12.

202 25 44
                                    

— O mój Boże – Cyprian westchnął marzycielsko, odkładając szkicownik i rozciągając się po pościeli, której Juliusz nie zdążył jeszcze schować.

— Który? – siedzący obok niego po turecku Słowacki zaśmiał się i na moment opuścił druty, spoglądając na przyjaciela z rozbawieniem. Wpadł po uszy.

— Nie wiem, wybierz sobie... Julek. Julek, ona jest taka... Taka... – chłopak zaczął gestykulować, chcąc podkreślić swój jakże skomplikowany przekaz. – I jej włosy są takie... Takie... Julek, oduczyłem się mówić..!

— To wymigaj – odparł bez zastanowienia, dostając w odpowiedzi jeden z najbardziej uniwersalnych gestów dłonią, do którego znajomość języka migowego nie była potrzebna ani trochę. – Gdzie mi pokazujesz?! Gość jesteś, szanuj gospodarza.

— Człowieku, szacunek? Do ciebie? Widziałeś siebie ostatnio w lustrze?

— A ty siebie?

— Jak śmiesz!

— Śmiem! – chłopak zaśmiał się, po czym przekrzywił głowę. – Zabujałeś się.

— Troszkę... Może... Julek. Widziałeś jakie piękne ona robi kreski? Takie równe, takie...

— Od kiedy ty niby zauważasz takie pierdoły? – Juliusz zaśmiał się, opierając plecy o ścianę. – To jest aż przerażające, przestań. Masz wrócić do bycia niezakochanym, jak najszybciej najlepiej.

— Nie zakochałem się, po prostu mi się podoba – Cyprian przewrócił oczami. – Widziałem się z nią przecież ile... Cztery razy?

— Pięć, ale jednostronnie, raz cię obserwowała w sklepie i mi o tym napisała, po czym usunęła wiadomość i wysłała uśmieszek – chłopak przewrócił oczami. – Powiem ci tylko jedno, nie ufaj jej uśmieszkom. Albo ufaj. Wiesz co, w sumie ufaj w stu procentach. Do ciebie by ich nie używała do zakrycia swoich dziwnych, stalkerskich zachowań, bo uwierz mi, było tego więcej – westchnął, po czym pacnął się w czoło. – Z kim ja żyję...

— Z Czartem – Cyprian odpowiedział, wzruszając ramionami. – Poza tym, nas się czepiasz. Przypomnij mi proszę, kto mi ostatnio pieprzył przez pół godziny o tym, jak jego sąsiad układa włosy, hm?

— Oj, cicho. Po prostu... Podziwiam to, jak... Em... Nie, dobra, masz kompletną rację. Chyba obaj jesteśmy debilami w takim razie.

— Na to wygląda – westchnienie, chwila ciszy. – Serio ci się podoba?

— No, w cholerę – Juliusz spuścił głowę nieznacznie, jednocześnie bawiąc się rękawami swojego swetra. – Jakby, nie wiem, fascynuje mnie. Może to o to chodzi. Nigdy wcześniej mnie w taki sposób do nikogo nie przyciągało, strasznie to dziwne. Plus jest... Dobrze zbudowany.

— Aha, czyli ma ładny...

Dobrze zbudowany! – chłopak jęknął, zasłaniając twarz w zażenowaniu. – Jesteś okropny czasami, wiesz?

— Wiem! – Cyprian zaśmiał się złowieszczo, po czym zamilkł zupełnie. Milczenie pomiędzy nimi było świętością, oznaczało powrót do najcudowniejszego sposobu, w jaki utrzymywała się ich przyjaźń - zajmowanie się własnymi rzeczami, siedząc jednocześnie obok. Coś doprawdy wspaniałego.

Juliusz wrócił do porzuconego szalika, ale monotonna czynność pozwalała jego myślom na powędrowanie w zupełnie inną stronę.

Mówiąc szczerze, był lekko skołowany swoimi ostatnimi uczuciami. Mówiąc bardziej szczerze, był w nich kompletnie i bezpowrotnie zagubiony. Każda jego myśl ostatnio dryfowała w stronę Adama - przyciągał go, coś w tym człowieku sprawiało, że chciał wiedzieć o nim więcej. Od kiedy jakkolwiek się zbliżyli minęły dwa miesiące, rozmawiali prawie codziennie, a nadal wiedział tak mało. Poza tym faktycznie, Mickiewicz był niezwykle pociągający - po ludzku, podobał mu się, nawet, jeśli szansę na zgłębienie tego typu relacji z nim było raczej niemożliwe. Jego sąsiad ani trochę nie sprawiał wrażenia kogoś z branży, więc Juliusz nie robił sobie nawet krzty nadziei. Nie, dobra, gdyby tak powiedział, to byłoby kłamstwo - był pełen nadziei, że może chociaż raz będzie mógł go pocałować albo przeczesać palcami jego włosy. Pragnął tej bliskości. I z nikim innym, tylko ze swoim sąsiadem, cholernie pięknym i cholernie tajemniczym w swojej pozornej prostocie.

Nie był zakochany, ale coś w podświadomości szeptało mu, że mało brakuje mu, żeby był.

Może nie powinien skupiać się tak bardzo na tym wszystkim, za dużo się tym przejmował. Ale cholera, nawet ze świadomością dziecinności swojego błądzenia w swoich głupich uczuciach, nie był w stanie powstrzymywać ciągłego natłoku myśli na ten temat.

Kolejną rzeczą, która go nękała było coś, czego nie był w stanie do końca zrozumieć. Stresował się tym, ale jednak myśl cały czas wracała. Czy powinien dłużej przechodzić żałobę po ostatnim zerwaniu? Czy nawet gdyby jakimś cudem doszłoby do czegokolwiek pomiędzy nim, a Adamem, to czy ten nie pomyślałby sobie, że jest zastępstwem? I czy nim nie był? Nie, na drugie pytanie Juliusz potrafił odpowiedzieć bardzo stanowczo, zdecydowanie nie. Nie szukał desperacko związku, broń Boże, stabilność przecież miał przez całe studia doktoranckie, kiedy skupiał się wyłącznie na sobie i nauce i nie dotykał kijem ani związków, ani seksu, ani w ogóle niczego, a i wcześniej, i później relacje romantyczne w większości psuły mu plany i wizje, nigdy do nich nie dążył i nie zamierzał. Ale to, co pomyślałby Adam było enigmą, nie miał zielonego pojęcia, do jakich wniosków mógłby dojść.

— Ile powinno się czekać po zerwaniu, żeby znaleźć sobie kogoś nowego? – rzucił pytanie w eter, jakby od niechcenia. Nie oczekiwał odpowiedzi, ale potrzebował wyrzucić z siebie to pytanie.

— Tyle, ile się potrzebuje, panie psycholog – usłyszał w odpowiedzi, na co przewrócił oczami.

— Z przygotowaniem pedagogicznym... – jęknął. – Ale masz rację. Ale normy społeczne...

— Od kiedy ty się przejmujesz normami społecznymi, przepraszam bardzo?

Wzruszył ramionami i znów skupił się na robótce. Faktycznie przechodził jakieś dziwne zmiany. Fascynujące.

Nowa wiadomość od: Fryderyuka

Oooo fajnie że u ciebie był, mówił coś o mnie może??? Hahshsh żart!!!



kocimiętka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz