19.

206 22 37
                                    

Zły pomysł, to był zły pomysł. Wyjdzie na creepa i stalkera, a ten cholerny ideał dziewczyny, z którym udało mu się pisać od paru tygodni już nigdy się do niego nie odezwie i już nigdy nie wyśle mu gifa z ziewającym kotkiem. I tak skończy się chyba najlepszy okres w jego całym życiu.

To był główny tok myśli Cypriana, kiedy pukał do jasnobrązowych, drewnianych drzwi - dźwięk rytmicznych uderzeń wydawał się być tak głośny, że mogłaby usłyszeć cała klatka. Chryste słodki. Chryste słodki!

Drzwi zaczęły się otwierać, a ta drobna chwila wydawała się wiecznością.

— Cyprian! – Fryderyka wychrypiała z uśmiechem. – Matko, cześć!

— Cześć, przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale Julek przekazał mi, że jesteś chora i pomyślałem, że wpadnę, sprawdzę, czy wszystko okej – wyrzucił z siebie na jednym wdechu, jednocześnie zaciskając palce na pasku torby.

— Ojej... – dziewczyna spojrzała w dół i założyła za ucho spadające jej na twarz pasmo włosów. – Dzięki. Wejdź, proszę – zrobiła miejsce w drzwiach.

W środku przywitał go mało przyjemny zaduch mieszający się z jeszcze mniej przyjemnym zapachem spalenizny. Fryderyka zamknęła drzwi i westchnęła ciężko, ciaśniej otulając się miękkim szlafrokiem.

— Witam w mojej norce – mruknęła. – Boję się w niej wietrzyć od paru dni, bo boję się bardziej przeziębić. Bawię się świetnie.

— Matko... Coś się spaliło?

— Co? A, tak. Mój dzisiejszy obiad. Będę coś kombinować zaraz na zastępstwo. Wiesz, okazuje się, że przysypanie, gdy ma się coś na patelni nie jest najbardziej odpowiedzialną rzeczą, jaką człowiek może zrobić – przeczesała włosy długimi palcami zakończonymi krótkimi, pomalowanymi na czarno paznokciami.

— Och, och! – zamachał dłonią w ekscytacji. – To dobrze! Znaczy, niedobrze, ale dobrze, że akurat teraz, bo... – sięgnął do torby i z dumą wyciągnął z niej słoik pełen zupy. – Ta-da!

Fryderyka na ten widok parsknęła śmiechem, który szybko pomieszał się z napadem kaszlu.

— Dzięki – rzuciła, usiłując uspokoić swoje płuca. – Przepraszam, że... Ale zawsze tak nosisz zupę w torbie? – wychrypiała, parę razy jeszcze odchrząkując z uśmiechem na (pięknych, różowych) ustach.

— Tak – odparł bez namysłu, po czym zmarszczył brwi i pokręcił energicznie głową. – Znaczy, nie, nie noszę! Chryste.

— Może powinieneś zacząć? Rozdawałbyś zupę ludziom w potrzebie, taki zupowy bohater – zachichotała, po czym wysunęła słoik z jego dłoni.

— Już tak robiłem... W sumie – stwierdził. – W sensie, nie, że latałem po mieście z zupą, ale pracowałem kiedyś jako wolontariusz w kuchni społecznej*, więc...

— O mój Boże, przestań być dobrym człowiekiem, bo zaczyna mnie zżerać od środka, że nic nie robię – zaśmiała się i machnęła dłonią. – Żartuję oczywiście, żartuję. I dziękuję ci jeszcze raz – zamilkła na moment i odgarnęła włosy za ucho. – Chciałbyś może zostać na obiad?

— Z największą przyjemnością!

Po chwili oboje krzątali się po kuchni w przyjemnej ciszy - Fryderyka pilnowała garnka jak oka w głowie, żeby tylko znowu nic się nie przypaliło, a Cyprian, pomimo początkowych protestów gospodyni, zmywał naczynia z przedziwnym z przedziwnym namaszczeniem. Dziewczyna starała się nie gapić, ale cholera, trudno było się w niego nie wpatrywać chociaż na momencik. Coś hipnotyzującego było w jego zadbanej, równo przyciętej bródce i włosach rozczochranych tak, jakby każde pasemko było ułożone w miejscu, gdzie powinno być. Jednocześnie miała ochotę przeczesać palcami te ciemne fale, ale też czy to nie zaburzyłoby tego perfekcyjnego porządku w chaosie? Czy nie?!

Oderwała wzrok od swojego gościa i skupiła się na mieszaniu zupy. Nie chciała spalić kolejnego obiadu, to byłoby... Naprawdę żałosne. Zwłaszcza drugi raz pod rząd przez tego samego chłopaka, bo to kudłate stworzenie nagle dało jej motywację na powtarzanie i rozszerzanie swojej ograniczonej i zapomnianej wiedzy o języku migowym do tego stopnia, że zapomniała o warzywach na patelni. Gdyby się do tego przyznała, to chyba padłaby z zażenowania!

— Dobra, już, skończyłem – oznajmił nagle z dumą Cyprian, wycierając ostatni talerzyk i chowając go do szafki. – Jestem najlepszym modelem zmywarki, jaką można kupić na rynku. Szybka, sprawna, skuteczna i w dodatku... – przybrał dramatyczną pozę, wyrzucając dłoń w górę. – ...niezwykle czarująca.

Fryderyka parsknęła śmiechem, przenosząc garnuszek na wyłączony palnik i wyłączając ogień w poprzednim.

— Absolutnie się zgadzam – pokiwała głową. – Z miłą chęcią zainwestuję w taką maszynę. Jaka jest jej cena?

— Chleb, wino i farby okazjonalnie – oznajmił. – Ja bym brał, to prawie jak za darmo.

— Prawie robi dużą różnicę! To jest niezwykle wysoka cena, chyba muszę pozostać przy samodzielnym zmywaniu – pokręciła głową. – Jesteś mile widziany za to i bez funkcji zmywania!

— Dziękuję za łaskę – skłonił się. – Z największą przyjemnością będę ci każdy dzień podtruwał moją osobą.

— Właśnie tego chciałam, świetnie! – uśmiechnęła się i wyciągnęła z szafki dwa głębokie talerze. Nalała do nich zupy i przeniosła je na stół. – Uważaj, bo gorąca – rzuciła odruchowo.

— Dziękuję ci bardzo, dobra kobieto – złożył dłonie w podzięce i przysiadł przy stoliku.

— A proszę bardzo! – sama usiadła na stołku i podała swojemu gościowi łyżkę, po czym kaszlnęła parę razy, odwracając się. – Matko, obym cię nie zaraziła – westchnęła. – Musimy się spotkać, kiedy już wyzdrowieję.

— Zdecydowanie! Wiesz, moglibyśmy z Julkiem...

— Nie! – przerwała mu, odchrząkując, sama nie wiedząc, czy ze zdenerwowania, czy drapania w gardle. – Znaczy, chodziło mi o to, żeby spotkać się... We dwójkę, wiesz – wytłumaczyła, po czym dodała ciszej – Jakby na... Randkę?

— Och, och! – Cyprian uniósł brwi i uchylił nieznacznie usta. – Tak, pewnie! Świetny pomysł!

— Okej, dobra.

— Tak!

— Tak.

Nowa wiadomość od: Fryderyuka.

Jebne chyba tutaj xaraz na zawał

[A/N] *Chodzi o tzw. soup kitchen, ale polska nazwa jest... No, jest i jest dość uwłaczająca, a stara dobra kuroniówka zmieniła niestety znaczenie. Dlatego nowomowa, złe lewactwo, hatfu!

kocimiętka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz