Obietnice

7 2 0
                                    

Mam nadzieję, że Jules nas nie zdradzi. Umówiliśmy się z nim, że gdyby znowu ktoś go o coś pytał (bo podobno podszedł do nich wcześniej jakiś detektyw), powie że po Addy'ego i resztę ktoś zwyczajnie przyjechał a on sam czeka na rodziców (co jest akurat prawdą). Gdyby ktoś pytał o mnie, nie widział mnie, przed ani w trakcie ewakuacji. To powinno nam dać trochę czasu na wymyślenie co dalej.
W piątkę biegniemy właśnie w stronę domu Hariette, która na początku stwierdziła że nie chce wracać ale potem popłakała się i poprosiła aby ją odprowadzić. Okazało się, że nie mieszka wcale tak daleko od ośrodka.
-Tylko na nas nie nagadaj- Mówi Diona, kiedy według Hariette jesteśmy już blisko.
-Nie nagadam, obiecuję... To tutaj!
Hariette pokazuje palcem na mały, niebieski dom jednorodzinny. Od lasu dzieli go ulica.
-Kryjcie się- Ostrzega Dennis.
Wszyscy raptownie chowamy się za krzakami. Dopiero teraz zauważam przed jej domem, samochód policyjny. Zapewne przyjechali spytać czy ich córka, której ciała nie znaleźli ani martwego ani żywego, nie wróciła przypadkiem do domu. Stukam Hariette w ramię.
-Idź teraz- Mówię.
-A-Ale tam jest policja...
-Nic Ci nie zrobią- Uspokaja ją Duana- Pewnie zwyczajnie przyjechali poinformować Twoich rodziców, że nie mogą Cię znaleść.
-Dokładnie.
-C-Co mam im powiedzieć?
-Przestraszyłaś się i pierwsze na co wpadłaś jak udało Ci się SAMEJ wydostać na zewnątrz, to wrócić do domu- Podpowiadam jej.
Kiwa głową, lekko się uśmiecha i wstaję.
-Dzięki i powodzenia- Mówi, po czym przebiega przez pustą ulicę.
Obserwujemy ją jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie znika nam z oczu. Wtedy wstajemy. Kolejny przystanek, dom Addy'ego.

***

Parkuję kilka domów dalej od domu Hailey. Zanim podchodzimy z Dioną pod drzwi, piszę jej sms'a brzmiącego: Musimy pogadać.
Wychodzimy z samochodu, to wtedy do mnie dzwoni.
-Ron? Halo?
-Hej.
-Hej! Coś się stało?
-Zaparkowałem niedaleko Twojego domu, jak wyjdziesz to nas zobaczysz. Jestem z Dioną.
-Powtórzę, coś się stało?
-Tak, musimy pogadać.
-Aha, no dobra. Już wychodzę!
Po kilku minutach serio wychodzi. Szybko nas zauważa. Macha nam i podbiega w naszą stronę, opatulona swoim dużym szarym płaszczem.
-Przyjechałeś w idealnum momencie!- Mówi, gdy jest już obok nas- O, tak w ogóle to dzień dobry- Zwraca się do Diony, która lekko kiwa do niej głową- Czy mogłabym u ciebie dzisiaj przenocować?
-Yy tak, oczywiście. Sam Co to zaproponowałem, więc...
-Dzięki wielkie!- Uśmiecha się szeroko- To o co chodzi?
Patrzę na Dionę, proszącym o pomoc wzrokiem.
-Ktoś chyba do mnie dzwoni- Wyjmuje z kieszeni kurtki telefon, tak abyśmy nie widzieli ekranu- O, tak. To ważne! Muszę odebrać...
Odchodzi na bok, Hailey puszcza mi pytający wzrok.
-Czy w domu jest Landon?- Pytam.
-Słucham? Nie, Ron. Przecież wiesz...
-Hailey- Łapię ją za ramiona- Powiem Ci coś tylko nie panikuj, dobrze?
-Yyy dobrze...
-W tym Szpitalu Psychiatrycznym był pożar- Kobieta wytrzeszcza oczy- Akurat razem z Dioną pojechaliśmy tam, w kompletnie innej sprawie... Nie mogłem go nigdzie znaleść...
Hailey zakrywa usta obiema dłońmi. W oczach ma łzy.
-Ale spokojnie, to nic jeszcze nie znaczy-Uspokajam ją, przynajmniej takie mam intencje- Przyjechaliśmy aby sprawdzić czy wrócił do domu.
-Nie ma go tu...
-No tak, już wiemy bo nam to powiedziałaś. Teraz musimy dowiedzieć się tylko czyje ciała tam znaleziono.
-M-Może jest ranny, w szpitalu... Ale to czemu do mnie nikt nie dzwoni? Ktoś by zadzwonił, prawda?
-Dokładnie...
Nie wiem czy informowanie o tym Hailey to był dobry pomysł. Tylko, że musiałem wiedzieć czy chłopak wrócił do domu. Mogłem niby zwyczajnie zadzwonić i o to spytać, ale wtedy zostawiłbym ją z wieloma pytaniami. Napewno zaczęłaby szukać czegoś w internecie czy włączyłaby telewizor, a tam napewno dowiedziałaby się o tym co się stało. O pożarze. Nikogo by przy niej wtedy nie było, a tak to jestem ja. Ma kogo przytulić, ma ją kto pocieszyć.
-Musimy pojechać do szpitala i popytać.
-Powiedzą nam?
-Jestem detektywem, powiem że szukamy chłopca... Chcesz jechać?
-Tak. I nie zwykłego chłopca, tylko mojego syna. Naszego- Dodaje, czego nie komentuję.
Gdy tylko wsiadamy do auta, siedząca i czekająca już tam na nas Diona, udaje, że właśnie skończyła rozmowę. Informuję ją gdzie jedziemy, zanim zdąży o to spytać. To do jakiego szpitala zostali przewiezieni ranni wiem właśnie od niej. Spytała o to lekarkę, około tego czasu kiedy rozmawiała z Meredith. Jeżeli o nią chodzi, przepytać ją pewnie będzie chcieć policja. Ja sam chciałbym się dowiedzieć co tak naprawdę się stało. Zapewne nadal bym nad tym główkował, gdyby nie zaginiony Landon, który wydaje się teraz dla mnie ważniejszy.
Dojeżdżamy w końcu na miejsce. Nie jest to duży szpital, w środku jest nie małe zamieszanie. Rozpoznaję kilka dzieciaków. Bez zwlekania podchodzimy do recepcji.
-Landon Carter, tak? Dajcie mi chwileczkę- Mówi starsza kobieta przed komputerem. Po chwili kręci głową- Nie, nie ma go tutaj. Czy w czymś jeszcze mogę pomóc?
Odchodzę na bok i łapię się za głowę. Zostają już w takim razie tylko dwie opcje.

***

W połowie drogi, Addy zatrzymuje się i stwierdza że już odechciało mu się wracać do domu.
-Ty tak serio?- Pyta nieporuszony Dennis.
Addy naburmusza się, łapie za ramiona i energicznie kiwa głową. Dennis przewraca oczami i lekko unosi ręce.
-Jak tam chcesz- Mówi i odchodzi na bok.
Podchodzę do niego, Duana robi to samo.
-Addy, co się stało?- Pyta zmartwiona dziewczyna, głaszcząc ciemnookiego po plecach- Nie pamiętasz czemu chciałeś stąd uciec? Chciałeś wrócić do domu, do rodziców i brata.
-Ja...
-Nadal tego chcesz.
-Tylko... a co z wami?
-Jeszcze się kiedyś zobaczymy - Obiecuję mu.
Powiedziałbym też, że w sumie to wcale nie mieszkamy tak daleko od siebie, tyle że sam nie wiem jeszcze czy aby napewno chcę wracać do domu. Różowowłosy patrzy na Duanę.
-Tak, zobaczymy się jeszcze- Mówi czarnowłosa i uśmiecha się.
-Okej, to możemy iść dalej.
Tak też robimy. Kiedy jesteśmy już między jakimiś krzakami przed jego domem, znowu się nad czymś zastanawia.
-Addy, obiecuję...
-Nie- Przerywa mi- Nie o to chodzi. O czymś miałem pamiętać, co to było... A, już wiem!
Sięga po coś do kieszeni. Po chwili wyciąga z niej dwie białe kartki zgięte na cztery, jedną z nich mi wręcza.
-Co to?- Pytam, niepewnie ją od niego odbierając. Addy uśmiecha się.
-Nie pamiętasz?- W tym właśnie momencie rozwijam ją- To mój rysunek dla Ciebie.
Patrzę na jego arcydzieło przedstawiające nasze głowy. Uśmiecham się pod nosem, na ten widok.
-A to- Mówi, machając tą drugą zwiniętą kartką- Twój rysunek dla mnie. Narysowałeś mnie, pamiętasz?
-Tak, pamiętam. Cieszę się, że pamiętałeś... no wiesz, o tych rysunkach.
Uśmiechamy się do siebie.
-No już, przytulas na pożegnanie- Mówi Duana, wyciągając w naszą stronę ręce. Śmiejemy się w trójkę i przytulamy. Dennis stoi niedaleko nas, opiera się o drewniany płot. Patrzę na niego kątem oka. Przez chwilę nam się przygląda, z obojętnością na twarzy, szybko odwraca jednak wzrok.
-Już wiem gdzie się udam- Mówi Duana, gdy odrywamy się od siebie.
-Gdzie?
-Miałam kiedyś dobry kontakt z jedną ciotką, która mieszka na zadupiu w górach. Tam miałabym spokój od rodziców, watpię też że ktoś by mnie tam szukał.
-Dobry pomysł- Komentuje Addy.
-Jak się tam dostaniesz?- Pytam- Znasz jej adres?
-Nie do końca, rzadko ją odwiedzaliśmy ale jak już to pociągiem. Pamiętam jakim. Zawsze wysiadaliśmy na przed ostatnim przystanku. Pamiętam nawet drogę do jej domu od dworca.
-Świetnie- Odzywa się Dennis, pierwszy raz od dłuższego czasu- Czyli nasz następny przystanek to dworzec.

𝐎𝐧 𝐰𝐢𝐞 | 𝐬𝐤𝐨𝐧́𝐜𝐳𝐨𝐧𝐞 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz