Prawda najczęściej boli.

13.7K 1.1K 121
                                    

– Tygrysku! Nawet nie wiesz jak tęskniłem! – Usłyszałam znajomy wrzask, a zaraz po nim trzaśnięcie drzwiami kabiny obok.

Serio...

Kilka dni mijałam się z Harrym, przez co okropnie mi się nudziło przy kąpieli, a kiedy w końcu go tu przywiało, musiało to być w najgorszym dniu mojego istnienia. Genialnie. Nie chciałam jednak wylewać na niego całego jadu, który we mnie siedział, więc spokojnie spłukiwałam pianę z włosów, starając się ignorować jego obecność. W czym oczywiście mi nie pomagał.

– Gdzie się podziewałaś? – Zapytał po chwili, odkręcając wodę u siebie. Wzięłam to za dobry znak do tego, żeby dalej udawać, że nic nie słyszę. – Tygrysku, nie skazuj mnie na milczenie, ledwo przetrwałem te kilka dni. – Palnął, na co tylko przewróciłam oczami. Nie mógł tak po prostu się zamknąć? – Nie wiem czy wiesz, ale dzisiaj jest nasza rocznica – stwierdził w końcu.

- Że co? – Spytałam, zupełnie na automacie. I od razu tego pożałowałam. Miałam go przecież ignorować, a zamiast tego tylko wkręciłam go w temat, dodatkowo wywołując u niego dziwnie wesoły ton.

– Dwa tygodnie naszej przyjaźni.

– Nie wiem jak ty, ale ja się z tobą nie przyjaźnię – rzuciłam sucho. Entuzjazm w jego głosie natychmiast się wyłączył.

– Ałć. Zabolało.

– Prawda najczęściej boli – stwierdziłam z powagą. I sama nie wiedziałam, czy mówiłam do niego, czy podsumowałam dzisiejszą sytuację z cukierni.

– Filozofia prysznicowa Lizzy... Jak ci tam na nazwisko? – Chrząknął, udając obojętny ton. Na pewno nie zamierzałam mu się do tego przyznawać.

– Przymknij się i daj mi spokojnie wziąć prysznic.

– Długie nazwisko – parsknął śmiechem. – W szkole musiałaś mieć przewalone, co?

– Żałuję, że cię nie podałam na policję pierwszego dnia – zignorowałam jego uwagę, skupiając się na tym, na czym powinnam. Na kąpieli.

– Jaka ty dzisiaj okrutna jesteś – stwierdził w końcu poważnym tonem. – Trudne dni?

– Nie mam ochoty na żarty, Harry – odpowiedziałam, całkowicie poważnie. Co najdziwniejsze, chłopak natychmiast przestał dowcipkować.

– Rozumiem, że to coś gorszego niż umierający pies w filmie. Co się stało, Tygrysku? – zapytał. Westchnęłam głęboko, lekko podirytowana tym pytaniem. Zadawał mi je każdy, kogo dzisiaj spotkałam. Może dlatego dziwnie mnie denerwowało. – Nie podoba mi się to westchnięcie – rzucił poważnie. – Obiecuję, nikomu nie wygadam, nawet gdyby mnie przypalali żywcem – zrobił małą pauzę, jakby liczył, że cokolwiek powiem. Niestety dla niego, nie zamierzałam nawet otwierać ust. – Oblałbym cię wodą, ale nie chcę pogarszać sytuacji... – Dodał radosnym tonem, robiąc kolejną przerwę. Podczas której usłyszałam jak głęboko wciąga powietrze. – Lizzy...

– To nic takiego, nie musisz się przejmować – powiedziałam w końcu, naiwnie licząc, że naprawdę mnie posłucha.

– Mam starszą siostrę i zauważyłem, że kiedy tak mówi to naprawdę jest źle – jego głos spływał całkowitą powagą. Lekko mnie to zdekoncentrowało. Przecież on nigdy dotąd nie bywał na wskroś poważny. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Sama stwierdziłaś, że jestem nachalny.

– I zdania nie zmieniam – stwierdziłam gorzko. W odpowiedzi mogłam usłyszeć jak śmieje się cicho.

– Więc wiesz, że się nie odczepię – stwierdził po chwili. – Czy ja mam tam wejść i cię przytulić? Zacząć śpiewać?

– Nie trzeba – mimowolnie pokręciłam głową.

– Mam się zamknąć? – Spytał, z wyraźną nutą smutku w głosie. Zrobiło mi się trochę przykro z tego powodu, czego nawet nie potrafiłam wyjaśnić. Ale przecież dokładnie o to mi chodziło.

– Jeśli możesz – rzuciłam, na co odpowiedział dziwnym chrząknięciem.

– Jakby co, to tu jestem.

W łazience zapadła cisza. Nie cisza, cisza, bowiem nadal woda głośno szumiała. Dziwnym trafem poczułam się z tym bardzo źle. Nie w ten sposób, kiedy usłyszałam, że jestem za gruba, by chcieć kupować ciastka, ale to też trochę bolało w klatce piersiowej. Nie chciałam być niemiła. Po prostu miałam gorszy dzień, co przecież każdemu może się zdarzyć. Ale nawet pomimo tych, wydawałoby się, logicznych wyjaśnień, które próbowałam sobie wmówić i tak było mi przykro, że Harry już całkiem przestał się odzywać. Cholera, nie do tego byłam przyzwyczajona. Przecież zwykle gęba mu się nie zamykała, a przy naszym ostatnim spotkaniu przegadaliśmy nawet i godzinę. Poza tym nikomu się nie zdążyłam zwierzyć z dzisiejszego zajścia. Jakoś głupio było mi się przyznawać znajomym do czegoś tak poniżającego. Nie chciałam pustych słów na temat przejmowania się i wyjaśnień, że wcale nie jestem za gruba, połączonych z pełnym politowania spojrzeniem. Jednocześnie duszenie tego w sobie miłe nie było. Dlatego tchnięta przekonaniem, że najlepiej wygadać się nieznajomemu, a Harry'ego bądź co bądź do grona znajomych zaliczyć nie mogłam, znowu się odezwałam.

– Facet w cukierni się do mnie dowalił – mruknęłam cicho, mając jednak cichą nadzieję, że szum wody pochłonie moje słowa. O dziwo, dosłyszał.

– Czego chciał? – Jego pytanie dosłownie zagrzmiało w łazience. Szczerze mówiąc nawet się lekko przestraszyłam. A może to była niechęć do wyjaśniania co się stało? To było przecież wystarczająco poniżające już tam.

– Żebym nie zajmowała kolejki, bo i tak jest mnie za dużo – sapnęłam ciężko, czując jednocześnie ścisk w żołądku, jak i gardle. Mimowolnie zamknęłam oczy, jednocześnie wstrzymując powietrze, które z głośnym świstem opuściło moje płuca po oburzeniu Harry'ego.

– Co za chuj - prychnął z taką odrazą, o jaką nigdy bym go nie podejrzewała. Brzmiało to tak, że... no cholera, serio poczułam się troszeczkę lepiej. – Tygrysku, to tylko durny idiota – dodał po chwili, już trochę spokojniejszym tonem. – Pewnie żadna go nie chce i próbuje się w idiotyczny sposób dowartościować. Jak dla mnie nic z tobą nie jest źle. Oprócz tego, że zagadujesz obcych kolesi pod prysznicem – niekontrolowanie parsknęłam śmiechem. Sama nie rozumiałam dlaczego, przecież jeszcze przed chwilą miałam postanowienie olewania każdego osobnika płci męskiej i pogrążenia się w wiecznej żałobie. – Naprawdę nie musisz się przejmować takim durnym gadaniem, wiesz? – Dodał, już zupełnie bez gniewnego tonu. – W końcu nie widziałem cię na oczy, a i tak uważam, że jesteś świetna. No przecież nie oświadczałbym się byle komu.

– To było miłe, dzięki – stwierdziłam półgłosem, czując jak kąciki moich ust mimowolnie unoszą się do góry. Co natychmiast zakryłam, zagryzając wargę. – Ale ślubu i tak nie będzie – dodałam szybko, nie mogąc się powstrzymać. W odpowiedzi usłyszałam tylko jego teatralne westchnięcie.

– No i znowu złamałaś mi serce...

Tygrysku? || HSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz