9.

206 24 42
                                    

[A/N] a tak se opublikuje bo kto mi zabroni

Adam od kiedy się urodził uważał, że ranne ptaszki dostały zbyt wiele władzy nad światem. Dlaczego musiał pięć razy w tygodniu wstawać o jakiejś chorej godzinie? O tej porze roku dodatkową atrakcją był fakt, że kiedy budził się rano słońce jeszcze nie zdążyło wzejść, więc na zewnątrz panowała ciemność przypominająca atrament wylany na okno.

Aktualnie półprzytomny pił kawę, starając się nie wciągnąć z powrotem w tango z... Nie, może nie. Z powrotem w objęcia... Objęcia też nie. Coś było nie tak z nim, za dużo intymności w metaforach. Nie mógł pozwolić na ponowne zaśnięcie (lepiej), bo chyba by się już wtedy nie obudził (nigdy, bo szef zamordowałby go we śnie). Chciałby móc spać dłużej.

Po chwili, troszkę mniej zaspany, był już w łazience, powoli doprowadzając się do stanu, w którym będzie mógł wyjść na ulicę. Mył zęby, starając się nie patrzeć w lustro, ale to było chyba nieuniknione - oczywiście w oczy rzuciły mu się kolejne siwe włoski, kontrastujące z jego ciemnymi włosami. Miał wrażenie, ze specjalnie ułożyły się tak na widoku, żeby tylko zrobić mu na złość, żeby dać mu prztyczka w nos i naśmiewać się z tego, że powoli i w samotności się starzeje.

Westchnął, czując przyjemny chłód mentolu w gardle.

Powinien się pozbyć lustra z sypialni - to była jedyna myśl, jaka przemykała mu przez głowę, kiedy się przebierał. Nienawidził patrzeć na to stworzenie, które łypało na niego z jego własnego odbicia. Gdyby mógł, zacząłby swoje życie od początku, ale jako chmurka bezbarwnego gazu, który nigdy nie będzie nikogo straszyć odrażającym wyglądem, bo go nie widać. Proste rozwiązanie. Chmurka gazu pewnie nie musiałaby też zarabiać na siebie, ani nie musiałaby wstawać o piątej trzydzieści (nienawidził tego robić).

W jego smutnym, szarym życiu oprócz Marii i poezji była jeszcze jedna rzecz, która sprawiała mu przyjemność - jego ukochane zamszowe wiedenki. Nosił je tylko do pracy, ale i tak je kochał. Tak, kochał - były chyba najważniejszym przedmiotem w jego życiu, bo były pierwszą rzeczą, którą kupił po rozwodzie. Były dla niego jak symbol emancypacji, ale nie jego, a innych od relacji z nim. Kochał je. Kochał te buty.

Wyszedł z mieszkania o szóstej dwanaście, bardzo dobry czas. Zamknął drzwi kluczem i odwrócił się, chcąc zrobić krok wprzód. Przez następnych parę chwil jednak nie mógł się poruszyć, ponieważ zastał go niespodziewany o tej porze widok - Juliusz stał w drzwiach swojego mieszkania w szlafroku i z bardziej niż zwykle roztrzepanymi włosami. Nie to jednak było najciekawsze w całym obrazku, albowiem na jego szyi uwieszony był niższy chłopak ze ściętymi krótko blond włosami - ubrany był w zupełnie codzienne ciuchy, więc musiał albo dopiero wchodzić, albo właśnie wychodzić. Przez dłuższą chwilę, która dla Adama wydawała się wiecznością, wymieniali się pocałunkami. Czuł, jak w jego żołądku tworzy się jakaś dziura, która zaczyna zasysać do środka każdy inny jego organ wewnętrzny.

W końcu Juliusz uniósł głowę i spojrzał prosto w oczy sąsiadowi.

— Dzień dobry – uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic.

— Dobry – wykrztusił z siebie Mickiewicz, w końcu ruszając się z miejsca i jak w transie zszedł po schodach, czując, że z jakiegoś nieznanego mu powodu dziura się powiększa.

Dopiero godzinę później, siedząc przy biurku w pracy, zorientował się, co było powodem tej próżni.

Chciałby być tym chłopakiem. Boże, jak chciałby. Nie dlatego, że całował Juliusza (Dlatego, że całował Juliusza!), tylko dlatego, że chciałby znowu móc być tak blisko kogoś, tak dzielić z tym kimś serce i umysł, tak kochać. Boże, jak on chciałby kochać kogoś jeszcze raz, zupełnie tak, jak kiedyś.

Nowa wiadomość od: Z<3.

Mam dosv tego jak sie kurwa zachowujesz, nie dzwon do mnie wiecej, tym razem mowie kurwa na serio

kocimiętka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz