epilog.

194 30 51
                                    

Trzy miesiące później.

— Ciesz się, że nie przerobiłem cię jeszcze na gustowne futerko, ty przeklęta kreaturo – Adam warknął, zdejmując po raz dwudziesty Czarta ze swojego biurka. – Gdyby to ode mnie zależało, to kocina byłaby powszechnie uznanym smakołykiem.

Kot fuknął oburzony i siadł na środku salonu, wiercąc żółtymi ślepiami dziurę w plecach tego... Tego..! Włamywacza i złodzieja pańciusiów, o, dokładnie tak! To coś nie powinno być nawet uważane za człowieka. Czart absolutnie nie rozumiał, dlaczego to coś miało teraz mieszkać tutaj, w jego mieszkaniu. Jak sobie to jego pan wyobrażał, że on ma dzielić swoją przestrzeń z..!

Obaj jednocześnie usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza i zbystrzeli. Adam podniósł się z krzesła i podreptał do przedpokoju, z którego Czart usłyszał najpierw bełkot, który ludzie z jakiegoś powodu uparcie nazywają językiem, a później cmoknięcie. Phi, przypomnieli sobie o nim, w końcu. Dumnym krokiem powędrował do korytarza i oburzony zauważył, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Jak śmią! Miauknął oburzony.

— Dzidzia, hej! Tęskniłem, co? – Juliusz pochylił się i podrapał stworzonko za uchem (wzburzenie zwierzęcia zupełnie do niego nie dotarło). – No tęskniłem, tęskniłem...

— Ja bardziej – Adam mruknął pod nosem.

— Tak, wiem, że ty bardziej – Słowacki wyprostował się i z rozbawieniem spojrzał na ukochanego. – Czy naprawdę zamierzasz już na zawsze bić się z Czartem o moje względy? Znaczy, bardzo mi to schlebia, ale z kotem?

— On zaczął, kiedy użył mojej świętej szuflady jako kuwety – demonstracyjnie założył ręce na piersi, a kot syknął z dołu oburzony - oszczerstwa!

— Chyba za dużo samoświadomości mu przypisujesz – Juliusz zachichotał, owinął ramiona wokół Adama i cmoknął go w czoło, z satysfakcją widząc, że bardzo nieudolnie usiłuje powstrzymać uśmiech.

Jest szczęśliwy.

***

Fryderyka nie była pewna ile dokładnie spała, ale musiała to być krótka chwila, bo Cyprian nadal pół leżał, pół siedział pod nią i gładził ją powoli po włosach, jednocześnie czytając coś na swoim czytniku ebooków. Przekręciła głowę nieznacznie, żeby spojrzeć na jego twarz. Ładnie wyglądał, kiedy był skupiony.

— Cyp? – wychrypiała.

— Tak? – oderwał wzrok od tekstu i spojrzał na nią, delikatnie się uśmiechając.

— Czy teraz jest ci dobrze?

— Bardzo dobrze – odpowiedział.

— To dobrze – ziewnęła, chowając twarz w jego bluzie.

Znowu zamknęła oczy, tym razem nie po to, aby zasnąć, ale po to, aby skupić się na zapachu i miękkości jej chłopaka(!!!). Chciałaby tak zostać na zawsze, na całą wieczność. Wszystko to wydawało się zbyt piękne, aby było prawdziwe. Aktualnie liczył się tylko on i ona i na świecie nie było nikogo innego.

— A dlaczego? – kontynuowała po dłuższej chwili ciszy. – Dlaczego jest ci dobrze?

— Teraz? – kiwnęła głową potwierdzająco. – Czytam dobrą książę i wisi na mnie piękna dziewczyna, czego chcieć więcej od życia? – wzruszył ramionami.

— Jestem piękną dziewczyną? – zachichotała i znów uniosła wzrok.

— Najpiękniejszą.

— Jestem piękną dziewczyną... – rozmarzyła się na moment, po chwili szybko dodała. – Ty też jesteś piękną dziewczyną.

— Tak?

— Tak.

— W takim razie dziękuję serdecznie, będę nosił ten tytuł z dumą.

— I tak trzymać – westchnęła i umościła się wygodniej.

Gdyby mała Fryderyka mogła ją teraz zobaczyć... Było idealnie, było dokładnie tak, jak sobie to wyobrażała. Wszystko się udało, życie się udało.

Nigdy nie czuła się bardziej kochana, niż teraz. Przymknęła oczy.

Sama nie wiedziała, kiedy znowu zasnęła.

***

— Biologia zdana! – Maria wpadła do mieszkania z radosnym okrzykiem. – Już mam spokój!

— Brawo! – Celina odkrzyknęła. 

Dziewczyna szybko zdjęła buty i uszczęśliwiona wbiegła do salonu, w którym jej mama pisała coś na laptopie. Zauważając obecność córki szybko jednak zatrzasnęła go, po chwili się reflektując.

— Znalazłam chyba nową koleżankę – wyjaśniła szybko. – Dziwne to, tak poznać kogoś w internecie.

— Przyzwyczaisz się – Maria pokiwała głową i usiadła na kanapie obok matki. – Poza tym, teraz proszę się zająć zamiast jakimiś internetami to własną córką, która teraz idzie na medycynę z tą piękną dwóją z biologii.

— Ja nigdy więcej niż tego od ciebie z biologii nie wymagałam, bo nie miałaś po kim mądrości biologicznej odziedziczyć – machnęła ręką. – Super sobie poradziłaś i tak.

— Dzięki, myślałam, że uświrknę ze stresu, ale łu! Udało się! Nie umarłam!

— Tacie się chwaliłaś?

— O, nie, muszę mu napisać, dobra myśl – Maria pstryknęła palcami, wyciągnęła telefon i wystukała szybko wiadomość.

Celina z lekkim przerażeniem patrzyła na prędkość jej palców na klawiaturze.

— Dobra, a teraz koniec biologii. Koleżanka, powiadasz?

— A tam, troszkę przesadzam, tylko chwilkę porozmawiałyśmy na razie, ale nawet nie wiesz, jak dorosłym trudno jest zdobyć znajomych, więc jak już jakiegoś masz, to trzeba kurczowo się trzymać – kobieta uśmiechnęła się. – Ale potrzebuję czasami porozmawiać z dorosłym, który nie jest twoim ojcem, bo bym chyba zwariowała.

— Też bym zwariowała, jeśli tata byłby jedyną osobą, z którą mogłabym rozmawiać – Maria parsknęła rozśmieszona.

***

— Kocham cię. Bardzo.

— Ja ciebie też. Bardziej.

***

...endings are hard.

Lato 2022 - Wiosna 2023
Słów: ok. 20 tysięcy

Poświęcam to tym, których kocham najbardziej.

kocimiętka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz