WRZESIEŃ

33 6 0
                                    


 Wiadomości szaleją już od kilku dni. Nie ma złudzeń, nie mają żadnych szans. Nikt nie potrafi zatrzymać zasianej paniki. Nikt nie jest pewny kiedy dokładnie, ale już niedługo to wszystko się skończy. Meteoryt zmiecie ludzkość z powierzchni Ziemi. Historia naprawdę lubi się powtarzać.
Telewizory i telefony w mieszkaniu Keitha i Lance'a były wyłączone. Nie chcieli już tego słuchać. Starali się cieszyć prawdopodobnie ostatnimi chwilami ich życia.
Akurat odpoczywali razem gdy telefon czarnowłosego zaczął dzwonić. To jedyny sprzęt, który łączył ich ze światem. Jednak został on włączony nieprzypadkowo. Chłopak czekał na ten jeden telefon od przyjaciółki. I się doczekał.
- Zaraz wrócę, to Pidge. - wydukał tylko i zniknął na korytarzu zamykając za sobą drzwi. Nie chciał by latynos słyszał o czym rozmawiają, tym bardziej, że nie był pewny czy dziewczyna ma dla nich dobre wieści.
- Mam dobrą i złą wiadomość- - w słuchawce odezwał się zmęczony głos Katie. - Udało mi się ukończyć projekt, ale... - zamilkła na chwilę.

- Ale? Nie trzymaj mnie tak w niepewności, nie mamy czasu. - chłopak zaczął przeczesywać swoje włosy byle zająć czymś wolną rękę i uspokoić stres, który przejmował władzę nad jego ciałem.
- Mam tylko jeden egzemplarz, nie wyrobię się z drugim. Będziesz musiał wybrać. Albo ty albo on. Przepraszam, że stawiam cię przed tym wyborem, nikt się nie dowie cokolwiek postanowisz. - Keith mógł usłyszeć niespokojny oddech dziewczyny po drugiej stronie - Jeśli podejmiesz decyzję zjaw się jeszcze dziś w Garnizonie. Tylko się pośpiesz, naprawdę nie zostało zbyt wiele czasu. - rozłączyła się, nie chcąc mierzyć się z tym co właśnie powiedziała.
Czarnowłosy za to zrobił się dosłownie biały. Decyzja jaką musi podjąć... Chyba nie ma gorszej. Albo ocali swoje własne życie ale już na zawsze będzie żyć ze świadomością, że pozwolił miłości swojego życia umrzeć. Albo pozwoli Lance'owi skorzystać z okazji. Nie ma pojęcia jak mu to wszystko wytłumaczy, ale muszą się zbierać, teraz. Mimo tego nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Wielkość tej decyzji go przerasta, nigdy nie pomyślałby, że zostanie postawiony przed takim wyborem.
Dopiero po kilkunastu minutach wsunął telefon do kieszeni i wziął kilka uspokajających oddechów po czym wrócił do ukochanego.
- Ubieraj się, jedziemy. - wysilił się na uśmiech nie chcąc go martwić, już zdecydował o tym, że nie piśnie mu nawet słowa.
- Co? Gdzie? Przecież- - zdezorientowany latynos wstał z łóżka.
- Po prostu mi zaufaj dobrze? - czarnowłosy otworzył szafę i wyciągnął z niej swoją kurtkę by ją założyć, po czym rzucił chłopakowi tą jego. - Tylko się pośpiesz.

***


Droga dłużyła się Keithowi jak nigdy. Nawet nie zważał na znaki i ograniczenia zatracony w swoich myślach. W samochodzie panowała cisza, Lance nawet nie próbował włączyć muzyki, tylko siedział cicho, jakby skulony od strony drzwi i wpatrywał się w niebo, które wyglądało inaczej niż kiedykolwiek. Czerwona poświata pokrywała nieboskłon zwiastując katastrofę.
Knykcie czarnowłosego zbielały od siły z jaką ściskał kierownicę. Całe jego ciało było spięte, co zauważył latynos i odsunął się od okna by spojrzeć w jego stronę. Powoli położył dłoń na kolanie chłopaka i posłał mu uspokajający uśmiech widząc, że coś tu nie jest w porządku.
Starszy uspokoił się, a raczej zmusił się do tego by nie martwić towarzysza.
- Wybacz, ten cały widok... Nigdy nie czułem takiego niepokoju patrząc w niebo.
- Wiem. - wyszeptał drugi chłopak - Mam tak samo.


***

Pidge powitała ich już w drzwiach i przepuściła do środka. Bez niej pewnie nie zostaliby wpuszczeni. Znajdowali się w laboratorium jednej ze stacji pracujących i badających kosmos niedaleko placówki dla młodych kadetów, do której niegdyś wszyscy uczęszczali.
Dziewczyna zrozumiała jaką decyzję podjął w tej samej sekundzie, w której zobaczyła ich pod drzwiami. Zabrał go ze sobą. A to znaczyło, że zamierzał się poświęcić.
- Dobrze, że jesteście, wszystko już gotowe. - uśmiechnęła się mimo zmęczenia i tego w jakiej sytuacji się znaleźli.
- A ja nadal nie rozumiem co ja tu robię. - mruknął Lance ale Keith odpowiedział mu zanim Pidge zdążyła to zrobić.
- Po prostu rób to co ci powiemy dobra? Ten jeden raz musisz się zdać na mnie.

***

Już w sali posadzono Lance'a na krześle i dziewczyna kazała Keithowi się z nim pożegnać. Oczywiście nie powiedziała tego głośno ale zrozumieli się bez słów.
Czarnowłosy pochylił się nad ukochanym i ujmując jego twarz w dłonie złożył na ustach ukochanego ostatni pocałunek, na który ten mógł odpowiedzieć. Trwali w nim dłuższą chwilę nim zdecydował się odsunąć. Zaraz po tym uciszył chłopaka palcem gdy ten otworzył usta by coś powiedzieć.
- Jak się obudzisz będzie po wszystkim, wtedy porozmawiamy. - szepnął Keith czując jak łzy napływają mu do oczu.
Lance ścisnął jego dłoń gdy Pidge nałożyła na jego twarz specjalną maskę. Niedługo potem odpłynął tracąc przytomność i wypuścił palce chłopaka z uścisku. Dziewczyna już chciała podpiąć go do aparatury gdy Keith jej przerwał.
- Możesz zaczekać? Tylko chwilę? - spojrzał na nią szklanymi oczami, a ta skinęła tylko głową odsuwając się.
Chłopak przełknął ciężko ślinę i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. Nie miał odwagi mu tego dać. Ale już nie będzie następnej okazji. Otworzył je delikatnie i wyciągnął ze środka obrączkę na łańcuszku. Latynos zawsze marudził, że gubi wszystkie pierścionki i dlatego żadnego nigdy nie nosił. Właśnie dlatego Keith postarał się o alternatywę. A ta była nawet lepsza. Delikatnie założył mu naszyjnik i musnął ustami te Lance'a. W tym samym momencie z jego oczu zaczęły lecieć łzy.
- Już na zawsze będziesz miał mnie przy sercu. - uśmiechnął się przez łzy chowając obrączkę pod jego koszulką. Prawda jest taka, że swoją ma już założoną. W ten sam sposób.
Położył dłoń na piersi wpatrując się w twarz nieprzytomnego chłopaka. Żałując, że już nigdy nie zobaczy jego niebieskich oczu ani nie usłyszy jego głosu. Chciał zapamiętać każdy szczegół.
Dopiero po dłuższej chwili zebrał się w sobie, wyszeptał do ucha Lance'a ostatnie słowa. Ostatnie wyznanie miłości, którego nie było dane usłyszeć nikomu innemu. Po czym wyprostował się i zrobił kilka kroków w tył dając dziewczynie działać.

***

Keith poczuł drobne ramiona przyjaciółki obejmujące go gdy oboje patrzyli na kapsułę z bliską im osobą odlatującą w nicość. Nie powiedział słowa ale był jej za to wdzięczny. Był wdzięczny za to co dla nich zrobiła. Żałował tylko, że nie było już sposobu, żeby się jej za to odwdzięczyć.
Stali tak w ciszy aż niewielka maszyna nie zniknęła im z oczu, a nawet chwilę dłużej wpatrując się w miejsce, w którym zniknęła. Gdy czarnowłosy spojrzał w dół zauważył, że jego przyjaciółka również płacze. Delikatnie objął ją ramieniem.
Nawet jeśli ta cała sytuacja skończy się ich śmiercią... Cieszył się, że to on umrze pierwszy. Nie mógł sobie wyobrazić jak miałby funkcjonować z świadomością, że zostawił Lance'a na Ziemi na pewną śmierć. Tak było lepiej.

***

Keith tego samego dnia znalazł się w mieszkaniu Shiro i długo płakał w jego ramię. Byli dla siebie jak bracia i to dlatego właśnie do niego pojechał. Nie chciał wracać do swojego domu, nie bez Lance'a. Shiro co prawda nie był wtajemniczony, ale założył, że latynos postanowił spędzić ostatnie godziny z rodziną, dlatego przyjął chłopaka do siebie i nie zadawał żadnych pytań. Mieszkał sam i cieszył się, że nie będzie sam gdy nastąpi koniec świata. Ostatnie chwile były spokojniejsze niż przypuszczali. Mimo, że widok był przerażający, gdy ogromna kula ognia zmierzała w ich kierunku, gdy tylko zetknęła się z ziemią nastąpił koniec. Ostatnią rzeczą, która dotarła do ich ciał był huk i oślepiające światło. Po tym nastąpiła cisza.

I can't save us || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz