Rozdział 5 - Czy ty jesteś córką Elizabeth Anderson? cz.2

294 7 6
                                    

Obudziłam się sama. Bez budzika. Skierowałam swój wzrok na zegar wiszący na ścianie.

- Jest 6:30, czemu w domu jest tak cicho? - powiedziałam sama do siebie. Zawsze o tej godzinie można było słychać mamę krzątającą się po kuchni.

Zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy. Kurcze nie naszykowałam sobie wczoraj ubrań. Trudno. Wzięłam obcisłą fioletową bluzkę na krótki rękaw, niebieskie dżinsy z dziurami i czarną bieliznę. Poszłam do łazienki. Przebrałam się, umyłam zęby, rozczesałam włosy. Zauważyłam, że z moimi włosami jest coś nie tak. Zamiast jednego kosmyka włosów miałam ich aż dwa. Jak to możliwe? Co się dzieje?

No trudno, tym zajmę się potem. Postanowiłam zrobić z nich małe warkoczyki. Już miałam wychodzić z łazienki, gdy przypomniałam sobie, że nie pomalowałam ust i rzęs. Podeszłam do lustra, z kosmetyczki wyjęłam tusz do rzęs i pomalowałam je, po czym do ręki wzięłam błyszczyk. Tym razem postanowiłam na ciemniejszy kolor.

Po zrobieniu porannej rutyny, powędrowałam do kuchni. Na stole leżała karteczka.

Melody, nie będzie nas do 20:00, ponieważ musimy załatwić ważną sprawę. Przekaż William'owi, żeby przed twoim przyjściem ze szkoły, odgrzał ci obiad.
Kochamy was,
Wasi rodzice.

Co jest? Nigdy nie zostawiali dla nas wiadomości. Zazwyczaj pisali do Willa, nie bawili się w pisanie liścików. Coś jest nie tak.

Moje myślenie przerwał chłopak wchodzący do kuchni.

- Hej Melody - przywitał mnie brat.

- Hej Will - odpowiedziałam mu.

- Coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną - zapytał z troską.

- Nie wiem. Chyba tak, rodzice zostawili kartkę na stole z wiadomością - powiedziałam.

- Przecież rodzice nigdy nie zostawiają listów do nas. Pokaż go. - Zmarszczył brwi. Podałam mu biały papier. Po przeczytaniu go, spojrzał na mnie.

- Coś jest nie tak, mówię ci Will. Nie zauważyłeś, że co raz częściej ich nie ma? Przyjeżdżają z pracy późno, bardzo późno. Mówią, że mają ważne spotkania i teraz mają jakąś sprawę do załatwienia. Oni przed nami coś ukrywają i nie chcą nam o tym powiedzieć - powiedziałam zaniepokojona.

- Wszystko będzie dobrze, Mel. Jak przyjadą musimy z nimi porozmawiać - pokiwałam energicznie głową. - Teraz na spokojnie zjedzmy śniadanie. Na razie się tym nie zamartwiajmy, dobrze? - uspakaj mnie.

- Mhm. - Mruknęłam cicho.

- Co chcesz ma śniadanie? - zapytał.

- Płatki z mlekiem - nie byłam głodna, ale wiem, że jak nic nie zjem to powie rodzicom.

- Tylko? - pokiwałam twierdząco głową. - No dobrze. Tylko w szkole zjedz przyzwoite śniadanie, nie chcę żebyś zemdlała.

- Okej - odpowiedziałam krótko.

Zielonooki położył przede mną talerz z płatkami, a sobie zrobił tosty. Zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku poszłam na korytarz. Ubrałam białe buty. Gdy miałam już wychodzić, usłyszałam głos mojego brata.

- Poczekaj chwilę wyjdziemy razem - powiedział, wchodząc schodami na górę.

- Dobra, ale masz 5 minut! - krzyknęłam za nim. Po jakiś 3 minutach brunet zszedł ze schodów. Stanął obok mnie i założył czarne buty.

- Gotowy. - Uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam. Otworzył drzwi. - Panie przodem.

- Ale z ciebie gentleman - parskneliśmy śmiechem. Wyszłam z domu, Will skierował się w stronę swojego samochodu, a ja do szkoły. Zapomniałam! Odwróciłam się i rzuciłam się bratu na szyję.

To the moon and back.../Wyatt Lykensen ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz