MAJ

31 6 1
                                    


Wraz z ciepła pogodą i ciszą jaka objęła media nadszedł słodki czas długiego weekendu majowego. Wszyscy mieli już plany jak wykorzystać te dni wolne od pracy i obowiązków. Shiro miał nadzieję, że będą mogli spędzić ten czas razem. Keith jednak musiał mu odmówić, obiecał Lance'owi wycieczkę już dobre kilka miesięcy temu, nie mogli teraz zrezygnować z wyjazdu.

Już pierwszego dnia błogiej wolności znaleźli się wiele kilometrów od miasta, w skromnym domku na uboczu. Jak bardzo latynos lubił imprezować, tak ten czas postanowili spędzić razem, w spokojnym miejscu by móc cieszyć się spokojem i widokami. Pomimo długiej jazdy żadne z nich nie było zmęczone, nawet Lance, który tym razem nie prowadził, jednak przez to pełno go było na każdym miejscu w samochodzie i czarnowłosy miał wrażenie jakby jechał z całą rodziną, a nie tylko z chłopakiem.
Po rozejrzeniu się po domku, który mimo niewielkich rozmiarów był bardzo przytulny i rozpakowaniu się w obszernej sypialni oboje skończyli w salonie przed telewizją. Co prawda w planach mieli długi spacer i piknik nad jeziorem kilka kilometrów dalej ale żadnemu z nich się tam nie spieszyło. Pierwszy raz od początku roku w ich myślach nie gościła panika i byli sam na sam ze sobą, wśród natury, co tylko pomogło im się wyciszyć. Żadne z nich nie zorientowało się gdy z kilkunastu minut przerwy zrobiło się kilka godzin. Stracili poczucie czasu skupiając się na sobie nawzajem, wtuleni w siebie i szepcząc czułe słówka, mimo że to nie było do końca w ich stylu.
Dopiero gdy do uszu Lance'a dobiegł dzwonek telefonu i z niezadowolonym grymasem na twarzy podniósł się z swojego chłopaka i wyjął dłonie spod jego koszulki, które nawet nie wiedząc kiedy się tam znalazły, zrozumiał ile czasu minęło i czym prędzej odebrał połączenie, już następne, bo osoba po drugiej stronie zdążyła się rozłączyć gdy ten wpatrywał się z niedowierzaniem w numerki na ekranie wskazujące na godzinę.
- Tak, tak, już dojechaliśmy. - latynos przewrócił oczami całkiem wstając z kanapy i przyłożył palec do ust nakazując ciszę drugiemu chłopakowi. - Wiem, że miałem zadzwonić ale zapomniałem jeju- Veronica, jestem na wakacjach z moim chłopakiem, nie będę do ciebie dzwonić co pięć sekund, nie jestem dzieckiem. - mruknął do słuchawki i spiorunował wzrokiem powstrzymującego śmiech Keitha i wysłał go gestem do kuchni.
Keith jednak miał inne plany i zanim zastosował się do prośby chłopaka zdążył rzucić parę słów do telefonu, przez które zapewne latynos potem go zabije. Po czym uciekł z pokoju by nie narażać się ani jemu ani jego nad wyraz opiekuńczej siostrze. Mimo, że byli razem już kilka lat i oboje byli dorośli, ta nadal martwiła się o młodszego brata i lubiła się upewniać czy ich wyjazdy przebiegając zgodnie z planem.
Gdy Lance kontynuował rozmowę, on sam podjął przygotowania do ich wyjścia. Zrobiło się już popołudnie, więc to idealny czas na spacer w promieniach słońca, które tak uwielbiał jego chłopak. Gdy już skończył bez wahania można było powiedzieć, że są gotowi na prawie każdą ewentualność. Oprócz jedzenia, koca i niezbędnych przedmiotów w plecaku znalazło się wszystko co mogło się przydać, i co nawinęło mu się pod ręce w trakcie.

*****

Droga nad jezioro minęła im spokojnie i bez przeszkód, na luźnych rozmowach i podziwianiu wszystkiego co ich otaczało. Większość ścieżki biegła przez pobliski lasek oraz drzewa, więc Keith nie musiał się martwić o gorąco, czy złapanie ewentualnej opalenizny, której szczerze u siebie nienawidził. Nigdy nie rozumiał co inni w tym widzą, sam nie czerpał radości z leżenia w słońcu, może też dlatego, że w przeciwieństwie do niektórych, jego skóra nie była w stanie się opalać. Od razu pojawiały się zaczerwienienia i oparzenia, które wcale nie były przyjemnym doświadczeniem, co wystarczająco zniechęciło go do próbowania.
Na miejscu Lance pomógł Keithowi rozłożyć koc i ich rzeczy. Nie zabawił jednak długo na brzegu, gdyż nie mógł powstrzymać się przed sprawdzeniem temperatury wody w jeziorze i mimo uwag czarnowłosego zniknął w wodzie nawet nie ściągając z siebie ubrań. Keith pokręcił tylko do siebie głową i nałożył na siebie następną warstwę kremu przeciwsłonecznego, na wszelki wypadek, wolał nie ryzykować. Jednak zabawa latynosa trwała dłużej niż ten mógł się spodziewać. Przyglądał się mu jednak, gdy ten wyłaniał się z wody, cały przemoczony i z ubraniami przylegającymi do ciała, co musiał przyznać, było bardzo przyjemnym widokiem. Po czasie jednak zachciało mu się coś ze sobą zrobić, wstał więc, a w oczy rzucił mu się ogrom polnych kwiatów rosnących niedaleko. Nie zajęło mu długo, by zerwać ich trochę i wrócić na swoje miejsce. Dobre kilka lat temu, jeszcze jak byli nastolatkami, Lance nauczył go pleść wianki. Przez to, że latynos dorastał w miejscu, któremu bliżej było do wsi niż do miasta, potrafił zrobić to z zamkniętymi oczami, fakt, że miał on również dużo rodzeństwa, a przede wszystkim siostry też dużo tłumaczył. Co prawda Keith nie do końca pamiętał jak to się robi, ale dzielnie starał się naśladować ruchy chłopaka, zapamiętane przed laty. Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem, jednak za drugim razem efekt znacznie bardziej przypominał wianek, nie był idealny, może trochę krzywy, ale upleciony z miłością.
Niedługo po tym jak Keithowi wreszcie udało się go skończyć Lance wyszedł z wody i wrócił do niego otrzepując się z wody jak pies.
- Jest cieplutka, ale rzeczywiście mogłem ściągnąć koszulkę, ale może wyschnie zanim wrócimy do domku, co? - jeszcze w drodze ściągnął z siebie górną część garderoby i rozłożył ją obok na trawie, dopiero teraz zwracając uwagę na to co robi jego chłopak. Z zainteresowaniem usiadł obok niego by pisnąć z zachwytu.
- Zrobiłeś to sam? Przecież zawsze narzekałeś, że nie potrafisz. - latynos widocznie był zaskoczony tym widokiem.
- Oh, wiesz, w końcu trafiłem na dobrego nauczyciela. - Keith zachichotał z własnego żartu i podniósł wianek do góry. - A oto twoja korona księżniczko. - powiedział nonszalanckim głosem zakładając chłopakowi wianek.
Po chwili powagi i ciszy oboje wybuchnęli śmiechem, a Lance rzucił się na starszego chłopaka, by go pocałować, przez co przewrócił ich oboje. Skutek był odwrotny, zamiast się uciszyć na powrót zaczęli się śmiać. Oboje już wiedzieli, że to będzie udany weekend, w końcu co może być lepszego od własnego domku i jeziora niedaleko? Jeszcze gdy twoja druga połówka plecie dla ciebie wianki.

I can't save us || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz