złem, a czasem wręcz błogosławieństwem. A nawet, jeśli wydarzenie faktycznie oznaczało dla niej szeroko pojęte trudności, finalnie wszystko prędzej czy później się układało.
Tak, jak teraz.
Westchnęła głęboko. Czuła, jak wiatr muska jej ramiona. Czuła bicie własnego serca i rumieniec wywołany nocnym powietrzem, który zdobił jej policzki. Czuła, jak jej płuca napełniają się tlenem przy każdym oddechu i ciepło dłoni Katsukiego pod swoją.
Wreszcie znowu czuła, że wszystko jest tak, jak powinno. Tak, jak zawsze chciała, by było. I to uczucie zdawało się pulsować w jej klatce piersiowej, jakby chciało sięgnąć dalej, niż żebra Ochako.
Odchyliła głowę i spojrzała na Katsukiego. Uśmiech wpłynął na jej usta i z jego spokojnego spojrzenia odczytała, że podziela jej szczęście.
— Masz w domu jakiś odtwarzacz? — spytała nagle.
— Mam, czemu pytasz?
— Zatańczmy. — Ochako posłała mu spojrzenie roziskrzonych oczu.
Katsuki przyglądał jej się przez chwilę, jakby doszukując się w jej twarzy jakiejś oznaki zdradzającej, że żartowała.
— Chcesz zatańczyć tutaj? — spytał tylko.
— Tutaj albo w mieszkaniu — wzruszyła ramionami.
— Poczekaj chwilę.
Zniknął za balkonowymi drzwiami. Ochako znowu zadarła głowę w górę.
Po chwili usłyszała spokojne dźwięki wolnej muzyki dobiegające z mieszkania. Uśmiechnęła się delikatnie.
Katsuki ujął jej dłoń w swoją i chwycił Ochako w talii. Położyła rękę na barku blondyna i posłała mu ufne spojrzenie.
— Ostatnio tańczyliśmy razem chyba na półmetku — rzuciła, gdy blondyn prowadził ją w tańcu.
— To było bardziej skakanie, niż tańczenie, bo dałaś się wyciągnąć na parkiet dopiero, gdy puścili Pitbulla — przypomniał bez wyrzutu.
— Bo Sero podsunął mi poncz z jakąś wódką czy czymś! — roześmiała się. Katsuki też uniósł kącik ust na wspomnienie tamtej nocy.
— Nawet nie wiesz, jak żałowałem na balu na koniec szkoły, że nie mogłem być u twojego boku — odezwał się po chwili ciszy.
— Nie masz wrażenia, że zmarnowaliśmy ostatnie cztery lata? — spytała cicho Ochako, unosząc podbródek, by spojrzeć mu w oczy.
Milczał przez chwilę, szukając odpowiedzi. Przypomniał sobie słowa matki.
— Nie. Myślę, że wręcz przeciwnie, były nam potrzebne — mówił z namysłem. — Co nie znaczy, że chciałbym jeszcze raz je przeżywać — zaznaczył, patrząc intensywnie w orzechowe oczy. Przez twarz Ochako przemknął cień uśmiechu.
— Potrzebne? — powtórzyła, przechylając głowę w niezrozumieniu.
— Tak, no bo pomyśl... — spokojny głos Katsukiego niósł się po tarasie — wtedy jeszcze nie byłem wystarczająco dojrzały, żeby stworzyć stabilną relację, więc prędzej czy później taka sytuacja musiała mieć miejsce. Byłem tylko chłopcem i nie rozumiałem do końca, co mam. Musiałem dorosnąć.
Ochako spuściła wzrok. Lekki uśmiech wpłynął na jej usta, gdy pomyślała, że chyba pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w życiu słyszy słowa samokrytyki z ust Katsukiego.
— Ja też będę cię bardziej doceniała, teraz, gdy przekonałam się, jak wygląda życie bez ciebie.
Ponownie zapadła cisza. Katsuki przyciągnął ją bliżej siebie, a Ochako przytuliła policzek do bordowej koszuli. Czuła jego spokojny oddech, a rytm wybijany przez jego serce niósł się echem w jej uchu.
— Pamiętasz naszą rozmowę z tego dnia, gdy pierwszy raz przyszłaś do szpitala? — spytał cicho. — Tę o marzeniach?
Skinęła głową. Katsuki pogratulował jej wtedy otworzenia agencji, motywując to tym, że spełniła swoje marzenie, i zdecydowanie odmówił odpowiedzi na pytanie o jego największe pragnienie, nad czym potem zastanawiała się parę razy.
— Nie chciałeś mi zdradzić swojego, bo nie chciałeś ryzykować — przypomniała.
— Teraz już mogę ci powiedzieć.
— A co, jeśli przez to się nie spełni? — spojrzała w jego oczy.
Katsuki wzruszył ramionami.
— Już się spełniło — odparł, a Ochako zaczęła rozumieć, do czego zmierzał.
— Jak brzmiało? — spytała cicho, czując, że gdyby blondyn nie trzymał jej blisko siebie, z pewnością zaraz upadłaby na posadzkę przez mięknące kolana.
— Marzyłem, że kiedyś cię odzyskam.
Miły dla oka uśmiech wpłynął na usta Ochako, ukazując urocze dołeczki w jej policzkach.
Impulsywnie wysunęła dłoń z jego ręki i pogładziła kciukami jego policzki. Przez chwilę sądziła, że może zaprotestować na tę oznakę czułości, ale gdy mężczyzna nawet nie drgnął, stanęła na palcach, nieznacznie przyciągając go bliżej, i odważyła się złożyć na jego ustach pocałunek, który Bakugō ochoczo odwzajemnił. Ochako nawet z zamkniętymi oczami była w stanie stwierdzić, że lekko się przy tym uśmiechał.
Jedna z miliardów gwiazd zawieszonych na nocnym niebie błysnęła jaśniej na ułamek sekundy. Reszta ani drgnęła, beznamiętnie przyglądając się dwójce ludzi na dachu apartamentowca. A może nawet ich nie zauważyły, pochłonięte obserwowaniem kogoś innego?
CZYTASZ
𝐋𝐈𝐕𝐈𝐍𝐆 𝐋𝐄𝐆𝐄𝐍𝐃, kacchako
Фанфикochako zawsze myślała, że czas leczy rany. o fałszywości tego stwierdzenia przekonała się, gdy nadszedł czas na zerwanie jej własnej warstwy plastrów i okazało się, że przez lata rana wcale się nie zrosła. wszystkim, którzy myślą, że minęli się z pr...