Marionetki

7 2 0
                                    

O mało co omijam pokój numer 313. Patrzę przez szybkę w drzwiach, wygląda na dziwnie nienaruszony. Nadal jest tam stolik i dwa grube materace. Po dłuższym wpatrywaniu dostaję gęsiej skórki. Idę w końcu na stołówkę. Boli mnie głowa, boli mnie też brzuch, to pewnie z głodu. Koniecznie muszę coś zjeść. Przechodzę koło automatu, zerkam na niego sam nie wiem czemu. Gdy go mijam, słyszę charakterystyczny dźwięk. Jakby wypadła z niego jakaś puszka i turlała się teraz po podłodze. Zatrzymuję się. Mam wrażenie, że ktoś za mną stoi. Za uchem czuję czyiś oddech. Przechodzą mnie dreszcze. Powoli się odwracam. Nikogo tam nie ma. Oddycham z ulgą ale tylko przez chwilę, gdy patrzę w dół, ponownie zamieram. Przede mną leży puszka Coca Coli. Niepewnie rozglądam się w około zanim po nią sięgam.
-Wróciłeś. Ja też wróciłem- Czytam na głos, wyżłobiony na puszce napis.

***

Po wyjściu z klubu golfowego, jedziemy z Hailey do mojego mieszkania. Kobieta zasnęła w samochodzie, budzę ją kiedy udaje mi się znaleźć jakieś miejsce parkingowe i zaparkować. Pomagam jej wejść po schodach na trzecie piętro, otwieram drzwi i prowadzę do mojej sypialni.
-Śpij tutaj, ja prześpię się dzisiaj na kanapie w salonie.
-Nie no co ty, Ron...
-Nalegam- Przytulam ją na pożegnanie i wychodzę- Wrócę za jakąś godzinkę.
-Dziękuję, że pozwalasz mi tu zostać...
Zamykam mieszkanie, ucinając jej zdanie. Szybko schodzę po schodach. Mam trop. Jules powiedział mi, że tak naprawdę to widział Landona w dzień ewakuacji. Go i dwójkę, której imion nie zapamiętał, jestem jednak prawie że pewny że miał na myśli Dennisa i Meredith. Uważa, że widział go też później, w towarzystwie wysokiego chłopaka w czarnych włosach- bo tak nazwał Dennisa. Uciekli wszyscy oprócz niego. Nie wie co dalej. Ale to nadal coś. Wiem już przynajmniej, że Landon'owi udało się wydostać z miejsca do którego został przeniesiony w trakcie ewakuacji i musi być gdzieś na zewnątrz. Pewnie on sam nie wie nawet gdzie ma pójść, co zrobić, tułaczy się po mieście i chowa, dopóki na coś nie wpadnie. Mam przynajmniej taką nadzieję, bo o wiele prościej byłoby go wtedy znaleźć. Gorzej jak miał plan. Gorzej jak jest już daleko stąd.
Wsiadam do samochodu i robię sobie przejażdżkę po dobrze znanym mi już mieście. Przypomina mi się, że Landon wcale go tak dobrze nie zna. Rodzina Carter dopiero co się tutaj wprowadziła. Jeżeli chadza się sam, to moja pierwsza teoria byłaby bardziej na miejscu. Co jednak jeżeli wcale sam nie jest? Jest z Duaną i Dennisem. Czy oni mają plan gdzie pójść? A może namówią go na coś? Na coś złego? Zdążyłem przypomnieć już sobie skąd kojarzę Dennisa. Widziałem go w czasie pożaru, gdy wbiegłem do szpitala szukać Landon'a. Pamiętam słowa, które mi powiedział. Jak chce Pan żyć to niech Pan stąd ucieka. To był jego głos, głos nastolatka. Dziwnie się zachowywał. Wcześniej powiedział też coś o wiele niższym głosem, takim który wiem że już słyszałem i wiem skąd. Landon'a już nie ma. Spóźniłeś się. Przypomina mi się Skyler. Spóźnił się Pan. Powiedzieli dokładnie to samo. Jest ciemno. To teren zabudowany Muszę się skupić na drodze. Czy to wszystko jest jakoś powiązane?
Nagle dzwoni mój telefon, który położyłem na siedzeniu obok. Jasny ekran oświetla ciemne wnętrze samochodu. Sam nie wiem czemu, mam wrażenie że zobaczę imię mojej pomocniczki lub Hailey. Ale nie. Mrużę oczy. Przejeżdżam akurat koło dużego marketu, obok którego znajduje się stacja paliwowa. W ostatniej chwili skręcam i tam parkuję. Sięgam po telefon. Nie zdążam odebrać ale odzwaniam.
-Halo?
-Dzień dobry, przepraszam że tak późno dzwonię- Odzywa się znajomy, miły kobiecy głos.
-Ależ nic się nie stało. Czy wszystko w porządku?- Pytam szczerze zmartwiony, bo z tyłu słyszę histeryczny płacz i krzyki.
-Moja córka bardzo chciałaby z Panem porozmawiać- Gdy mam coś powiedzieć, kobieta szybko dodaje- Mówi, że to pilne.
-Ja... Teraz?
-Nie, nie!- Mówi szybko, roztargniona-Ona chce twarzą w twarz... przepraszam, zdaję sobie sprawę że to pokręcone, ja...
-Rozumiem.
-Umówiłby się z nami Pan na jutro? O ósmej muszę być już w pracy... to naprawdę wydaje się być pilne.
-O czym chce ze mną rozmawiać?
-Mówi, że wie coś co może Panu pomóc. Mówi, że to bardzo pilne- Podkreśla przed ostatnie słowo.
-Czy ma to związek z...
-Mówi coś o jakimś chłopaku, że jest niebezpieczny i trzeba go znaleźć.
-Jak ma ten chłopak na imię?
-Lambert? Chyba coś takiego... A nie. Mówi to właśnie pod nosem... Landon!- Wytrzeszczam oczy- Mówi też inne dziwne rzeczy...
-Jutro. Siódma rano. U Państwa. Będę.
-Bardzo dziękuję, córka by mnie tu normalnie ukatrupiła gdyby się Pan nie zgodził, haha!
-Dobranoc.
-Dobranoc. I jeszcze raz przepraszam za problem.
Rozłączam się. Przy okazji, jak i tak już jestem pod stacją, tankuję samochód. Płacę za paliwo i kupuję sobie kawę, której nie potrafię odmówić. Następną godzinę spędzam na kontynuacji mojej przejażdżki po mieście, po tym wracam do mieszkania. Kawa ani trochę mnie nie pobudziła, na dodatek potrzebny mi odpoczynek. W końcu umówiłem się jutro rano na spotkanie z Meredith Bein, która bardzo chce ze mną o czymś porozmawiać.

***

Po drodze na stołówkę wypijam całą Colę, nawet nie kwestionując nadzwyczajnie dobrego stanu automatu z którego wypadła. Pustą puszkę gniotę jak potrafię i wyrzucam do kosza, znajdującego się tuż przy jednym ze stolików, który jako jedyny jest w miarę dobrym stanie. To przy nim też, siedzi Dennis. Wcina żarcie, które znalazł. Na mój widok przerywa jedzenie i szuka na tacce czegoś czym mógłby się ze mną podzielić.
-Skąd masz to wszystko?- Pytam.
-Ze spiżarni- Mówi i wręcza mi solone orzeszki, paczuszkę krakersów, soczek jabłkowy ze słomką i batonika czekoladowego. Mrugam. Nie spodziewałem się, że aż tyle od niego dostanę.
-O jeny, dzięki.
-Ta, jedz i zabieramy się stąd.
Siadam na przeciwko niego. Jemy w ciszy. Kiedy kończymy, wpychamy to co po nas zostało do pełnego kosza na śmieci i ruszamy w stronę wyjścia. Jeżeli policja jeszcze tu wróci, znajdzie to i z nami połączy (przykładowo używane przez nas słomki)- my będziemy już daleko stąd. Bo tak, razem z Dennisem mamy zamiar opuścić to miasto. Co prawda Dennis o tym jeszcze nie wie, ale kiedy mu powiem, na pewno zgodzi się mi towarzyszyć. Nie wie on w końcu gdzie ma się podziać a ja boję się być sam. Wróciłeś. Ja też wróciłem. Głośno przełykam ślinę. Kierujemy się w stronę wyjścia. Dennis idzie przodem, zwyczajnie dlatego że chodzi szybciej ode mnie.
-Szybciej- Pospiesza mnie. I słusznie. Ktoś może tu przyjść w każdej chwili. Jak nie policjanci czy dziennikarze to ciekawskie nastolatki, mimo iż wchodzić tu niby nie można. Poradzili by sobie, tak jak my sobie poradziliśmy.

Landon...

Przyspieszam. Doganiam Dennisa, idę teraz koło niego. Z oddali widzę drzwi ewakuacyjne, wiem że w budynku jest takich kilka, jestem jednak pewny że są to te same którymi wyszliśmy za pierwszym razem.

Landon... Landon... Landon...

Ignoruję głosy w mojej głowie. Ciekawi mnie czy Dennis też je teraz słyszy i czy tak samo jak ja stara się je ignorować, tak jak narastający ból głowy.

Landon. LANDON. LANDON!!!

Już nie wytrzymuję. Upadam na kolana, łapię się za głowę i krzyczę z bólu. To coś rozrywa mi czaszkę, jestem tego pewny. Zaraz umrę. Moje serce płonie. Płaczę. Tarzam się po podłodze. Nie przestaję się drzeć. Kątem oka widzę, że Dennis też leży na podłodze. Jest skulony, ma zamknięte oczy i zaciśnięte zęby, stara się nie krzyczeć. Zakrywa uszy. Wierzga nogami. Wkrótce on też nie wytrzymuje. Teraz już oboje się drzemy. Czuję dym. Dym jest wszędzie. Czuję go. Nic nie widzę. Nie mogę otworzyć oczu. Pieką mnie. Ten ból. Palę się. Napewno się palę. Mam wrażenie, że się palę. Muszę się palić, bo czuję jakbym się palił. Płonę. Ktoś wylał na mnie wrzątek. To musiało się stać, bo tak się czuję. Zaraz umrę. Czuję, że umieram. Jestem pewny, że zaraz umrę.
-Pomocy! Proszę, ktokolwiek!- Wołam- Zostaw mnie! Zostaw mnie w spokoju!
Dennis uderza nogami w ścianę. Łapie się za głowę, odchyla ją do tyłu. Krzyczy przeraźliwie. I nagle wszystko to się kończy. Ból się kończy. Dennis przestaje krzyczeć, przestaje też się tarzać. Gwałtownie ucicha. Leży z szeroko otwartymi oczami, ma ciemne tęczówki. Czy zawsze takie miał? Nie wiem, nie pamiętam. Ja też nie czuję już bólu. Tak nagle. Powoli wstaję. Dennis tak samo. Nie patrzymy się na siebie. Bez słowa wychodzimy z budynku. Słyszę głosy ale głowa mnie już nie boli.

Pomogłem Ci. Teraz pora na mnie. Wróciłeś. Dobrze, że wróciłeś. Ja też wróciłem. Po to co mi się należy. Po Ciebie. Po was. Jesteście moi.
Moi. MOI. Moimi marionetkami.

𝐎𝐧 𝐰𝐢𝐞 | 𝐬𝐤𝐨𝐧́𝐜𝐳𝐨𝐧𝐞 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz