SIERPIEŃ

32 6 0
                                    


 Rozgwieżdżone, bezchmurne niebo rozciągało się nad nimi aż po krańce horyzontu gdy jechali rozpędzeni na prawie pustej autostradzie w środku nocy. Wiatr wpadający do środka przez otwarty dach wypożyczonego kabrioletu muskał ich twarze i rozwalał ułożone włosy. Ciszę w samochodzie przerywało tylko nucenie, a czasem i śpiew Lance'a do piosenek z lat '80, które leciały właśnie w radiu.
Tym razem to Keith prowadził, a gdy zjechali z autostrady niechętnie puścił pedał gazu i zaczął zwalniać. Nadal jednak jechali znacznie za szybko, ale drogi były opustoszałe o tej godzinie i żaden z nich nawet się tym nie przejmował.
- Zatrzymaj się! - powiedział może trochę za głośno podekscytowany latynos gdy wjechali na ogromny most, cudownie oświetlony o tej porze.
Zatem jego chłopak, nie do końca rozumiejąc czemu, zatrzymał się na środku drogi zjeżdżając jedynie lekko z pasa i włączając światła awaryjne.
- Coś się stało?- Rano mamy być już na miejscu, nie powinniśmy się zatrzymy- - nie było mu jednak dane dokończyć swoich prób przemówienia drugiemu do rozumu gdyż poczuł jego usta na swoich.
Lance zachichotał tylko lekko odsuwając się od niego po krótkiej chwili. Uciszenie go było dokładnie tym czego chciał dokonać tym gestem.
- No weź, jesteśmy w drodze na wakacje, czemu już teraz nie możemy się dobrze bawić? - latynos wysiadł z samochodu przeciągając się lekko i rozkładając ręce na delikatnym wietrze. Każdy patrzący z boku zapewne uznałby, że coś jest z nim nie tak.
Czarnowłosy pokręcił tylko głową i westchnął wysiadając, tak właściwie przyda mu się rozprostowanie nóg, jadą już dobre kilka godzin i mieli za sobą ledwo jedną przerwę.
Lance za to podniósł wzrok by spojrzeć na gwiazdy i uśmiechnął się do siebie. Wpadł na lepszy pomysł. Podszedł do maski samochodu, po czym dosłownie położył się na niej podkładając dłonie pod głowę jako coś w rodzaju poduszki. Zaraz po tym Keith dołączył do niego opierając się o samochód od boku.
- A ty się nie za dobrze bawisz? - uniósł brew nadal nie rozumiejąc czemu ten kazał mu się zatrzymać.
- Wspaniaaale - spojrzał na niego rozbawiony. - Nie chcesz dołączyć? Może nie wygląda ale wygodnie tu.
- Spasuję- Czasami naprawdę nie rozumiem co ci siedzi w głowie Lance - mruknął bardziej do siebie niż do chłopaka, ale sięgnął dłonią by zmierzwić mu i tak rozwiane przez wiatr włosy.
Ten za to nie zwracając na to uwagi zaczął pokazywać palcem w niebo próbując wskazać starszemu konstelacje, które jeszcze pamiętał i zdołał wypatrzeć. Dużo przy tym mówił opowiadając jakieś historie związane z nimi, bądź wspominając o tym jak robił to samo za dzieciaka leżąc na trawie i wpatrując się w nieboskłon.

Czarnowłosy jednak ledwo rozumiał co ten chciał mu powiedzieć, mrużył tylko oczy podążając wzrokiem za jego palcem wskazującym coś na nieboskłonie i próbując to namierzyć, z marnym skutkiem.
- Gdzie do chuja. - mruknął tylko do siebie raz gdy chłopak pokazywał mu coś co miało być "wielkim wozem", czego jednak za nic nie mógł wypatrzyć. Dlatego też po czasie przestał już go słuchać i w przymknął oczy rozkoszując się spokojem nocy i cichą muzyką dobiegającą z radia. Nadal były to piosenki z tego samego okresu czasowego, jednak gatunek zaczął się zmieniać, teraz zamiast muzyki popularnej, zaczęły lecieć rockowe hity co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy. Wyłapywał jedynie pojedyncze śmiechy i chichoty ze strony jego drugiej połówki.
W końcu Lance zorientował się, że coś jest nie tak i chłopak mu nie odpowiada, a gdy na niego zerknął wszystko stało się jasne. Tamten wydawał się całkiem odpłynąć myślami, na co latynos nie mógł pozwolić. Podniósł się lekko i złapał za jego czerwoną kurtkę pociągając go tym samym w dół i skradł od niego pocałunek przez co tamten uchylił powieki by na niego spojrzeć. Ujrzawszy zadowoloną z tego twarz Lance'a przewrócił jedynie oczami, ale delikatny uśmiech nie zszedł mu z twarzy.
Tak mijały kolejne minuty, mimo że początkowo w zamyśle przerwa miała trwać tylko chwilę znacznie się przedłużyła i końcowo spędzili na moście dobrą godzinę. W międzyczasie Keith wygrzebał z schowka coca-colę w puszce. Zastrzyk kofeiny obudził ich oboje na dobre i byli gotowi do dalszej drogi, nawet jeśli nie było już możliwości dotarcia do celu na czas.
***


Na miejscu nie szczędzili sobie pieniędzy, czułości ani czasu. Spędzali każdą chwilę razem, nie ważne czy w hotelu, czy na mieście. Korzystali z lokalnych atrakcji, wiedząc z tyłu głowy, że to prawdopodobnie ostatnia taka okazja. Starali się nie wspominać tego tematu. Nie przypominać sobie nawzajem o zbliżającym się końcu świata. Przez to też ich telefony i telewizor prawie wyszły z użytku. Chcieli się dobrze bawić, nawet jeśli to miałby być ich ostatni raz w życiu.
Jednego wieczoru odpoczywając po następnym intensywnym dniu, Keith zaczął coś rozważać. Cały dzień w kieszeni jego spodni ciążył mu ten jeden przedmiot. Już zaplanował, że da go chłopakowi właśnie na tych wakacjach. Nie chciał z tego jednak robić czegoś wielkiego. Mimo planów, nie zrobił tego na mieście, ani w restauracji, ani gdy zostali prawie sami na plaży wieczorem spacerując brzegiem morza. Nie mógł się zebrać w sobie. Wiele razy był już blisko, ale coś nie pozwalało mu tego zrobić. Jakaś niepewność i wątpliwości, które nie pozwalały mu podjąć decyzji.
Wyrwał się z transu dopiero gdy latynos wyszedł z łazienki w samych spodenkach próbując zebrać niesforne kosmyki jeszcze mokrych, zaczynających się falować włosów z twarzy.
- Padam z nóg. - mruknął tylko siadając na łóżku przed Keithem i opierając się o niego.

- Nie mów mi, że żałujesz. - ton czarnowłosego był wręcz pytający.
- Nawet nie żartuj! - latynos przeciągnął się lekko. - To najlepsze wakacje na jakich byliśmy.
Starszy uśmiechnął się lekko na te słowa i przeczesał jego mokre włosy palcami.
- Komuś tu rośnie mullet. - zaśmiał się zauważając, że włosy Lance'a zrobiły się przydługie z tyłu i zaczynały przypominać jego własną fryzurę.
- O nie, N-I-G-D-Y, muszę iść do fryzjera jak tylko wrócimy. - chłopak od razu zaprzeczył takiemu stanowi rzeczy z ogromną powagą, mimo że był to tylko żart.
Przez chwilę siedzieli tak w ciszy, Keith bawił się włosami swojego chłopaka aż w pewnym momencie pochylił się nad nim by musnąć ustami jego kark.
- ...Kocham cię wiesz? - szepnął mu do ucha obejmując go rękami od tyłu.
W tym samym momencie latynos oblał się rumieńcem. Z jakiegoś powodu nie mówili sobie już tego tak często jak w pierwszych miesiącach ich związku. A jeszcze rzadziej można było usłyszeć takie wyznanie od czarnowłosego, który raczej stronił od okazywania uczuć słowami. Nic dziwnego zatem, że Lance zareagował zdziwieniem na to wyznanie, nawet jeśli słyszał je już wiele razy w swoim życiu.
- Ktoś tu ma dobry dzień? - zachichotał kładąc dłonie na tych jego. - Wiem. - rzucił w odpowiedzi na jego pytanie nawet jeśli było ono retoryczne. - Ja ciebie też, Mullet. - uśmiechnął się zaczepnie zerkając na niego i lekko pogładził jego dłoń swoim kciukiem.
- Nie mogłeś sobie odpuścić, co? - pokręcił lekko głową unikając jego wzroku. - No nie patrz tak na mnie, to nie tak, że powiedziałem to pierwszy raz czy coś.
- Tak, tak. - wychylił się lekko by cmoknąć go w policzek. - Ale mógłbyś mówić to częściej~ - widocznie się z nim droczy, wie że chłopak okazuje mu miłość na wiele innych sposobów i wcale nie musi zawsze tego mówić.
Ale nie mógłby przegapić okazji, żeby z tego tytułu podokuczać Keithowi.

I can't save us || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz