16.

200 24 30
                                    

Maria miała serdecznie dość każdego dorosłego w swoim zasranym życiu. Pieprzeni idioci, zbyt zadufani w sobie, żeby cokolwiek zrobić ze swoimi smutnymi, nudnymi życiami, zbyt tchórzliwi, żeby podjąć jakąkolwiek mądrą decyzję. Nie mogła tego tak zostawić.

Z takim sentymentem jedenastego grudnia, o ósmej pięć, po trzech godzinach snu oraz dwóch kawach wparowała do gabinetu szkolnego pedagoga. Dzisiaj pan Słowacki miał być sam, idealnie. Musiała porozmawiać z tym dupkiem. Myślał, że mógł sobie tak nawywijać w jej życiu i nie doprowadzić tego do końca? O, nie, co to, to nie.

— Dzień dobry! – oznajmiła swoją obecność głośno, upewniając się, że faktycznie są sami.

— Maria! – pedagog uniósł głowę znad laptopa, uśmiechając się przyjaźnie. Wyglądał o wiele gorzej niż zwykle, włosy straciły swój zwykły błysk, a skóra wydawała się bledsza. Poza tym, na nosie miał okulary, w których odbijał się jasny ekran. Naprawdę rzadko nosił okulary. – Dzień dobry! Nie masz przypadkiem teraz lekcji?

— Odwołali nam polski, ale przyszłam wcześniej – oznajmiła, ściągając plecak i bezceremonialnie rzucając go obok przeznaczonego dla uczniów krzesła ustawionego obok biurka Słowackiego. Przysiadła i rzuciła wściekłe spojrzenie w stronę lekko zdezorientowanego pedagoga. – Mam do pana bardzo ważną sprawę.

— W tym momencie jestem troszkę zajęty, możemy się umówić na...

— Sprawa nie może czekać – warknęła, na co uniósł na nią wzrok, marszcząc brwi.

— W porządku... Ale szybko, dobrze?

— Och, w porządku – zaśmiała się kwaśno, po czym wzięła głęboki wdech. – Czy pan uważa, że może pan sobie tak po prostu wpaść do mojego życia, powywracać wszystko do góry nogami i teraz tego nie posprzątać? Czy uważa pan, że to, co robi pan mojemu tacie jest w porządku?! On myśli, że ja tego nie widzę, a widzę, i to bardzo dobrze; wie pan, co pan zrobił mojemu ojcu?!

— ...słucham? – wydusił z siebie Słowacki, nerwowo poprawiając okulary zsuwające mu się z nosa.

— Powtórzę pytanie, czy pan wie?!

— Mario – wołacz, był zły. Bardzo, kurwa, dobrze, właśnie o to chodziło. – To, co dzieje się między mną, a twoim ojcem, to nasza, prywatna sprawa i nie uważam, że powinnaś rozmawiać o tym ze mną w szkole.

— Mam gdzieś, co pan uważa, tu chodzi o mojego tatę! Nie może pan tak po prostu wejść w nasze życie i tyle namącić, a później nagle przestać z nim rozmawiać, to cholery jasnej! – uniosła się z krzesła.

— Mario, usiądź z powrotem, proszę – był wściekły. Idealnie, i-de-al-nie. – Jeśli cię to jakkolwiek uspokoi, to nie ja przestałem z nim rozmawiać, tylko on ze mną, więc nie rozumiem twojej złości – wycedził.

— Musiał mieć jakiś powód, więc tym bardziej, co zrob... Co pan zrobił mojemu tacie? – warknęła trochę spokojniej.

— Mario, powtarzam, to jest nasza, prywatna sprawa. Muszę cię poprosić, abyś wyszła, bo nie widzę, żeby nasza rozmowa miała cokolwiek przynieść – Słowacki wytłumaczył najspokojniej, jak tylko potrafił.

— Ale..!

— Proszę, wyjdź. Wróć, kiedy będziesz chciała produktywnie podejść do rozmowy, mogę nawet teraz zaplanować spotkanie – otworzył kalendarz, przyglądając się własnym zapiskom. Chyba było ciasno. – Poinformuję cię jeszcze jak coś znajdę, na razie, proszę cię, wyjdź.

— Ale... Nie możesz! Nie możesz tak robić! – Maria krzyknęła, czując, że całe ciepło z jej ciała wędruje w stronę twarzy. – Nie możesz tego tak zostawić! Proszę!

— Czego nie mogę zostawić? – przerwał skanowanie wzrokiem zapełnionych linijek w kalendarzu.

— Was, was nie możesz zostawić – przetarła twarz dłońmi, zupełnie rezygnując już z form grzecznościowych. – Chryste, on cię uwielbia. Nie wiem jak, ale jakoś. Gdybyś widział, jak oczy mu się rozświetlają, jak widział, że piszesz... Nie możesz go zostawić. Nie rób tego – wypiszczała, czując, jak zaciska jej się gardło.

Przez chwilę milczeli, spoglądając na siebie niepewnie, jakby czekając na kolejny ruch.

— Dlaczego ci tak na tym zależy? – tym razem z prawdziwym spokojem zapytał Juliusz, zaplatając palce.

— Bo... – Maria przygryzła wargę. – Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby tata aż tak cierpiał przy jakiejś stracie. W sensie, popłakał się przy mojej mamie, to się nigdy nie zdarzyło.

— I to tylko tyle? Chcesz, żeby twój tata czuł się lepiej?

— No... Nie tylko. Ale musisz obiecać, że nie powiesz moim rodzicom – wyprostowała się na krześle.

— Obiecuję.

— Dobrze. Więc... – wzięła głęboki oddech i spuściła wzrok. – To głupie, ale mam... Miałam... Od roku chłopaka. Nie mówiłam rodzicom, bo mama by się od razu czepiała, że nie taki, jaki ona by chciała, żeby był, a tata zacząłby się zamartwiać, że niewiadomo co się stanie... W każdym razie, em. Od miesiąca przestał ze mną prawie rozmawiać, nie wiem w ogóle czemu. A gdy go zapytałam po raz kolejny, co się dzieje, to nagle się przyznał, że w sumie się odkochał, ale nie chciał zrywać. I po prostu... Za bardzo mi to wszystko przypomina moją sytuację. I wiem, wiem, wy jesteście dorośli, wy jesteście... Nie wiem. Ale czasami odnoszę wrażenie, że dorośli są jeszcze gorsi w komunikacji, niż my.

— Rozumiem – po chwili ciszy Juliusz pokiwał głową, po czym uśmiechnął się pokrzepiająco. – To... Wyjaśnia, dużo. I, jako sąsiad twojego taty, nie jako pedagog... – tu pochylił się i zniżył ton. – Ale chuj z tego gościa.

Maria parsknęła krótkim śmiechem.

— Żeby nie było, nadal jestem zła – szybko zreflektowała się, zakładając ręce na piersi.

— Jasne. Chcesz zostać do końca lekcji? Nie lubię tu sam siedzieć – Słowacki znów poprawił okulary i skierował wzrok w ekran laptopa. – Możesz zrobić sobie herbatę, czajnik jest za regałem – wskazał kciukiem za siebie.

— O, dziękuję – uśmiechnęła się nieznacznie, po czym wstała z krzesła i zaczęła iść wgłąb gabinetu, po czym zatrzymała się na chwilę. – A, jeszcze... Panie Słowacki, jako sąsiad, nie jako pedagog?

— Tak, słucham? – spojrzał na nią.

— Porozmawia pan z moim tatą?

— Porozmawiam.

— Obiecuje pan?

— Obiecuję.

Nowa wiadomość od: Julek.

Stary mialem strasznie dxiwny dzien w pracy XD

kocimiętka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz