Jack pov*
Spokojnie sobie spacerowałem aż nagle ktoś przycisnął mnie do ściany i po chwili ujrzałem Emily.
- Tęskniłem za tym - powiedziałem, a dziewczyna delikatnie się ode mnie odsunęła.
- No i jak tam życie bandziora? - zapytała.
- Jeszcze nic takiego nie zrobiłem, więc ciężko mi powiedzieć.
- I przez to chcesz stracić Chapę? - gdy to powiedziała schyliłem wzrok i nie wiedziałem co powiedzieć - Takie życie prawie wszystko zmienia.
- Wiem, ale też wiem co robię, a Chapa... Jak tak ma być to niech już będzie - powiedziałem i by mogło się zdawać, że mówię to bez uczuć, ale było inaczej.
Bolało mnie to wszystko, byłem świadomy, że potem mogę tego wszystkiego żałować.
- Jack mogą chcieć...
- Mnie wykorzystać - dokończyłem za dziewczynę.
- Jack...
- Nie wiem... Tyle się dzieję... Czasem się chce od tego wszystkiego uciec - powiedziałem, a Emily położyła swoje dłonie na moje ramiona - Rozstanie z Chapą, moja mama z takim jednym Michael'em się pocałowała i możliwe, że znowu będą razem...
- Jack ale możliwe, że przez to, że będziesz złoczyńcą więcej problemów przyjdzie... Twoi rodzice, przyjaciele... Nie będzie tak jak dawniej.
- O i co będzie? - nagle usłyszeliśmy głos i był to Rick Twitler - Rany Jack nie martw się tym wszystkim, nie potrzebujesz tego.
Patrzyłem to raz na Emily to raz na wujka. Dziewczyna miała rację, że mogę stracić to co miałem, że nie będzie tak jak dawniej, straciłem już Chapę, nie długo mogę stracić i przyjaciół.
- A co dostanę jak jednak będę złoczyńcą? - zapytałem i zwróciłem wzrok na wujka.
- No wiesz możesz się zemścić na ludziach którzy cię zranili, możemy zawładnąć Swellview, odebrać dla twojego ojca i niebezpiecznego oddziału moce, zniszczyć internet i takie inne - powiedział wujek Rick.
- Jack serio chcesz takie coś zrobić dla twoich bliskich? - zapytała nagle Emily, a ja zwróciłem na nią wzrok - Chcesz takie coś zrobić dla Miki, Miles'a, Bose'a, Chapy, dla twojej mamy i taty no i też dla mnie?
- Nie... Nie chcę tego - powiedziałem i spojrzałem na wujka - Chciałeś mnie wykorzystać do tego, chciałeś wykorzystać do tego moje moce?
- Co? Serio tak uważasz? - zapytał Rick Twitler.
- A jak bym nie miał mocy to byś mi zaproponował żebym został złoczyńcą? - zapytałem, a po twarzy wujka można było odczytać, że pewnie nie.
- Też mógłbym sam sobie dać tą moc - powiedział nagle, a ja z Emily nie wiedzieliśmy kompletnie o co teraz mu chodzi.
- Co? - zapytałem, a mężczyzna trochę bliżej do nas podszedł - Co masz na myśli z tym, że mógłbyś sam sobie dać tą moc?
- Ja ci tą moc dałem - odpowiedział, a mnie i Emily zamurowało.
- Co? - zapytałem, a mężczyzna się uśmiechnął.
- No tak wstrzyknąłem Ci tą moc za pomocą pistoleta gdy tam byliście na dachu jak chciałeś użyć tej substancji żeby zniszczyć Swellview, a potem i tak wszystko dobrze się skończyło, a ci tą moc dałem, ponieważ żebyś mi tą moc rozwinął, ponieważ za pomocą różnych emocji, które są tak mocne odblokowałeś tak jakby kolejne rodzaje ognia - wytłumaczył Rick, a ja czułem złość.
- Wykorzystać mnie chciałeś! - krzyknąłem i z moich rąk zaczął się wydobywać niebieski ogień.
- Jack uspokój się - powiedziała Emily, odsuwając mnie do tyłu.
- Nareszcie - powiedział wujek i prawie by strzelił w Emily, ale w ostatniej chwili zasłoniłem ją, a sam dostałem w plecy.
Syknąłem z bólu i upadłem na kolana, a następnie spojrzałem na dziewczynę.
- Wezwij... Odział - powiedziałem, a następnie już kompletnie upadłem.
Dziewczyna wzięła do ręki telefon i miała już wzywać niebezpieczny oddział, gdy nagle zauważyłem jak Rick Twitler w nią celuje. Wycelowałem w niego ręką, a następnie strzeliłem w niego tym całym niebieskim ogniem. Powoli wstałem z ziemi i zacząłem walkę z wujkiem.
Walczyliśmy tak aż nagle Rick przycisnął mnie do ściany jakiegoś budynku i wstrzyknął mi coś do szyi. Upadłem, a mężczyzna założył mi jakoś maskę, która była podłączona do jakieś nie wielkiej maszyny. Gdy to urządzenie włączył poczułem odrazu silny ból i jak wysysa mi to moją moc. Nie mogłem nic zrobić, jedynie mogłem delikatnie ruszać palcami w moich dłoniach. Patrzyłem tak na wujka i po chwili zaczęły mi się zamykać powieki.
Ray pov*
Siedziałem spokojnie sobie w kryjówce i piłem herbatę aż nagle do pomieszczenia weszła Tamara.
- Tamara? - zapytałem, a kobieta w tym czasie do mnie podeszła.
- Jack jest u ciebie? - zapytała i widać było, że jest jakaś zmartwiona - I byś mógł odbierać ten telefon.
- Nie... - odpowiedziałem wstając z kanapy - Możliwe, że jest gdzieś u twojego brata.
- U mojego brata?
- To ty nie wiesz.
- Czego nie wiem?
- Jack... Został złoczyńcą - powiedziałem, a kobieta była zszokowana.
- I ty tak sobie spokojnie siedzisz i pijesz herbatę?! - nagle krzyknęła i uderzyła mnie w ramię - Nasz syn jest złoczyńcą, a ciebie to nie obchodzi!
- Obchodzi - powiedziałem i nagle dostałem wiadomość - Jack jest w niebezpieczeństwie.
- Co?
- Twój brat mu coś zrobił - odpowiedziałem biorąc gumę w dłoń - Z niebezpiecznym odziałem pójdę go uratować.
- Idę z wami - powiedziała, a ja położyłem dłonie na jej ramionach.
- Tamara wiem, że się o niego martwisz, ja też, ale to zbyt niebezpieczne żebyś z nami szła.
- Ale...
- Tamara obiecuję Ci, że wróci tutaj nasz syn cały i zdrowy. Proszę zostań tutaj, albo wracaj do domu.
- No dobrze - powiedziała, a ja zbliżyłem się do wyjścia - Poczekam tutaj na was.
- Dobrze - powiedziałem i wyszedłem z gniazda.
Chapa pov*
Gdy byliśmy już na miejscu zobaczyliśmy Emily i widać było, że jest zmartwiona.
- Gdzie jest Jack? - zapytałam podbiegając do niej, a za mną reszta niebezpiecznego oddziału.
- Za tamtym budynkiem - odpowiedziała dziewczyna i wskazała na jakiś budynek.
- Dobra idź do gniazda, a my się tym już rozprawimy - powiedziałam i też tak zrobiliśmy.
Gdy już byliśmy za tym budynkiem, który wskazała Emily zobaczyliśmy złoczynce, ale mój wzrok wbił się na coś innego. Jack leżał na ziemi podłączony do jakiegoś urządzenia, zdawać by się mogło, że jest nieprzytomny.
- Rick Twitler - powiedział Ray i zacisnął pięśći. Widać było, że był zdenerwowany.
Po chwili Ray zaatakował złoczynce i zaczęli walkę. Szturchnęłam Mike i wskazałam na Jack'a. Odrazu do niego podbiegliśmy i zdjęłam mu tą maskę z twarzy.
- Jack no już obudź się - powiedziałam klepiąc delikatnie chłopaka po policzku - No dawaj... Zrobię wszystko co będziesz chciał tylko się obudź wreszcie.
- Chcę mieć ciebie przy boku - powiedział i otworzył oczy, a następnie chwycił mnie za rękę.
Pomogłam razem z Miką mu wstać i zaprowadziliśmy go w bezpieczne miejsce. Usiadł na ziemi opierając się o ścianę budynku, a ja usiadłam obok niego.
- Idź tam im pomóc - powiedziałam do Miki, a ona po chwili już poszła.
Poczułam jak Jack opiera swoją głowę o moje ramię. Było słychać jego niespokojny oddech. Widziałam jak zaciska pięśći, a potem je rozluźnia. Postanowiłam jakoś na to zareagować i położyłam swoją dłoń na jego dłoni żeby przynajmniej trochę go uspokoić. Chłopak spojrzał na mnie, a następnie zabrał swoją dłoń pod mojej dłoni, a potem położył swoją dłoń na mojej dłoni i za nią złapał. Patrzyliśmy tak na siebie aż odsunął się ode mnie, ale nie puścił mojej ręki. Nadal mocno za nią trzymał, ale też nie za mocno.
- Jestem głupi - nagle odezwał się chłopak, a ja zwróciłam na niego wzrok - Mogłem się domyślić, lub was posłuchać, że jednak wujek będzie chciał mnie jakoś wykorzystać.
- To nie twoja wina. Działały tobą emocje i tyle.
- Tak... - powiedział i położył swoją dłoń w miejscu klatki piersiowej.
- Boli ciebie coś?
- Trochę... To nic takiego, jestem tylko osłabiony i tyle.
- Jesteś pewien, że to nic takiego?
- Tak... - odpowiedział, a potem bardziej wzmocnił uścisk naszych rąk, ale nadal na mnie nie spojrzał tylko to patrzył przed siebie, lub schylał wzrok - Chapa...
- Tak?
- Wybaczysz mi to jeszcze? - zapytał i na chwilę spojrzał na mnie nie pewnie - Wybaczysz mi to wszystko?
- Wybaczę - powiedziałam i zobaczyłam krew na ręce chłopaka.
CZYTASZ
Niebezpieczny oddział - Prawdziwa miłość uleczy wszystkie rany
FanfictionKontynuacja książki "Niebezpieczny oddział - Czy to miłość?" zachęcam do przeczytania poprzedniej części. Nowe zmagania z, którymi musi poradzić sobie chłopak dotyczące jego i nie tylko. Różne problemy dotyczące dowiedzenia się prawdy o jego rodzini...